Union Berlin został brutalnie wybudzony z pięknego snu. Drużyna ze stolicy Niemiec po zaskakującym sezonie 2022/23 zapracowała na miejsce w fazie grupowej Champions League. Po kilku ciekawych wzmocnieniach wierzono, że podopieczni Ursa Fischera są w stanie włączyć się do walki o czołowe lokaty w Bundeslidze, a i w Lidze Mistrzów zaskoczą niejednego faworyta. Po dobrym początku sezonu (3 zwycięstwa z 12 strzelonymi golami), nadeszło 5 kolejnych porażek. Union przekonał się, że piękny sen dobiegł końca, a każdy punkt trzeba będzie wyszarpać. Dzisiejszy pojedynek z portugalską Bragą był starciem o „być albo nie być” w wymarzonej elicie europejskich pucharów. Niemiecki zespół mając w perspektywie starcia z Napoli i rewanż z Realem Madryt, musiał wygrać.
Berlińskie święto do 41. minuty układało się perfekcyjnie
Piłkarze Artura Jorge radzili sobie dramatycznie słabo. Nie potrafili skonstruować żadnej akcji ofensywnej, a co gorsze — pozwalali Unionowi na wyprowadzanie prostych, ale niezwykle skutecznych kontr. O ile bramka Robina Gosensa z 5. minuty nie została uznana, o tyle Sheraldo Becker dwukrotnie wykorzystał swoje przyśpieszenie, strzelając dwa gole (30. i 37. minuta) odpowiednio po podaniach Alexa Krala oraz Lucasa Tousarta. Oba trafienie były bardzo podobne i bazowały na zmyśle strzeleckim Surinamczyka oraz biernej postawie defensorów Bragi. Niemiecki zespół spokojnie robił swoje — Portugalczycy jedynie się temu przyglądali.
Braga przechodziła obok spotkania i… nagle strzeliła swojego gola. Frederik Rønnow po uderzeniu z dystansu odbił piłkę pod nogi Sikou Niakate, który bez problemu zmniejszył przewagę Unionu. W jednej chwili Braga wróciła do gry i do końca pierwszej połowy szukała wyrównania. Berlińczycy mogli prowadzić 3:0, a jednak mieli już tylko 2:1. Co więcej, oczywiste stało się, że po zmianie stron to Braga pójdzie po kolejne trafienia. I rzeczywiście, w drugiej połowie Union Berlin nie miał już wiele do powiedzenia. Portugalczycy przestali popełniać proste błędy w ofensywie, a doskonale radzili sobie przy stałych fragmentach. Nieoczywiste rozegranie rzutu rożnego doprowadziło do pięknej bramki Brumy. To nie był przypadek, a zwieńczenie lepszego okresu gry gości. Jednocześnie, trudno nie odnieść wrażenia, że gospodarze z każdą minutą wyglądali gorzej. Zaczęli mocno — potem wytracili rytm i oddali inicjatywę.
Rozpacz niemieckich kibiców
Wynik 2:2 utrzymał się do samego końca, ale to Braga była zespołem, któremu bardziej zależało na zwycięstwie. Wszystko wskazywało na remis, jednak w 4. minucie doliczonego czasu gry, uderzeniem zza pola karnego wygraną portugalskiej drużynie zapewnił Andre Casto. To był istny dramat Unionu Berlin, na który po prostu zasłużyli. Zmarnowali przewagę, pozwolili rywalom uwierzyć w swoje szanse, a potem czekali na ten jeden, ostateczny cios. Zespół Ursa Fischera przegrywa SZÓSTY kolejny mecz, a twarze kibiców na widowni mówiły wszystko. To miało być piłkarskie święto, a przerodziło się w prawdziwą piłkarską tragedię. W tym momencie trudno wierzyć, że Unionowi pozostanie coś więcej niż 4 grupowe spotkania Ligi Mistrzów. Widząc wyniki w Bundeslidze, mogą to być ostatnie takie mecze na dłuższy czas…