Władze WTA postanowiły, że tegoroczne święto kobiecego tenisa, jakim bez wątpienia jest WTA Finals zostanie rozegrane w meksykańskim Cancun. Z biegiem czasu widać, że delikatnie mówiąc, nie był to najlepszy pomysł. Takiego turnieju świat jeszcze nie widział. Prawdę mówiąc, pozostaje mieć nadzieje, że już nigdy nie zobaczy.
Jeden wielki Meksyk…
W ostatnich latach ten turniej lubi gościć w różnych częściach świata. Nawet dwa lata temu cała impreza odbyła się w Meksyku. Gdy Agnieszka Radwańska w 2015 roku wygrywała te rozgrywki, to musiała lecieć do Singapuru. Jednak tak źle jeszcze nie było.
Zacznijmy od tego, że kilka dni przed pierwszym meczem zawodniczki nie miały gdzie trenować. Dlaczego? A no dlatego, że kort jeszcze nie był zbudowany. Gdy zażegnano ten problem, pojawiły się kolejne. Pogoda, która jak to w życiu płata figle i tym razem nie zamierzała odpuszczać. Silny wiatr i częste opady deszczu od drugiego dnia zmagań nie odpuszczały. Zawodniczki zaczynały swoje mecze i po chwili musiały schodzić z kortu. Nie wiedziały kiedy tak naprawdę mają przygotowywać się do następnych spotkań, ponieważ w każdej chwili mogły zejść z kortu i już na niego nie wracać. A obrazki, na których to zawodniczki przykrywają się ręcznikami i parasolkami, które są łamane od silnego wiatru, zostaną z fanami kobiecego tenisa na wiele lat.
Zamiast pamiętać o niesamowitych zagraniach najlepszych tenisistek świata, zapamiętamy z tego turnieju brak organizacji i fatalną pogodę. Narzekania zawodniczek na forum publicznym są idealnym podsumowaniem tego całego turnieju. Porównajmy go zresztą do trwającym w tym samym czasie zawodów Paris Masters. Kolosalna różnica. Publiczność rozgrzana do czerwoności. Najlepsi tenisiści i żadnego problemu z organizacją.
Poczucie żenady
Spora ilość meksykańskich pojedynków była rozgrywana w ciszy. Brakowało kibiców z prawdziwego zdarzenia. A wystarczyło zorganizować turniej w miejscu, w którym korty są kryte. Wtedy warunki pogodowe nie odgrywałyby takiej roli i nie mówilibyśmy o takim absurdzie. W Meksyku w tym czasie przechodzą licznego rodzaju załamania pogodowe i trąby powietrzne. Nie raz były momenty, w którym zawodniczki nie mogły przebić piłki na drugą stronę siatki, bo wiatr dochodził do głodu. Tak się nie da grać.
Zawodniczkom i fanom zostało coś zabrane. Ciekawe kto za to wszystko odpowie i czy w ogóle będzie jakaś poważniejsza reakcja. Bardzo możliwe, że sprawa rozejdzie się po kościach. Jedyną nadzieją jest ostra i zdecydowana reakcja zawodniczek. To one mają wpływ na budowę marki kobiecego tenisa. Co by nie mówić największą. Miało być święto tenisa, a wyszła przykra farsa. Pocieszające, że chociaż Iga Świątek ze sportowego punktu widzenia może być zadowolona…