Przedostatnia kolejka Premier League przyniosła kolejne rozstrzygnięcia. Oficjalnie poznaliśmy już mistrza Anglii, kolejnego uczestnika Ligi Mistrzów, a także zespół, który zagra w przyszłych rozgrywkach w europejskich pucharach. Zapraszamy na subiektywny przegląd tego, co działo się w minionej serii gier w angielskiej elicie w formie 5 wniosków.
Liverpool potrzebuje solidnej przebudowy, aby wrócić do gry o tytuł
The Reds w ostatnich tygodniach bardzo często byli chwaleni. Także na naszej stronie mogliście przeczytać wiele pochwał w ich kierunku, aczkolwiek w podsumowaniu po ostatniej kolejce Premier League zaznaczaliśmy, że to „ciągle nie jest zespół sprzed roku” oraz, iż w trakcie serii serii siedmiu wygranych, która zakończyła się w tą sobotę remisem z Aston Villą (1:1) na Anfield „kilka zwycięstw nie było idealnych”. Jurgen Klopp znalazł nowy system, w którym jego zespół lepiej się odnajduje, wyciągnął więcej potencjału z niektórych zawodników, jak Trent Alexander-Arnold, Curtis Jones, także Van Dijk, czy Fabinho wrócili do lepszej dyspozycji.
Niemniej jednak, w nowym systemie Liverpool ma sporo pozycji, które latem wymagałaby wzmocnień, aby znaleźć zawodnika o bardziej pasującej charakterystyce. Andy Robertson jest świetnym lewym obrońcą, ale gra przez większość meczu jako trzeci stoper nie do końca mu służy. Zawodnicy w środku pomocy, którzy w fazie ataku przesuwają się wyżej nie mają tylu atutów w ostatniej tercji boiska, co w innych grających w ten sposób zespołach (było to widać w meczu z Aston Villą). Kolejnym aspektem byłoby poszerzenie kadry, aby mieć jakościowych następców na konkretne pozycje. Jeśli Klopp będzie chciał trzymać się systemu, w którym Liverpool gra obecnie to zespół potrzebuje solidnej przebudowy latem, aby ponownie włączyć się do gry o tytuł.
Druga połowa sezonu w wykonaniu Arsenalu studzi optymizm fanów
Manchester City oficjalnie został już mistrzem Anglii, a nad czynnikami kolejnego mistrzostwa wywalczonego przez zespół Pepa Guardioli pochyliliśmy się w osobnym tekście. The Citizens nie musieli czekać na niedzielny mecz z Chelsea, ponieważ Arsenal oddał im tytuł przegrywając z Nottingham. Kanonierzy obecny sezon z pewnością zaliczą do bardzo udanych, ponieważ nikt nie spodziewał się, że w ogóle będą walczyć o mistrzostwo, jednak druga połowa sezonu musi martwić Mikela Artetę. O ile ciągle wydawało się, że jeśli ostatecznie nie zdobędą tytułu to tylko dlatego, że Manchester City wejdzie na nieosiągalny poziom. Tak też się stało, ale Arsenal oddał mistrzostwo zdecydowanie za wcześnie – na 3 mecze przed końcem rozgrywek dla rywali.
W pierwszej połowie sezonu The Gunners w 19 meczach zdobyli 50 punktów, a to było tempo na wyrównanie najlepszego sezonu w historii Premier League (Manchester City 2017/18). W następnych 18 spotkaniach piłkarze Mikela Artety zgromadzili natomiast tylko 31 punktów. Średnio mniej niż dwa na mecz. W analizowanym okresie to dopiero siódmy wynik w lidze. Ten zespół bez wątpienia ma potencjał, ale celując w najwyższe laury takie obniżki formy są niedopuszczalne.
Dyskwalfikacja Ivana Toneya nie musi być tak wielkim problemem jakim się wydaje
Kiedy w minionym tygodniu gruchnęła wiadomość o dyskwalifikacji Ivana Toneya na 8 miesięcy wydawało się, że Brentford stoi przed trudnym zadaniem w przyszłym sezonie, aby odpowiednio zastąpić swojego napastnika. Wskazując najważniejszego piłkarza ofensywy The Bees chyba każdy bez wahania postawiłby na Anglika. 20 goli mówi samo za siebie, ale Toney to też ogromna wartość w kreowaniu sytuacji dla kolegów i walce w powietrzu. Pomysł Thomasa Franka na grę ofensywną niemal zawsze rozpoczyna się od dalekiego podania w stronę napastnika.
Kiedy jednak spojrzymy na wyniki Brentford bez Ivana Toneya w składzie okazuje się, że zespół wcale nie odczuwa braku swojego lidera. W czterech meczach zespół Thomasa Franka zdobył 10 punktów. Wygrał z Liverpoolem (3:1), West Hamem (2:0) oraz z Tottenhamem w tej kolejce (3:1), a zremisował z Nottingham Forest (2:2). Oczywiście to mała próbka, ale tak czy inaczej w tych spotkaniach można było dostrzec, że trener ma również pomysł, kiedy Toneya brakuje. A to bardzo dobra informacja na przyszłość. Brentford wydaje się na tyle stabilnym zespołem, że brak jednej gwiazdy nie przewróci konstrukcji.
Sean Dyche robi w Evertonie naprawdę dobrą robotę
Sean dyche podjął się naprawdę trudnej misji. Kiedy przejmował Everton zespół miał 3 punkty straty do bezpiecznej strefy, a zespół pod kątem jakości kadry wygląda mizernie, zwłaszcza jeśli chodzi o jej szerokość. Jakiś czas temu w jednym z podsumowaniu pisaliśmy, że utrzymanie Evertonu może zależeć od dostępności podstawowych zawodników. Z tym wcale nie jest dobrze, a Evertonowi ciągle udaje się punktować w tempie, dzięki któremu utrzymują się nad powierzchnią.
W meczu z Wolves (1:1) Dyche nie miał żadnego zdrowego lewego obrońcy i z konieczności zagrał tam Dwight McNeil, a pod koniec pierwszej połowy urazu (znowu) doznał Dominic Calvert-Lewin, którego obecność ogromnie zwiększa możliwości zespołu w ataku. Szkoleniowiec Evertonu musi kombinować i łatać powstałe dziury, ale na razie sprawdza się w tym dobrze jednocześnie wprowadzając do zespołu elementy swojej filozofii. Dorobek Seana Dyche’a (17 punktów w 18 meczach) może nie zwala z nóg, ale biorąc pod uwagę, że obejmował rozbity zespół w trakcie sezonu trzeba stwierdzić, że jest dla Evertonu wartością dodaną.
Newcastle jest bardzo dobre, ale musi jeszcze doszlifować atak pozycyjny
Newcastle remisując z Leicester na własnym stadionie oficjalnie zapewniło sobie grę w Lidze Mistrzów w następnym sezonie. Zdobycie co najmniej 1 punktu mocno ułatwili im rywale, którzy zagrali arcydefensywnie nastawiając się na wywiezienie z St. James’ Park bezbramkowego remisu. W całym meczu oddali tylko 1 strzał, dopiero w doliczonym czasie gry drugiej połowy.
Po działaniach Newcastle śmiało możemy stwierdzić, że chcieli wygrać, stworzyli sobie nawet sporo sytuacji, ale mimo wszystko w ich grze czegoś brakowało. Mogły podobać się kombinacje w bocznych sektorach i kontrola meczu, jednak czystych okazji strzeleckich z gry nie było wielu. Jeśli Eddie Howe będzie szukał elementów, które powinnien jeszcze usprawnić w swoim zespole to ataki pozycyjne przeciwko rywalom, którzy parkują autobus w swoim polu karnym będą jedym z nich (choć po prawdzie to wiele drużyn ma z tym kłopot). Trener Newcastle na razie bardzo harmonijnie rozwija swoją ekipę, więc możemy się spodziewać, że za niedługo wyeliminuje także ten mankament.
Co jeszcze wydarzyło się w 37. kolejce Premier League?
- Manchester United wygrał z Wolves (1:0) i jedną nogą są już w TOP 4. Aby zapewnić sobie Ligę Mistrzów na przyszły sezon zespół Erika ten Haga potrzebuje minimum 1 punktu w dwóch ostatnich meczach.
- Dzięki zachowaniu czystego konta w meczu z Wilkami poznaliśmy także bramkarza, który zdobędzie Złotą Rękawicę w tym sezonie. Jest to David de Gea. Hiszpan ma więc argumenty na krytykę, która na niego spada.
- W ostatnich tygodnaich forma Brighton mocno faluje, ale w ten weekend nie mieli problemów z pokonaniem zdegradowanego już Southampton (3:1). Tym samym zespół Roberto De Zerbiego jest już pewny gry w europejskich pucharach w przyszłym sezonie.
- Coraz trudniejsza robi się sytuacja Leeds. Zespół Sama Allardyce’a przegrał z West Hamem na London Stadium i jeśli w ostatniej kolejce nie wygra z Tottenhamem u siebie to spadek stanie się faktem.
- Aby mieć szansę na utrzymanie wygrać w ostatniej kolejce musi także Leicester, które wczoraj zremisowało bezbramkowo z Newcastle. Patrząc na poczyniania Lisów w ofensywie (1 strzał w całym meczu z Newcastle) zwycięstwo z West Hamem nie będzie łatwe.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej