Czy obecny sezon Chelsea można uznać za rozczarowanie?

Na tydzień przed zakończeniem sezonu wszystkie rozstrzygnięcia Chelsea są już znane. Miejsce w TOP 4 może odebrać im tylko kompletna katastrofa, w Lidze Mistrzów przygodę zakończyli na ćwierćfinale, a w Pucharze Anglii w finale lepszy okazał się Liverpool po rzutach karnych. Po ostatnich rozgrywkach, w których wygrali Ligę Mistrzów i obiecującym letnim oknie transferowym możemy to śmiało napisać – miało być lepiej. Tak więc, czy ten sezon w wykonaniu Chelsea powinniśmy rozpatrywać w kategorii rozczarowania?

Wszystko szło zgodnie z planem… do grudnia

Przez blisko połowę sezonu Chelsea szła łeb w łeb z Manchesterem City oraz Liverpoolem i wydawało się, że cała trójka odjedzie reszcie ligi. Jeszcze na początku grudnia, po zwycięstwie z Watfordem The Blues byli liderem. Paradoksalnie jednak, ten mecz zwiastował kłopoty zespołu Thomasa Tuchela w dalszej części sezonu. Ale o tym później. Teraz skupmy się na tym, jak wyglądała Chelsea do tego momentu. A był to zespół, który dobrze pamiętamy z końcówki poprzedniego sezonu wzmocniony o napastnika klasy światowej w postaci Romelu Lukaku.

REKLAMA

Belg zaliczył bardzo dobre wejście do zespołu strzelając bramkę w meczu z Arsenalem, a potem dokładając dublet w spotkaniu z Aston Villą. Lukaku był dla Chelsea kimś, kogo właśnie potrzebowali. Napastnikiem, który będzie strzelał gole z pół-sytuacji. Były piłkarz Interu odniósł jednak kontuzje, ale Chelsea cały czas dobrze punktowała, choć nie zawsze przekonywała swoją grą. W pewnym momencie sezonu mieli największą różnicę na plus pomiędzy xG (golami oczekiwanymi), a rzeczywistymi trafieniami oraz pomiędzy xGC, a golami straconymi.

Kiedy jednak do składu wrócili Ben Chilwell i Reece James zespół zmienił się diametralnie. Thomas Tuchel nieco zmodyfikował system gry The Blues, a najważniejsze role pełnili w nim wahadłowi, którzy grali bardzo ofensywnie, częściej schodzili do środka i generalnie mieli większy wpływ na rozgrywanie ataków przez zespół. Ich liczby w pewnym momencie sezonu były niesamowite. Reece James w pierwszych sześciu meczach, które rozpoczął od 1. minuty miał 4 gole i 4 asysty. Chilwell natomiast w 6 spotkaniach ligowych zdobył 3 gole i zaliczył asystę. Kiedy po listopadowej przerwie na reprezentacje rozbijali Leicester na King Power Stadium (3:0), a kilka dni później przejechali się po Juventusie (4:0) nie brakowało głosów, że to obecnie najlepszy zespół w Europie.

Chelsea nie potrafiła poradzić sobie bez wahadłowych

Pod koniec listopada Ben Chilwell naderwał więzadła krzyżowe. To był moment, po którym Chelsea złapała zadyszkę i grudzień był miesiącem, w którym wypisali się z walki o mistrzostwo Anglii. Oprócz braku zagrożenia z lewej strony negatywnie na zespole odbiły się także urazy N’golo Kante i Matteo Kovacicia. Bez nich Chelsea miała mniejszą kontrolę nad spotkaniem, ale przede wszystkim – była bardziej podatna na kontrataki przeciwnika. W trakcie serii 5 meczów, w których obaj byli kontuzjowani Chelsea nie zachowała żadnego czystego konta i straciła 8 goli. Najlepszym przykładem, jak ważnymi piłkarzami dla Chelsea są obaj środkowi pomocnicy był zremisowany 2:2 mecz z Liverpoolem, w którym obaj spisali się fantastycznie.

Pod koniec 2021 roku ten sam los spotkał Reece’a Jamesa i Tuchel musiał rzeźbić bez dwóch najważniejszych elementów. Co gorsza, ciężko było znaleźć dla nich zastępców. Marcos Alonso był daleki od swojej optymalnej dyspozycji, a po prawej stronie Cesar Azpilicueta, który nominalnie gra jako jeden z trzech środkowych obrońców nie potrafił zaoferować w ofensywie choć części tego, co jego młodszy kolega. Po znakomitych meczach, w których Chelsea fruwała nad boiskiem przyszedł okres, w którym The Blues nie potrafili stwarzać sobie dogodnych okazji. Wyczekiwany powrót Lukaku przedłużył się, ponieważ Belg chwilę po wyleczeniu urazu i powrocie na boisko zaraził się wirusem COVID-19. Kiedy wrócił do pełnej dyspozycji więcej niż o jego sytuacji boiskowej – mimo, że w dwóch meczach strzelił 2 gole i wywalczył rzut karny – mówiło się o czymś zupełnie innym.

Problem Lukaku i poszukiwania najlepszej ofensywy

Pod koniec grudnia Belg udzielił kontrowersyjnego wywiadu dla stacji Sky Sports, w którym otwarcie mówił o tęsknocie za Interem i narzekał na sposób gry Chelsea. Między wierszami dał sygnał, że nie czuje się najlepiej na Stamford Bridge, a Thomas Tuchel nie potrafi w pełni wykorzystać jego potencjału. Choć zawodnikowi nigdy nie wypada iść z takimi rzeczami do mediów to Lukaku po części miał rację – jego potencjał nie był dobrze wykorzystywany (o tym, dlaczego szerzej pisaliśmy tutaj).

Zrozumiał też chyba to sam Tuchel, bo od tego momentu zaczął coraz częściej mieszać w zestawieniu ofensywy i szukać najlepszego zestawienia. Po raz pierwszy za swojej kadencji użył także ustawienia z czwórką obrońców. Grali m.in. w systemie 4-2-2-2, 4-3-3 (bardzo podobnym do Manchesteru City), czy 4-2-3-1 i wrócili na dobre tory. Sytuację, gdzie strata punktowa do Manchesteru City była już praktycznie nie do odrobienia niemiecki szkoleniowiec wykorzystał na eksperymenty taktyczne i sprawienie, aby zespół był bardziej elastyczny taktycznie.

Choć Chelsea w trakcie eksperymentów z ustawieniem fundowanych przez Tuchela punktowała całkiem nieźle to ciężko było nie odnieść wrażenia, że liga stała się w pewnym sensie poligonem doświadczalnym, aby jak najlepiej przygotować się na fazę pucharową Ligi Mistrzów. Każdy z ofensywnych zawodników Chelsea pokazał w tym czasie, że ma potencjał i w odpowiednich warunkach, w odpowiedniej roli potrafi wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Havertz sprawdzał się na „9-tce”, Ziyech i Hudson-Odoi jako szeroko ustawieni skrzydłowi, a Timo Werner i Christian Pulisic jako atakujący operujący w półprzestrzeniach. Nie było jednak systemu, który pasowałby każdemu z nich.

Chelsea zawaliła pierwszy mecz z Realem

Po wielu miesiącach intensywnych poszukiwań najlepszego zestawienia ofensywy na najważniejsze mecze wiosny, czyli dwumecz z Realem Madryt w LM Thomas Tuchel wrócił do ataku, który zapewniał Chelsea triumf w tych rozgrywkach sezon wcześniej. Na Stamford Bridge od 1. minuty wyszedł tercet Mount – Havertz – Pulisic, a na Santiago Bernabeu – Mount – Havertz – Werner. Dwumecz z Realem uwidocznił też czułe punkty zespołu, o których załatanie latem nie zadbał pion sportowy. W pierwszym meczu z Viniciusem kompletnie nie poradził sobie Christensen i w rewanżu do tej misji został oddelegowany Reece James, którego przesunięcie na środek obrony automatycznie mocno obniża potencjał ofensywny zespołu. Na papierze na wahadle grał Ruben Loftus-Cheek, ale w rzeczywistości Anglik był kimś pomiędzy wahadłowym, a środkowym pomocnikiem. Taktyka Tuchela zdała egzamin, ale Chelsea nie zdołała odrobić strat z pierwszego meczu i odpadła z Ligi Mistrzów w ćwierćfinale.

REKLAMA

To oznaczało, że Chelsea ma już tylko jedną misję – wygrać Puchar Anglii i dołożyć trofeum do gabloty. Teoretycznie w lidze musieli utrzymać miejsce w pierwszej czwórce, ale przewaga była na tyle duża, że nawet utrata 10 punktów w 6 meczach od odpadnięcia z LM daje The Blues 5-punktowy zapas nad piątym miejscem na dwie kolejki przed końcem. Premier League znów dla Tuchela mogło być rozgrywkami testowymi, jednak Niemiec zdecydował się na szlifowanie gry w ustawieniu z trójką obrońców. Tak też podeszli do finału FA Cup. Podobnie, jak w meczu o Puchar Ligi po 120 minutach gry był bezbramkowy remis i zwycięzcę trzeba było rozstrzygnąć w rzutach karnych. A jedenastki po raz kolejny lepiej egzekwowali The Reds.

Czy ten sezon Chelsea można uznać za rozczarowujący?

Patrząc na stratę do Manchesteru City i Liverpoolu w ligowej tabeli, odpadnięcie z Ligi Mistrzów w ćwierćfinale i Klubowe Mistrzostwo Świata na pocieszenie – tak. Biorąc pod uwagę okoliczności – lepiej wstrzymać się z taką tezą. Już pomijając fakt, że oba finały krajowych pucharów The Blues przegrali po karnych, a z LM wyrzucił ich finalista i jeden z najlepszych zespołów w Europie to liczne kontuzje mocno odbiły się na losach tego sezonu. Spójrzmy na procentowy czas gry w obecnych rozgrywkach najważniejszych – moim zdaniem (możecie się nie zgadzać) – piłkarzy Chelsea:

  • Antonio Rudiger – 89% możliwych minut w Premier League, 90% w Lidze Mistrzów
  • Thiago Silva – 76% PL, 81% LM
  • Reece James – 52% PL, 54% LM
  • Ben Chilwell – 17% PL, 20% LM
  • N’golo Kante – 50% PL, 46% LM
  • Mateo Kovacic – 48% PL, 46% LM
  • Mason Mount – 70% PL, 58% LM

Czterech z siedmiu najlepszych piłkarzy Chelsea w obecnym sezonie nie przekroczyło 60% możliwych do rozegrania minut.

Na wahadłach zespół nie miał jakościowych zmienników (Alonso ostatnio gra przyzwoicie, ale wcześniej zawodził), natomiast w środku pola Jorginho jest w gorszej formie niż w poprzednim sezonie, a wypożyczenie Saula okazało się kompletnym niewypałem, więc każda nieobecność Kante lub Kovacicia wiązała się z kłopotami.

Oczywiście, Thomas Tuchel też nie jest bez winy. Sytuacja z Romelu Lukaku w dużej mierze idzie na jego konto, podobnie jak ogólna dyspozycja całego zespołu w ofensywie od grudnia. Jedynym atakującym, który trzymał równy poziom przez większość rozgrywek był Mason Mount. Reszta zawodników miewała przebłyski formy, ale brakowało regularności. Dlatego też ataki pozycyjne przeciwko głęboko ustawionym rywalom często wyglądały po prostu blado. Nie pomogły z pewnością też zawirowania wokół sprzedaży klubu przez Romana Abramowicza i niepewność, co do dalszej przyszłości. Ostatecznie klub został przejęty przez amerykańskie konsorcjum, na którego czele stoi Todd Boehly. I to z nim u sterów Chelsea będzie kontynuowała misję wejścia na poziom Liverpoolu i Manchesteru City. W pierwszym pełnym sezonie pracy na Stamford Bridge Tuchel przekonał się o tym, że jest to trudniejsze niż się wydaje.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,732FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ