Przychodził do Barcelony jako jedna z największych kontrowersji transferowych w historii klubu. Z początku zupełnie nie było widać w nim ambicji i chęci rozwoju. A potem… stał się ulubieńcem fanów. Pokornym gościem, znającym swoje miejsce w szeregu. Perfekcyjnym „jokerem z ławki”, potrafiącym strzelać niezwykle ważne bramki. I tak, Luuk de Jong kończy swoją misję w Barcy. Holender odchodzi jako cichy bohater, którego nikt się po nim nie spodziewał.
Żywy dowód na to, że „chcieć to móc”
Luuk zaczynał swój epizod w Barcelonie, w bardzo trudnym momencie dla klubu. Camp Nou opuścili m.in. Messi oraz Griezmann, a Ronald Koeman nie dogadywał się z prezesem Laportą. Ta negatywna atmosfera z pewnością udzieliła się również Holendrowi, mimo że to właśnie były trener Blaugrany ostatecznie poprosił o wypożyczenie go z Sevilli. De Jong wyglądał nieprawdopodobnie apatycznie, zupełnie jakby nie zależało mu na pokazaniu się z dobrej strony. Nie był w stanie spełnić najprostszych wymagań, dla których go sprowadzono – czekanie w polu karnym i zdobywanie bramek po stałych fragmentach.
Ale to z czasem się zmieniło. Po dłuższej przerwie od gry i spędzenia wielu spotkań w całości na ławce, Luuk wrócił odmieniony. 31-letni napastnik przełamał się w sobie. Zaczął pokazywać się do gry, starał się pomagać przy rozegraniu, walczył o piłki. Strzelił 7 bramek, próbował szalonych przewrotek, cieszył się grą kiedy tylko dostawał swoje szanse. Bardzo możliwe, że gdyby nie on, to Barcelona nie skończyłaby sezonu w top 4 i nie zagwarantowała sobie udziału w przyszłej edycji Ligi Mistrzów. I tak oto, z wypychanego z klubu gracza, Luuk de Jong stał się jednym z ulubieńców fanów.