Pierwszy mecz tego sezonu Premier League pomiędzy zespołami big six nie wyłonił zwycięzcy. Emocji i kontrowersji było mnóstwo, co najlepiej oddają obrazki słownych wojenek pomiędzy trenerami. Thomas Tuchel i Antonio Conte po końcowym gwizdku obejrzeli czerwone kartki. Bardziej zadowolony z remisu pewnie jest Tottenham, ponieważ z przebiegu całego spotkania to Chelsea była lepsza. Jakie wnioski możemy wyciągnąć po tym spotkaniu?
Thomas Tuchel potrafi znaleźć idealny plan na konkretny mecz…
Zacznę od Tuchela – Niemiec to bez wątpienia jeden z najlepszych trenerów w przygotowywaniu planu na konkretny mecz z mocnym rywalem. Z zespołem, który był poza TOP 4 Premier League, kiedy go obejmował jeszcze w tym samym sezonie wygrał Ligę Mistrzów eliminując m.in. Atletico, Real i Manchester City. W żadnym z tych starć Chelsea nie była wskazywana jako faworyt. Pepa Guaridolę ograł również w półfinale Pucharu Anglii. W minionym sezonie zmysł taktyczny Tuchela było widać szczególnie w meczach z Tottenhamem. W półfinale Carabao Cup w obu spotkaniach przechytrzył Conte odchodząc od najczęściej stosowanego ustawienia 3-4-3 na rzecz 4-2-2-2, a kilkanaście dni później znów pokonał Koguty zachowując czyste konto zmieniając system na 4-3-3.
Dziś Tuchel po raz kolejny opracował trafną strategię. Zastosował ten sam wariant, który pomógł zespołowi odwrócić losy dwumeczu z Realem Madryt w ćwierćfinale poprzedniej edycji LM i doprowadzić do dogrywki. To była hybryda pomiędzy klasycznym dla Chelsea 3-4-3, a 4-2-2-2. Ustawiony na prawym wahadle Ruben Loftus-Cheek w fazie posiadania piłki często schodził do środka i otwierał korytarz dla ustawionego za jego plecami Reece’a Jamesa. W efekcie The Blues mieli przewagę w środku pola i kontrolowali spotkanie. Tottenham był schowany do kieszeni. Do momentu, kiedy nie odezwał się zmysł taktyczny trenera rywali.
…ale Antonio Conte też zna się na swoim fachu
W 57. minucie szkoleniowiec Tottenhamu podjął ryzyko. Z boiska ściągnął lewego wahadłowego Ryana Sessegnona, a wprowadził Richarlisona i zmienił ustawienie na 4-4-2 odwzorowując system rywala. Można powiedzieć, że Conte poszedł all-in, ponieważ zespół nastawił się bardziej ofensywnie i w konsekwencji mecz się otworzył. Tottenham zostawiał ofensywie Chelsea jeszcze więcej miejsca, ale sam potrafił się odgryźć. I doprowadził do wyrównania. Mimo remisu środowisko Kogutów musi mieć świadomość, że to nie był dobry mecz zespołu. Do momentu wejścia Richarlisona nawet nie kontrataki, a same ich próby można by policzyć na palcach jednej ręki. Zabójczy ofensywny tercet Kane – Son – Kulusevski był wyłączony z gry. Koreańczyk 16 z 22 kontaktów z piłką zanotował na własnej połowie.
Cofając się pamięcią do poprzedniego sezonu z łatwością możemy sobie przypomnieć podobne spotkania, w których Tottenham był bezzębny. Kiedy rywal dobrze założy wysoki pressing (co dziś zrobiła Chelsea) to ekipa Antonio Conte często nie potrafi sobie z tym poradzić. Czy przejście na 4-4-2 będzie rozwiązaniem tego problemu? Niekoniecznie. Piłkarze nie są przyzwyczajeni do gry w 4-osobowym bloku obronnym, co zresztą dziś było widać. Przy 1:1 Tuchel przeszedł na typowe dla Chelsea 3-4-3 i cztery minuty później – zanim jeszcze Conte zdążył wrócić do ustawienia z trójką obrońców – wahadłowy Reece James dał Chelsea prowadzenie wbiegając w pole karne zupełnie nieobstawiony.
Nowe nabytki Chelsea zaczynają się spłacać
Pierwszy gol Chelsea? Dośrodkowanie z rzutu rożnego Marca Cucurelli i znakomite wykończenie wolejem Kalidou Koulibaly’ego. Drugi gol? Wykończenie Reece’a Jamesa po podaniu Raheema Sterlinga. Każdy z trójki nowych nabytków The Blues dołożył w tym meczu coś do klasyfikacji kanadyjskiej.
Najgorzej z tej trójki (co nie oznacza, że źle) zagrał Raheem Sterling. 27-latek może irytować tym, czym irytował w gorszych okresach w Manchesterze City. Zbyt długim holowaniem piłki podczas dryblingów oraz nieodpowiednimi i zbyt wolnymi decyzjami pod polem karnym rywala. Na razie można to oczywiście tłumaczyć czasem potrzebnym do adaptacji do nowego zespołu i wypracowaniem nici porozumienia z partnerami z ataku.
Natomiast ciężko znaleźć aspekty, w których można się przyczepić do Marca Cucurelli i Kalidou Koulibaly’ego. Hiszpan na lewej stronie dobrze współpracuje z kolegami, intensywnością gry pasuje na pozycję wahadłowego, a takimi drobnymi rzeczami, jak podania, czy wyjście na pozycję pokazuje jakość. Były piłkarz Napoli gwarantuje za to niesamowitą pewność w defensywie. Może nie będziemy oglądać w jego wykonaniu takich szarż do przodu, jak u Rudigera, ale w rozegraniu (poza samym początkiem meczu, kiedy biła od niego nerwowość) był dla zespołu wartością dodaną. W Chelsea latem zaszło sporo zmian, wielu ekspertów wieszczyło im trudny sezon, jednak wejście do zespołu nowych twarzy daje nadzieję, że na finalną, dopracowaną na tip-top wersję Chelsea nie będziemy musieli długo czekać.
Po więcej treści z Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej