Lazio po wygraniu ćwierćfinałowego spotkania z AS Romą (1:0) zamierzało kontynuować swoją serię trzech meczów bez porażki w rozgrywkach ligowych. Te zwycięstwa sprawiły, że „Biancocelesti” wrócili do czołówki Serie A. Dlatego zespół Maurizio Sarriego zamierzał po raz kolejny pokazać się z jak najlepszej strony. Rywalem było Lecce, które w ostatnich 9. spotkaniach wygrało tylko raz. Faworyt tej rywalizacji był tylko jeden i bez wątpienia byli nimi rzymianie.
Bardzo ospała gra gospodarzy
Gospodarze bardzo powoli wchodzili w to spotkanie. Mecze o 12:30 we Włoszech często mają taki urok. Piłkarze wyglądali na ludzi, którzy całkiem niedawno jeszcze byli w łóżku. Dlatego trzeba im dać czas zanim się rozkręcą i wejdą na swój najlepszy poziom. „Biancocelesti” byli drużyną lepszą. Było to widać przede wszystkim w sposobie budowania akcji i w posiadaniu piłki. Jednak piłkarze Maurizio Sarriego nie potrafili tej swojej przewagi przekuć na coś lepszego. Goście dość dobrze się bronili i robili wszystko, by jakiekolwiek swoje okazje wykorzystywać możliwie jak najlepiej. Nie zamierzali się tylko bronić zawodnicy Lecce i szukali swoich szans. Nie przyjechali do Rzymu na ścięcie. Walczyli o każdą piłkę i momentami niekoniecznie wyglądali na zespół ze środka ligowej tabeli.
Podopieczni Maurizio Sarriego grali tak jakby byli przekonani o swojej wyższości. Wyglądali na ludzi, którym niekoniecznie się spieszy. Czuli się lepsi i wiedzieli, że prędzej czy później strzelą gola. Im dłużej trwało to spotkanie, tym bardziej można było odnieść wrażenie, że wygra drużyna, która strzeli tego jednego – zwycięskiego gola. Jednak w tym minimalizmie Lazio wyglądało coraz gorzej. Goście to widzieli i postanowili wziąć sprawę w swoje ręce. Szkoda tylko, że brakowało im w kluczowych momentach skuteczności. Gdyby dzisiaj na Stadio Olimpico przyjechał lepszy zespół niż Lecce (z całym szacunkiem) to gospodarze mogliby po pierwszej połowie nie schodzić z bezbramkowym remisem. Za mało polotu i chęci do grania. Wkradł się niepotrzebny luz. Na stojąco meczu się wygrać nie da.
Nieznaczna poprawa gry
Lazio w tym spotkaniu grało bez napastnika. Z problemami zdrowotnymi od dłuższego czasu boryka się Ciro Immobile. Na dzisiejsze spotkanie niedostępny był również Valentin Castellanos. Dlatego gra ofensywna tego zespołu wyglądała jak wyglądała. Jednak ich poczynania w drugiej części spotkania były o wiele lepsze niż przed przerwą. Znacznie szybciej i pewniej grał zespól „Biancocelestich”. Nie dopuszczali piłkarzy Lecce do tak wielkiej liczby okazji. Taka gra przyniosła efekt. W 58. minucie po składnej akcji piłkarze Lazio wyszli na prowadzenie. Podanie Luisa Alberto wykorzystał Felipe Anderson. Wystarczył jeden zryw, by gospodarze dopięli swego. Niewykorzystane okazje piłkarzy Roberto D’Aversy się zemściły. To właśnie różniło obie ekipy w tejże rywalizacji.
Skuteczność. To dzisiaj różniło od siebie obie ekipy. Dlatego Lazio walczy o najwyższe cele, a Lecce jest zespołem środka stawki. Z takimi wynikami ten zespół robi jednak wszystko, by ze średniaka ligowego włączyć się do gry o utrzymanie. „Biancocelesti” notują czwarte ligowe zwycięstwo z rzędu i awansują na piąte miejsce w tabeli. Znakomicie ekipa Maurizio Sarriego wykorzystała korzystny terminarz, tym samym odrabiając straty do czołówki. Kryzys zażegnany, lecz gra Lazio jest daleka od ideału. Na ten moment kluczowe są jednak wyniki, które ostatnio jak najbardziej się zgadzają.