Wisła Płock rozpoczęła nowy sezon PKO BP Ekstraklasy wprost wybornie. Nafciarze po 2 kolejkach mają komplet punktów, i to nie zdobyty z byle kim. Na początku pokonali Koronę Kielce, a później ograli na wyjeździe pretendenta do mistrzostwa Polski – Raków Częstochowa. Beniaminek zaczął świetnie, lecz ku przestrodze musiał mieć w pamięci obrazki z sezonu 2022/23. Tam Wisła również doskonale weszła w sezon tylko po to, by koniec końców spaść z hukiem z Ekstraklasy. Podopieczni Mariusza Misiury mieli niemałe szanse wydłużyć serię zwycięstw – do Płocka przyjechał Piast Gliwice. Gliwiczanie rozegrali na razie tylko jeden mecz, w którym ulegli Górnikowi Zabrze. Muszą walczyć o każdy punkt – w końcu zdaniem wielu będą uwikłani w walkę o utrzymanie.
Piast to potrafi zanudzić – i widza, i rywala
To spotkanie zaczęło się dość ospale, a obie ekipy powoli i ostrożnie wchodziły w ten mecz. Na ciekawszą akcję trzeba było czekać do 7. minuty. Pierwszy zaatakował Piast. Michał Chrapek próbował szarpnąć na skrzydle, lecz obrońca Wisły nie dał się oszukać. Skończyło się na strachu, i to nieznacznym, gdyż z rzutu rożnego nic nie wyniknęło. Pierwszy strzał został oddany 4 minuty później. Patryk Dziczek trafił w siatkę. Niestety dla gliwiczan, w tę oddzielającą sektor kibiców Wisły od boiska. Gospodarze z kolei potrzebowali kwadransa, by pokazać próbkę swoich możliwości. Inicjatywa była po stronie podopiecznych Maxa Möldera, którzy mieli ogromną przewagę w posiadaniu piłki. Ich gra była jednak potwierdzeniem tego, że tę statystykę lepiej traktować jako ciekawostkę. Zagrożenie pod bramką Wisły? Znikome.
Ekipa z Górnego Śląska utrzymywała posiadanie piłki w granicach 65-70%. Mimo rzekomo ofensywnej gry, gliwiczanie z przodu grali trochę nieśmiało. To sztuka przy tak dużym czasie spędzonym przy piłce, w przeciągu 30 minut nie wykreować sobie żadnej, groźniejszej akcji. Takiej, po której mógłby paść choćby strzał. Płocczanie mieli już dość czekania na poczynania rywala i jego marazmu. Wzięli sprawy w swoje ręce i niemal natychmiastowo przewyższyli Piasta w statystykach związanych ze strzałami. 4 uderzenia w 5 minut, w tym raz František Plach musiał interweniować. Po chwili Piast wrócił do piłki, lecz to Nafciarze otworzyli wynik. Wiktor Nowak kapitalnie przepuścił piłkę piętą, do Dominika Kuna. 32-latek miękko wrzucił piłkę w pole karne, a Jorge Jiménez jedynie dołożył głowę i strzelił gola do szatni.
Gospodarze prowadzą w Płocku! Jorge Jimenez z pierwszym golem w sezonie 😎
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) August 1, 2025
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cUAHv pic.twitter.com/us2wu8dkcQ
Dominik Kun show!
50 minut. Tyle Piastunki kazały swoim kibicom czekać na celny strzał. W chaosie w polu karnym odnalazł się Igor Drapiński, który sprawdził czujność Rafała Leszczyńskiego. Wicemistrz Polski z sezonu 2023/24 nie uciął sobie drzemki. A w obliczu tak dużej nieudolności Piasta w ofensywie nie byłoby żadnym zdziwieniem, gdyby Leszczyńskiemu przymknęły się powieki. W pierwszym kwadransie drugiej połowy niewiele się zmieniło względem tej pierwszej. Przy piłce częściej był Piast, ale więcej konkretów miał zespół z Mazowsza, co potwierdziło się w 61. minucie. To był teatr jednego aktora – Dominika Kuna. Kun napędził kontrę Wisły, potem zagrał do Kevina Čustovicia. Szwed odegrał koledze, a ten bez zbędnych kalkulacji huknął na bramkę i piłka od poprzeczki wpadła do bramki. Gol został rozliczony jako samobój Placha, lecz tutaj Słowaka nie należy winić – miał po prostu pecha.
GOOOOOOL! CO ZA STRZAŁ KUNA! 🚀
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) August 1, 2025
Piłka odbiła się jeszcze od Placha i wpadła do siatki ⚽
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/E4GJWndMae
Wisła wciąż na zwycięskim szlaku!
W piłkarskim środowisku mówi się, że 2:0 to najbardziej niebezpieczny wynik. Istnieje także powiedzenie, że wyjątki potwierdzają regułę. Tak było na stadionie w Płocku. Piast nie był w stanie jakkolwiek zagrozić gospodarzom. Był jak bokser po nokaucie – zamroczony, na deskach. Chociaż to też nie był efekt jedynie drugiej straconej bramki – gliwiczanie tak grali niemalże przez cały mecz. W 78. minucie niewiele brakowało, by Piast złapał kontakt, za sprawą obrońcy Wisły. Piłka odbiła się od Marcusa Haglinda-Sangré i toczyła się w stronę siatki. Leszczyński rzucił się do niej, lecz mógł odetchnąć z ulgą, bo minęła bramkę o centymetry.
Do końcowego gwizdka Patryka Gryckiewicza nic się już nie zmieniło, Wisła Płock po raz trzeci z rzędu zgarnęła pełną pulę w nowym sezonie Ekstraklasy. Tym samym wiadomo już, że tę kolejkę Nafciarze spędzą w najgorszym wypadku na 3. miejscu. To jeszcze nie jest tak efektowne wejście w sezon jak to było w drugiej połowie 2022 roku, jednakże są na bardzo dobrej drodze. Ponadto kibice Wisły chyba zapomnieli, jak to jest zaznać smaku porażki w meczu ligowym, gdyż to nie nastąpiło od 28 kwietnia. Może i Piast więcej grał piłką, jednakże w futbolu chodzi o to, by strzelać gole, a nie tylko pilnować futbolówki przy nodze. Piast rozegrał bardzo słaby mecz, co nie jest dobrym prognostykiem na resztę sezonu. Ciężkie czasy czekają ekipę z Gliwic.