Reprezentacja Tunezji to obecny mistrz Czarnego Lądu. Co ciekawe rok temu przypieczętowała trzeci z rzędu triumf na swoim kontynencie. Jednakże do tej pory nie pokazali na żadnej międzynarodowej wystawie zachwycającego projektu. Zapewne Lwy Kartaginy i teraz miarkę mają ustawioną niezbyt wysoko i na pewno zadowolone by były z powtórzenia rezultatu z 2006 roku.
Po drugi krok
To właśnie wtedy na halach Kraju Kwitnącej Wiśni jedyny raz Tunezyjczycy przeszli do drugiej rundy. Zostali ostatecznie sklasyfikowani na piętnastym miejscu z trzema wygranymi na koncie. W przeszłości zwyciężali już tyle razy, jednak wtedy nawet wcześnie odpadający grali o dokładne rozmieszczenie miejsc przez co rozgrywali więcej spotkań. Dlatego tym bardziej tamte czasy nie mogą się równać wyczynowi z Japonii. Aczkolwiek trzeba przyznać, że na początku swojej drogi trafili korzystnie z przeciwnikami.
Teraz również Tunezja wylosowała dość przystępną grupę. I to nawet na tyle, aby nieśmiało myśleć nawet o zajęciu drugiego. Drużyny Portoryko i Ukrainy nie są wcale nieosiągalne dla afrykańskich czempionów. W rankingu FIVB obie zajmują niższe miejsca. Do tego zespół z Europy nie ma doświadczenia na mistrzostwach świata (Ukraina wzięła w nich udział wcześniej tylko raz), natomiast Portorykańczycy w ostatnich edycjach nie odbiegali od nich poziomem i również błyskawicznie kończyli swój udział.
Stalowy Ben
Trener Tunezji Antonio Giaccobe ma do dyspozycji zawodników przede wszystkim grających w rodzimej lidze. Rodzynkiem w tym zestawieniu jest znany polskim kibicom Wassim Ben Tara. Atakujący Stali Nysa ma za sobą mieszany sezon. Jego zespół zamknął tabelę PlusLigi i został zmuszony do rozegrania barażu o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na szczęście z tej batalii Stal wyszła zwycięsko. Natomiast sam siatkarz indywidualnie zdołał zająć dziesiąte miejsce w rankingu atakujących ligi.
Pozostali gracze są mocno anonimowi poza granicami Tunezji. Zresztą na oficjalnych stronach federacji trudno odszukać o nich jakieś konkretne szczegóły. Również wiedza na temat samych rozgrywek jest tam znikoma. A przecież mowa o kraju, który jest jednym z wiodących w Afryce. A i tak można odczuć wrażenie, że volleyball nie jest dla niego ważny. W kontekście wyróżników należy spoglądać na mecze reprezentacji.
Nie ma ognia do fajerwerków
Przed mistrzostwami Tunezja wzięła udział w Challenger Cup próbując tym samym awansować do siatkarskiej Ligi Narodów. Niestety lwie kły nie dały rady przegryźć knedlików i już w pierwszej rundzie odpadły z turnieju. W tym pojedynku nie wybiło się przed szereg zbyt wiele pozytywnych elementów. Podopieczni Giaccobe na pewno operowali skutecznym blokiem zdobywając w ten sposób dziewięć. Potrafili także wykorzystać słabość Czechów w drugim secie i z pełnym spokojem go zabezpieczyć dla siebie.
Co nie mogło się podobać to liczba błędów skutkującymi oddaniem punktów przeciwnikowi. Dokładnie aż trzydzieści oczek Tunezja przekazała w darowiźnie. Do tego jej atak zanotował dokładnie skuteczność na poziomie 36,2 procent. Trudno taką ofensywę określić mianem dewastującej. Zwłaszcza, że miała przed sobą przeszkodę znacznie cieńszą od tych, które staną przed nią na mundialu. Jeszcze wcześniej rozegrała trzy mecze towarzyskie z Grecją. Wygrała dwa z nich po dość wyrównanych bataliach.
Podnieść prestiż
Afryka czeka na ten pierwszy przełomowy turniej w wykonaniu któregoś z jej przedstawicieli. Jednak smutnym faktem jest to, jak bardzo drużyny z tego kontynentu są oddalone od nawet siatkarskich średniaków. Tunezja pomimo swojego bogatego prymatu na własnym podwórzu ma wiele do udowodnienia na świecie. Skok nad postawioną poprzeczką będzie milowym krokiem w kierunku rozwoju.
Kwestią jest czy warto pokładać w Tunezji wielkie nadzieje. Przed czempionatem bilans lwów jest wyrównany. Jednak grali z ekipami, których na parkietach Polski i Słowenii nie zobaczymy. Grupę mają fajną, ale nikt się nie zdziwi jeśli znowu skończą ostatni w zestawieniu. Zasadniczo wszystko sprowadza się do tego czy są w stanie wnieść się ponad własną przeciętność.