Historia dzieje się na naszych oczach! Po raz pierwszy w dziejach, finałowe starcie siatkarskiej Ligi Mistrzów będzie pojedynkiem polsko — polskim. Do Jastrzębskiego Węgla, który pokonał wczoraj turecki Halkbank dołączyła dzisiaj Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Obrońcy tytułu (i zwycięzcy z sezonu 2020/21) mieli jednak trudne zadanie utrzymać przewagę z pierwszego spotkania przeciwko Perugii. Włosi, grając na swoim terenie, wierzyli, że mogą odrobić straty i pokazać swoją siłę.
Sir Sicoma Monini Perugia od początku chciała wysoko zawiesić poprzeczkę
Przegrany pierwszy set byłby dla nich ogromnym problemem i koniecznością wygrania kolejnych czterech, by awansować do finału. ZAKSA odskoczyła od wyniku 12:11, ale do końca nie była w stanie wypracować większej przewagi. W decydujących momentach różnicę zrobił Bednorz, ale cała szóstka utrzymywała wysoki poziom. Narzekać mogliśmy jedynie na kilka zmarnowanych szans, bowiem przyjęcie i rozegranie funkcjonowało bardzo dobrze. Finalnie udało się wygrać seta 25:23, co dawało jasną sytuację. Perugia nie mogła już sobie pozwolić na jakiekolwiek chwile słabości.
W secie numer dwa rozkręcił się Flavio. Brazylijski środkowy Perugii raził zagrywką, a także punktował blokiem. Włoski zespół wypracował sobie przewagę 10:6, po czym… stracił 7 kolejnych punktów. David Smith taktycznym serwisem zaskoczył rywali, a siatkarze Perugii nie mogli uwierzyć co się właściwie dzieje. Wspomniany Smith błysnął także kapitalnym blokiem na Wilfredo Leonie, co zdawało się symbolem tego okresu spotkania. ZAKSA w swojej grze ocierała się momentami o artyzm, prezentując kapitalną formę. Włosi nawet gdy mieli swoje lepsze chwile, nijak nie byli w stanie wybić polskiej drużyny z rytmu.
Bednorz i Smith robili swoje, grając siatkówkę na najwyższym światowym poziomie. To była czysta poezja tego sportu. Poezja, która pozwoliła na wygranie drugiego seta — mimo że spotkanie trwało, taki wynik dał już finał Ligi Mistrzów dla polskiej drużyny! Łomot czołowej włoskiej drużyny na jej własnym terenie. Kosmos.
O dwóch pozostałych setach można wspomnieć wyłącznie z dziennikarskiego obowiązku. Tuomas Sammelvuo dał szansę wykazać się rezerwowym, którzy najpierw ulegli rywalom, by następnie zakończył cały pojedynek wynikiem 3:1. Ta część spotkania miała już jednak czysto towarzyski charakter i nie odegrała większego znaczenia dla losów awansu. Ten już wcześniej zagwarantowała sobie ZAKSA.