Arsenal zremisował z Liverpoolem, co oznacza, że Manchester City – mając jeszcze bezpośredni mecz z Kanonierami – ma wszystko w swoich rękach, jeśli chodzi o mistrzostwo Anglii. To zdecydowanie najważniejsza informacja minionej kolejki, ale w innych częściach tabeli również działo się wiele rzeczy, po których możemy wyciągnąć ciekawe wnioski. Tak więc zapraszamy na podsumowanie 30. kolejki Premier League.
Manchester City robi wszystko, aby walka o mistrzostwo była ekscytująca
8 ostatnich meczów to 8 zwycięstw. Manchester City w decydującej fazie sezonu wszedł na najwyższe obroty. Po wielu tygodniach poszukiwań Pep Guardiola wreszcie znalazł optymalną parę bocznych obrońców (Nathan Ake na lewej, w posiadaniu piłki trzeci stoper i John Stones na prawej, w posiadaniu piłki środkowy pomocnik), a zaufanie do niektórych zawodników zaczyna się spłacać. Mowa tu konkretnie o Jacku Grealishu, który przestał już być tym irytującym skrzydłowym, który po kilku kontaktach z piłką najczęściej oddawał ją do tyłu, a zaczął grać bardziej bezpośrednio, szybciej podejmować decyzje i to zaczęło przekładać się na liczby.
Wracając do gry całego zespołu – mecz z Southampton (4:1) był pokazem siły The Citizens. Nawet jeśli w pierwszej połowie mieli problemy z progresją piłki w tercję ataku i oddali tylko 5 strzałów to i tak dzięki jakości De Bruyne’a (asysta) i Haalanda (gol) objęli prowadzenie, a później, przy prowadzeniu, było już z górki. Zespół Pepa Guardioli do końca sezonu ma teoretycznie łatwiejszy terminarz od Arsenalu, więc walka o mistrzostwo powinna być niezwykle ekscytująca. Nie zdziwimy się nawet, jesli Manchester City, nie licząc starcia z Arsenalem, nie straci już punktów w tym sezonie.
Southampton 1:4 Manchester City
Tak słabego Arsenalu nie widzieliśmy od dawna
Arsenal stracił punkty remisując 2:2 w meczu z Liverpoolem, aczkolwiek z przebiegu gry powinniśmy pisać bardziej o jednym punkcie zdobytym, który swoimi genialnymi interwencjami wybronił Aaron Ramsdale. Tak słabego Arsenalu, jak w drugiej połowie z Liverpoolem (bo pierwsza część była dobra) w tym sezonie chyba jeszcze nie widzieliśmy. Kanonierzy zostali zamknięci na własnej połowie, często wybijali piłki na uwolnienie i nie potrafili utrzymać się przy futbolówce. Żeby przypomnieć sobie tak wiele niedokładności w ich zagraniach, które teoretycznie miały przyspieszyć akcję trzeba byłoby cofnąć się chyba do początków poprzedniego sezonu. Celność podań spadła z 81% w pierwszej do 70% w drugiej połowie.
Czy to oznacza, że Arsenal nie wytrzymuje presji w wyścigu o tytuł? Niekoniecznie. Gdyby grali na jakimkolwiek innym stadionie prędzej wysnulibyśmy taki wniosek, ale na Anfield dzieją się zjawiska nadprzyrodzone. O ile na początku Kanonierzy potrafili kontrolować grę, tak kiedy The Reds strzelili bramkę kontaktową, trybuny się ożywiły i piłkarze Jurgena Kloppa się nakręcili to zespół Artety nie potrafił opanować emocji. Nie są jednak pierwszą klasową drużyną, którą dotknął ten stan. W walce o tytuł Manchester City ma przewagę doświadczenia, ale na ten moment nie zaryzykowalibyśmy, aby postawić pieniądze na któryś zespół.
Tottenham zwolnił Conte, ale ciągle gra tak samo
Kiedy klub zwalnia trenera przed ostatnią – nazwijmy to – kwartą sezonu wówczas ich celem jest szybka poprawa wyników, aby zrealizować konkretny cel. Liczą, że nowy menedżer będzie miał lepszy pomysł na grę i z kilku zawodników wydobędzie więcej potencjału. Rozstając się z Conte Tottenham postąpił jednak inaczej. Do końca sezonu drużynę poprowadzi jego asystent, Cristian Stellini, więc samo odejście Włocha miało zadziałać jak otworzenie okna i wpuszczenie świeżego powietrza do dusznego pomieszczenia. Obie strony były już sobą zmęczone, więc spodziewaliśmy się, że po przerwie reprezentacyjnej zobaczymy Tottenham z innym nastawieniem – bardziej energiczny, żywiołowy i odważny.
Na razie nic takiego jednak nie ma miejsca. Gdyby ktoś odciął się od Internetu to włączając mecze z Evertonem (1:1) i Brighton (2:1) i wyciszając komentarz śmiało mógłby pomyślec, że zespół nadal trenuje Conte, a Stellini po prostu zastępuje go przy ławce trenerskiej. Tottenham ciągle stosuje ustawienie z trójką środkowych obrońców oraz wahadłowymi i gra niemal tak samo. Z Evertonem, jak w wielu meczach wyjazdowych, grał przesadnie bojaźliwie, a Brighton załatwili w pragmatyczny sposób mając jedynie 35% posiadania piłki. Nie jest to jednak zarzut w stronę Stelliniego, a osób decyzyjnych w klubie. Zrobili zmianę, której na boisku zupełnie nie widać. A tam Tottenham też potrzebował transformacji.
Jeśli Leicester nic nie poprawi to spadnie z Premier League
Od wznowienia rozgrywek po Mistrzostwach Świata żaden zespół w Premier League nie zdobył tak mało punktów jak Leicester. Lisy w 11 meczach zgromadziły zaledwie 8 „oczek” i po porażce z Bournemouth (0:1) na własnym stadionie ich sytuacja zaczęła wyglądać bardzo nieciekawie. O ile we wspomnianym okresie moglibyśmy znaleźć kilka meczów, w których Leicester grało dobrze (zwycięstwa z Aston Villą i Tottenhamem) lub brakowało im szczęścia. Często ich złe wyniki tłumaczyliśmy kontuzją Jamesa Maddisona, jednak na ostatnie wybryki Leicester trudno już znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie.
Jeśli przegrywasz u siebie z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie, który po Mistrzostwach Świata w 7 wyjazdowych meczach zdobył 3 punkty to ciężko szukać nadziei. Co więcej, Bournemouth na obcych boiskach w tym okresie strzeliło tylko 3 gole, a przeciwko Leicester ich wskaźnik goli oczekiwanych (xG) wyniósł ponad dwa. Leicester fatalnie broni, a ofensywa też się zacięła. James Maddison zgubił gdzieś formę, Harvey Barnes nie jest w swojej optymalnej dyspozycji, a napastnicy nie trafiają regularnie do siatki. Zwolnienie Brendana Rodgersa nie pomogło. Jeśli Lisy szybką czegoś nie poprawią to skończą w Championship.
Roy Hodgson to naprawdę dobry trener
Zwalniając Patricka Vieirę i zatrudniając w jego miejsce Roya Hodgsona Crystal Palace podjęło dość dziwną decyzję, ale pod wodzą nowego-starego trenera Orły odżyły. W jego debiucie z Leicester Crystal Palace oddało więcej strzałów niż w czterech ostatnich meczach pod wodzą Patricka Vieiry. Dziś, aplikując 5 goli Leeds, zespół pod przewodnictwem Roya Hodgsona strzelił już więcej bramek (7) niż za kadencji Vieiry licząc od wznowienia Premier League po Mistrzostwach Świata.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest, że to przecież Patrick Vieira latem 2021 roku zastępował Roya Hodgsona, aby wprowadzić bardziej ofensywny styl gry. Sprawy przybrały jednak taki obrót, że niecałe 2 lata później to 75-latek wrócił do klubu i uwolnił ofensywny potencjał zespołu. W jego pierwszych meczach mogliśmy zauważyć, że ofensywni piłkarze mają więcej swobody, co najlepiej oddaje statystyka dryblingów z meczu przeciwko Leeds. Orły wykonały 34 udane takie zagrania, co jest najlepszym wynikiem w pojedynczym meczu odkąd serwis Opta zbiera statystyki (sezon 2003/04). Roy Hodgson odchodził z Crystal Palace z łatką trenera defensywnego i pragmatycznego, ale po dwóch pierwszych meczach kolejnej kadencji zaczął ją trochę odklejać. To bardziej szkoleniowiec, który dostosowuje sposób gry do mocnych i słabych punktów zespołu.
Co jeszcze działo się w 27. kolejce Premier League?
- Ważne zwycięstwo w kontekście utrzymania pierwszej czwórki odniósł Manchester United. Czerwone Diabły pokonały Everton 2:0, ale przy optymalnej skuteczności wynik mógł być znacznie wyższy. Na odnotowanie zasługuje ustawienie Bruno Fernandesa w roli „6-tki”, skąd bardzo dobrze rozdzielał piłki.
- Swój mecz wygrało też Newcastle (2:1 z Brentford) odnosząc piąte zwycięstwo z rzędu w Premier League. Dla drużyny przeciwnej rzutu karnego nie strzelił Ivan Toney. Anglik pomylił się z jedenastu metrów po raz pierwszy w barwach Brentford przerywając serię 24 trafień z rzędu.
- W trzecim kolejnym ligowym meczu, w ponownym debiucie Franka Lamparda, do siatki nie trafiła Chelsea. Bilans goli The Blues w 2023 roku wygląda koszmarnie. 10 bramek to dorobek, z którym mogą się równać najlepsi ligowi snajperzy w tym okresie.
- Trudy sezonu zaczyna odczuwać Fulham. Zespół Marco Silvy przegrał na własnym stadionie z West Hamem (0:1) i była to piąta porażka z rzędu we wszystkich rozgrywkach.
- Do gry o europejskie puchary włącza się natomiast Aston Villa. Dzięki ograniu Forest (2:0) Unai Emery odniósł 11 zwycięstwo w 17 meczach Premier League jako trener The Villans.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej