Claudio Ranieri – piękna przygoda z Romą niezwieńczona Scudetto

Niedawno karierę zakończył jeden z najbardziej szanowanych włoskich szkoleniowców XXI wieku. 72-letni Włoch może nie wygrał w swojej karierze zbyt wielu trofeów, ba, może poszczycić się on tylko jednym ligowym zwycięstwem. Czasami jednak dobrego trenera nie one weryfikują, choć ten jeden tytuł znaczy tyle co dziesięć innych. Mowa oczywiście o Mistrzostwie Anglii zdobytym przez jego Leicester City w sezonie 2015/16. W tym tekście jednak nie na nim się skupię, a na jednym z epizodów Claudio Ranieriego w ojczyźnie, konkretnie w AS Romie.

Piłkarze mieli wybrać trenera. Wskazali kogo innego

Przygoda Claudio Ranieriego w AS Romie to nie był ten idealny, wymarzony przez wszystkich scenariusz. Gdy z klubem pożegnał się Luciano Spalletti, starszyzna piłkarzy otrzymała od zarządu klubu możliwość wybrania nowego trenera spośród dwóch kandydatów. Wszyscy zawodnicy wybrali te pierwsze nazwisko z możliwych: Roberto Manciniego, który niedawno wygrał scudetto z Interem Mediolan. Wielkim dla nich szokiem było, gdy w porze kolacyjnej klub oficjalnie ogłosił, że nowym szkoleniowcem został Ranieri.

REKLAMA

Francesco Totti, ówczesny kapitan zespołu ze stolicy Włoch, wściekły zadzwonił do Bruno Contiego, który pełnił rolę dyrektora technicznego w klubie, aby wyjaśnić tą sytuację. Ten od razu ruszył do kontrataku na piłkarza. Nazwał go i jego kolegów szalonymi i niedoinformowanymi o sytuacji klubu przez nieczytanie gazet. Określił sytuację klubu na skrajną twierdząc, że nie ma on złamanego euro do wydania. Ranieri miał zaś nie prosić działaczy o ani jeden transfer zawodnika, dlatego oczekiwał od Tottiego i reszty pełnego poparcia dla szkoleniowca. Ci pokornie zrozumieli sytuację Romy i przyjechali na lotnisko powitać niechcianego przez nich wcześniej trenera. Co najśmieszniejsze w tej sytuacji, Spalletti który wcześniej żegnał się z klubem, przy okazji późniejszego epizodu w Rzymie miał skarżyć się na zawodników, że ci bez żalu jechali witać nowego trenera.

Ranieri w pogoni za marzeniem o Scudetto

Piłka nożna to piękny sport, ponieważ w ciągu jednego dnia możesz przejść drogę z piekła do nieba. Taką przeszła Roma pod wodzą Ranieriego. Ten bardzo szybko zaimponował piłkarzom czymś innym niż inni trenerzy. Był przede wszystkim człowiekiem. Bardzo szybko łapał żarty i samemu się nimi posługiwał, co jeszcze ważniejsze odpowiednim zarządzaniem ludźmi wyciągał z nich pełne zaufanie do swojej osoby. W szatni jako rzymianin z krwi i kości pomagał w utrzymaniu odpowiedniej, nie nerwowej atmosfery. Wszystko to przy wcale nie najlepszej formie zespołu. Zespołu w którym często brakowało regularnie kontuzjowanego Tottiego. W pewnym momencie brakowało mu 14 punktów do Interu, który prowadził Jose Mourinho i powoli oczom zawodników ukazywała się strefa spadkowa.

Pod nieobecność Francesco Romę na swoich barkach nieśli jednak Vućinić oraz Julio Baptista, a także wypożyczony z Bayernu Monachium Luca Toni. Te zimowe wzmocnienie było bardzo ważne, aby włączyć się do wyścigu po scudetto. Na siedem kolejek przed końcem strzelił on piękną bramkę w zakończonym 2:1 starciu z Interem, dzięki któremu Giallorossim brakowało już tylko punktu do lidera.

Jak można było zaprzepaścić taką szansę?

AS Roma stała przed świetną szansą na wygraną w lidze włoskiej. Byłby to upragniony tryumf, który rozpaliłby całe miasto na kolejne miesiące. Niestety, ale do dziś Rzym wciąż nie może świętować zwycięstwa na krajowym podwórku. Przejdźmy jednak do 18 kwietnia 2010 roku, gdy piłkarze Ranieriego wychodzili do spotkania derbowego z Lazio jako liderzy ligi. Między oboma zespołami było aż 31 punktów różnicy! Jak to jednak wszyscy wiemy – derby w każdym mieście rządzą się swoimi prawami. Tak było i wtedy. Lazio prowadziło do przerwy 1:0, całkowicie tłamsząc swoich przeciwników. Co w przerwie meczu zrobił trener? Kazał zejść RZYMIANOM czyli Francesco i Daniele de Rossiemu. W szatni zapadła grobowa cisza. Szkoleniowiec miał jednak pełną rację – wychowankowie zbyt mocno przeżywali te spotkanie. Pytanie jednak: ilu trenerów zdecydowałoby się tak zaryzykować? Gdyby to nie wyszło – jego autorytet mocno by ucierpiał. Koniec końców Roma jednak wygrała po dublecie Vucinić’a 2:1.

Katastrofa jednak nadeszła w kolejnym spotkaniu. To właśnie wtedy, jak wspomina w swojej autobiografii Totti, było mu bardziej szkoda scudetto nie ze względu na siebie, a na trenera. Spotkanie domowe na Olimpico przeciwko Sampdorii, w której barwach grał dawny piłkarz Romy, Antonio Cassano. Przed spotkaniem odwiedza on u masażysty Tottiego, który szybko każe mu się wynosić. On jednak odpowiada, że nie może, a jego zespół gra o Ligę Mistrzów dlatego muszą wygrać to spotkanie.

Wynik meczu otwiera Totti i do końca pierwszej połowy Roma prowadzi 1:0. Cassano jednak jak to on w najważniejszych meczach, wziął ciężar gry na własne barki. Popisał się fenomenalnym zagraniem do Pazziniego i nagle na tablicy pokazującej wynik meczu było 1:1. W ostatnich minutach Pazzini dokończył jednak dzieła zniszczenia i pozbawił Tottiego drugiego scudetto w życiu, a Ranieriego jedynej szansy na ten sukces. Sam trener niedawno przyznał, że mistrzostwo zdobyte z Leicester w Premier League zamieniłby z chęcią na wygranie ligi ze swoją ukochaną Romą.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,897FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ