Bundesliga wróciła pełną parą, a już po dwóch meczach tego roku zaczął robić się tłok w jej górnej części tabeli. Mistrzowski Bayern Monachium stracił aż 4 z 6 możliwych do zdobycia punktów. 20 stycznia zremisowali 1:1 z Lipskiem, a cztery dni później niechlubnie powtórzyli ten wynik z FC Koln — po bramce rzutem na taśmę w 90′. Wyżej wspomniany RB Lipsk zbliżył się do nich na jeden punkt różnicy (mają jedno rozgerane spotkanie więcej). Trzy „oczka” do lidera traci Union Berlin, chociaż ciężko ich upatrywać w kategorii pretendenta do obalenia długoletniej dominacji bawarczyków. Z kolei Borussia Dortmund wygrała dwa ze swoich spotkań, wskakując na 5. miejsce z tą samą ilością punktów co czwarty Eintracht. Mimo że BVB dzieli tylko 5 punktów od pozycji Bayernu i czeka ich jeszcze bezpośrednie starcie (jesienią padł między nimi remis), to ciężko kibicom z „żółtej ściany” myśleć o czymś więcej niż gwarant gry w Lidze Mistrzów i ligowe podium. Dlaczego? Co nie gra w BVB?
1. Problemy w ataku
Co prawda Borussia ma już do dyspozycji powracającego po chorobie Sebastiena Hallera. Iworyjczyk ma wielkie umiejętności i nie podlega to żadnej dyskusji. Borussia, sprowadzając doświadczonego napastnika latem za ponad 30 milinów euro, chciała dać wyraźny sygnał, że to będzie gość, na którym można polegać w ataku. Plany pokrzyżował odkryty rak jądra (złośliwy guz).
Sebastien przeszedł ciężką i żmudną drogę, w tym chemioterapie i inne metody leczenia. Wrócił na boisko. W zimowym sparingu popisał się nawet hat-trickiem. W pierwszym oficjalnym meczu po powrocie wszedł w drugiej połowie meczu. W drugim tak samo, lecz tym razem zaliczył kluczową dla rezultatu meczu asystę. Może to napawać optymizmem, ale wiadomo, że w tej rundzie trzeba podchodzić z dystansem do jego występów i brać duży kaliber błędu pod uwagę. Oczywiście w Dortmundzie doskonale zdają sobie z tego sprawę i są wyrozumiali.
Zdecydowanie większym problemem dla ofensywy Borussii jest to, że ich „młode wilki” zawodzą, nie dają rady. Mowa oczywiście o świętej trójcy w postaci Moukoko, Adeyemiego i Malena. Pierwszy z nich, czyli Youssoufa Moukoko podpada kibicom na boisku, jak i poza nim. Ostatnio dostał bardzo dobry — jak na swój wiek i na to, co dotychczas pokazał na boisku — kontrakt. Warto zaznaczyć, że nie były to gładkie negocjacje i wielu sympatyków BVB było oburzonych, że 18-latek (który de facto jeszcze nic szczególnego nie udowodnił) ma czelność stawiać kolosalne warunki władzom klubu — dodatkowo hurtowo odrzucając oferty, mówiąc jednocześnie o wielkim przywiązaniu do Dortmundu.
Moukoko błyszczał, ba! Był prawdziwym potworem na tle swoich rówieśników w młodzieżówkach. Nie przekłada się to jednak na dorosły futbol. Nie odmawiamy mu talentu, ale na razie jego gra na boisku wygląda adekwatnie do jego wieku — niezbyt dojrzale. Snuje się na murawie, nie dając zbyt wiele. Gdy już dochodzi do jakichś sytuacji, to je marnuje, pudłuje strzały. Albo olewa lepiej ustawionych kolegów. Z dużej chmury mały deszcz patrząc po tym, że dostał umowę, na mocy której będzie inkasował 6 milionów euro rocznie.
Donyell Malen i Karim Adeyemi kosztowali Borussię ok. 60 milionów euro. I o ile do Adeyemiego można mieć jeszcze cierpliwość (ma 21 lat), to do jego o trzy lata starszego kolegi ciężko ją mieć. Panowie rozegrali razem 25 spotkań (12 Malen, 13 Adeyemi) w tym sezonie Bundesligi i żaden z nich nie zdołał choć raz wpakować piłki do siatki. Rozczarowanie to mało powiedziane. Najbardziej doraźnie pokazuje to fakt, że spisany przez niektórych na straty Gio Reyna (który ma za sobą nieudany mundial) dwukrotnie w tym roku po wejściu z ławki dał zwycięstwo BVB za sprawą swoich goli. Można?
Paradoksalnie Borussia strzeliła aż 6 bramek w tych dwóch meczach. Tylko że dwie z nich zostały strzelone przez obrońców, jedna przez Jude’a Bellinghama (na którym w Dortmundzie wiecznie nie będą mogli polegać), dwie przez wspomnianego wcześniej Gio i jedna przez Jamiego Bynoe-Gittensa. Tylko że ten ostatni ma 18 lat i tylko 11 oficjalnych spotkań w pierwszej drużynie BVB, więc mowa o kolejnym talencie, ale nie chłopaku, który nagle wzniesie ten zespół w pojedynkę na wyższy level.
Jeśli chodzi jeszcze o stricte napastników, to Borussia zakontraktowała latem przecież Anthony’ego Modeste, który miał być doświadczonym zastępstwem pod nieobecność Hallera. Były zawodnik z Kolonii okazał się jednak transferowym niewypałem. 34-letni Francuz na 20 występów w koszulce BVB strzelił tylko dwie bramki (w tym jedną dającą punkt w ligowym starciu z Bayernem Monachium). Na 99% latem pożegna się z klubem. Co ciekawe, Steffen Tigges, którego Borussia sprzedała przed sezonem właśnie do FC Köln, ma w tym momencie na swoim koncie aż 6 bramek w Bundeslidze oraz 1 asystę. W przedostatnim meczu ustrzelił dublet, a jedną z bramek zdobył z około 45 metrów!
2. Dziurawa obrona jak szwajcarski ser
Tylko że szwajcarski bramkarz BVB Gregor Kobel sprawuje się bez zarzutów. Czego niestety nie można powiedzieć o jego kolegach z bloku defensywnego. Niestabilność w obronie to coś, co trapi BVB od dłuższego czasu. Nie radzą sobie przy stałych fragmentach gry, często gubią krycie, nie wywierają znaczącej presji na przeciwnikach z ataku. To jedne z wielu grzechów obrońców Borussii.
Tracą dużo — najwięcej z czołówki tabeli. Co gorsza, ciężko o mecz z czystym kontem z tyłu. W teorii może to wynikać z braku zgrania i ciągłych zmian, chociaż jakby się nad tym dłużej zastanowić to bardzo naciągany argument. Podstawową parą stoperów w teorii miał być Nico Schlotterbeck z Niklasem Sule. Problem w tym, że albo jeden, albo drugi wypada co jakiś czas z gry, a Mats Hummels mimo swoich minusów — w wieku 34 lat dalej potrafi zapewnić naprawdę solidne występy i nie miga się od walki o pierwszy skład.
Julian Ryerson jest nową osobowością na prawej stronie bloku obronnego, która może zapewnić spokój i solidność w tym sektorze. Wcześniej z Thomasem Meunierem bywało różnie, który zresztą i tak jest na wylocie z zespołu Edina Terzicia. Na lewej stronie występuje Raphael Guerreiro, który umówmy się — jest lepszy w ofensywie, niż w bronieniu — mimo że mowa w teorii o lewym OBROŃCY. Między innymi z tego powodu władze BVB nie zamierzają przedłużyć z nim wygasającego kontraktu.
Trener Borussii Dortmund (Edin Terzić) musi wykonać jeszcze kawał roboty, zwłaszcza w ułożeniu obrony. To banał, ale grę zaczyna się od tyłu. W Dortmundzie ten element szwankuje, a szkoda, bo mimo wcześniej wspomnianych kłopotów wśród zawodników ofensywnych — potrafią zdobyć wiele bramek. Problemem jest to, że równie łatwo i często umieją je tracić, a zwłaszcza po objęciu prowadzenia lub po prostu strzelonej bramce — może wynika to z braku koncentracji i zbyt wielkiego rozluźnienia po dobrych momentach? Wtedy to już zahacza o sferę mentalną.
3. Brak znaczących transferów, a tylko kosmetyczne zmiany
Jeśli pytasz, czy zimowanie na miejscu niedającym gry w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów skłoniło kogoś w Dortmundzie do wzmocnienia kadry, to odpowiadamy: nie. Do dzisiejszego popołudnia jedynym transferem „last minute” był wyżej wspomniany Julian Ryerson z Unionu Berlin. Borussia aktywowała jego kwotę odstępnego w postaci 5 milionów euro. Był to transfer zastępczy, ponieważ kontuzji doznał Thomas Meunier.
Dzisiaj dostaliśmy z kolei potwierdzenie o przenosinach do Dortmundu Juliena Duranville. Jest to 16-latek z potencjałem, ale raczej nie jest tym, kogo się teraz oczekuje w Dortmundzie „na już” — kolejny talent, fajnie, wiadomo. Tylko że ich chyba na razie starczy (widać przepych), a potrzeba czegoś innego. Nie można popadać ze skrajności w skrajności.
Idąc dalej tym tokiem, to zdaniem mediów jeszcze 18-letni Ivan Fresneda z Realu Sociedad stoi przed wyborem — Arsenal albo BVB. Nawet jeśli postawi na Dortmund (a większość na to wskazuje), to mowa raczej o letnim transferze.
Jeszcze jedno nazwisko na liście do zakontraktowania przez Borussię to Ramy Bensebaini. 27-latek z imienniczki z M’gladbach ma zastąpić Portugalczyka RG na lewej obronie, ale dopiero po zakończeniu obecnego sezonu, gdy będzie mógł przyjść do klubu z Dortmundu „za darmo”. Innych ruchów transferowych nie ma co się raczej spodziewać tej zimy, chyba że znowu ktoś wypadnie z gry.
4. Potrzeba nowych liderów
Aktualnie Borussia Dortmund głównie opiera swoją grę na 19-latku w postaci Bellinghama. Imponujące, ale i niepokojące, zwłaszcza że Anglik może już latem odejść z klubu. BVB bardzo stawia na młodych, przez co często czerpie z tego korzyści — sportowe, jak i finansowe. Te pierwsze w krótkim okresie i bez zdobywania trofeów (poza krajowym pucharem). Aktualnie najbardziej doświadczonymi graczami wydają się; rzecz jasna Marco Reus i Mats Hummels — kolejno 33 i 34 lata. Nie umniejszając im wkładu, renomy, historii, to bliżej mają do zjazdu do boxu niż dalej i powoli trzeba myśleć o zmianie pokoleniowej. Zwłaszcza że kontuzje ich nie omijają.
Nie można zarzucić władzom Borussii Dortmund, że nie myślą o tym, sprowadzając cały czas młodych i gniewnych. Tylko że jak pokazuje boisko, nie każdy okazuje się Jadonem Sancho czy Erlingiem Haalandem. Jeśli któryś z młodzików jest naprawdę dobry — szybko odchodzi za grubą kasę. Borussia potrzebuje stabilizacji w postaci bardziej ogranych graczy do podstawowej jedenastki, którzy nie odejdą przy nadwyżce formy.
Nowi liderzy? Kimś takim może być Niklas Sule, który już zakładał opaskę kapitańską w ostatnim meczu pod nieobecność Jude’a Bellinghama. Jego przenosiny z Monachium do Dortmundu były nieco kontrowersyjny, a o samym transferze dużo mówi fakt, że nie był niezastąpiony w Bayernie. Niemniej jednak jest to kandydat na solidne ligowe granie i postawę osoby w szatni, która chce ciągnąć zespół w górę.