Przed starciem meczu Kolejorza z Hapoelem Villarreal wygrał z Austrią Wiedeń, czym zapewnił sobie awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji. Walka toczy się tak naprawdę o drugie miejsce w grupie i Lech dziś zrobił krok, aby tam się znaleźć. Remis z Hapoelem nadal daje zespołowi van den Broma pole position w wyścigu o fazę pucharową.
Lech rozpoczął to spotkanie z dużą energią chcą narzucić rywalom własne warunki.
Starał się zakładać pressing wysoko i prowadzić grę, ale szybko stracili bramkę. Joel Pereira popełnił błąd faulując w polu karnym (choć trzeba przyznać, że gdyby w Lidze Konferencji korzystano z VAR-u to być może decyzja sędziego byłaby inna). Filip Bednarek drugi raz nie wyrwał zespołu z opresji i Kolejorz musiał odrabiać straty. Mając w pamięci mecz sprzed tygodnia i męczarnie, jakie zafundowali kibicom piłkarze Johna van den Broma w ataku pozycyjnym – można było pomyśleć, że to najgorszy możliwy scenariusz. Niemniej jednak, Lech dziś był bardziej produktywny. Poznaniacy bazowali na szybkim zmienianiu ciężaru gry poprzez dalekie przerzuty na bocznych obrońców, którzy tworzyli przewagę w bocznych sektorach. Biorąc pod uwagę, że Lech grał bez „10-tki”, a w drugiej linii mocniej postawił na destrukcję niż na kreatywność to był to całkiem niezły plan.
W pierwszej połowie zespół Johna van den Broma przeprowadził kilka dobrych ataków bocznymi sektorami i po jednym z nich wywalczyli rzut rożny, po którym wyrównującego gola zdobył Filip Szymczak.
Po wyrównaniu Hapoel doszedł do głosu.
W drugiej połowie to gospodarze byli zespołem częściej stwarzającym sobie sytuacje. Lech nie potrafił przejąć kontroli nad tym meczem i zdecydowanie zbyt często i zbyt łatwo tracił futbolówkę na połowie rywala. Goście swoimi prostymi błędami sami napędzali Hapoel Beer Sheva. Wydawało się, że Hapoel będzie bardziej dążył do strzelenia kolejnego gola, ale po wprowadzeniu Amarala Lech uspokoił grę, ale do zdobycia zwycięskiego gola brakowało jakości w kluczowych momentach.
Z perspektywy Kolejorza najważniejsze, że udało się wywieźć punkt z Izraela i utrzymać się na 2. miejscu w tabeli grupy. Przełomowych odkryć to spotkanie nie dało. Bardzo dobrze zagrał znów Dagerstal zapewniając spokój w tyłach i dobrze wprowadzając piłkę. Swoją misję wykonał środek pomocy z Murawskim i Karlstromem, a na skrzydle szarpał Michał Skóraś. Z drugiej strony – Van den Brom ciągle musi mieć negatywny ból głowy z obsadą drugiego skrzydła, a Filip Szymczak mimo, że strzelił bramkę to ogólną grą nie przekonał. Szkoda tych słabych punktów, bo one blokują nieco Lecha w takich meczach.