Remis Manchesteru City z Newcastle (1:1) na St. James’ Park dał okazję Liverpoolowi, aby po 6. kolejce Premier League objąć fotel lidera pod warunkiem, że wygrają z Wolves na Molineux. Zespół Gary’ego O’Neila słabo rozpoczął sezon, miał tylko punkt po pięciu meczach, ale terminarz, który otrzymali na początek jest bardzo trudny. Dziś czekał ich kolejny niezwykle wymagający test, bo naprzeciwko stanął Liverpool.
Wilki w tym sezonie zdecydowanie lepiej radzą sobie w pierwszych połowach
Dziś przeciwko Liverpoolowi również w pierwszej części spotkania grali lepiej niż wiele osób się spodziewało. Mowa tu bardziej o działaniach defensywnych niż tym, jaki mieli pomysł na kreowanie okazji pod bramką rywala. Nie pozwalali Liverpoolowi wykorzystać przestrzeni za linią obrony, nie dawali się wciągnąć do pressingu rywalom i dobrze znajdowali momenty na doskok, przez co Liverpool miał niewiele okazji na ataki w szybkim tempie przez środek.
Dwie najgroźniejsze okazje podopiecznych Arne Slota zostały stworzone poprzez dośrodkowania. Najpierw po podaniu Robertsona z najbliższej odległości pomylił się Dominik Szoboszlai, ale pod koniec pierwszej połowy po wrzutce bramkę strzelił Ibrahima Konate, który został w polu karnym po stałym fragmencie gry.
To co Konate dał Liverpoolowi, później zabrał
To on popełnił kardynalny błąd przy straconym golu. Francuski obrońca chciał wyblokować Stranda Larsena i pozwolić piłce wyjść za linię końcową, ale napastnik rywali wygrał walkę o piłkę i do siatki trafił Rayan Ait-Nouri. Goście nie musieli długo czekać na ponowne objęcie prowadzenia, bowiem kilka minut później otrzymali prezent w postaci rzutu karnego od Semedo, który nieprzepisowo przytrzymywał Jotę. Do jedenastki podszedł Mohamed Salah i nie pomylił się.
Mimo prowadzenia kibice Liverpoolu ciągle nie mogli być spokojni. Ich ulubieńcy mieli kilka okazji na podwyższenie prowadzenia po szybkich atakach, ale mecz otworzył się na tyle, że Wolves również miało swoje szanse, najczęściej za sprawą Matheusa Cunhii. Liverpool zdołał jednak opanować sytuację i w końcówce spotkania nie wdał się w nerwową grę, a trzymał rywala z dala od własnej bramki. Zespół Gary’ego O’Neila znów – jak choćby po ostatnim meczu z Aston Villą – może mieć poczucie, że silniejszy na papierze rywal był do ugryzienia, ale muszą się pogodzić z kolejną porażką, przez którą są na samym końcu ligowej tabeli.
Wolves 1:2 Liverpool (56′ Ait-Nouri – 45+2′ Konate, 61′ Salah [k.])
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej