Wstyd, żenada, hańba, kompromitacja…? Poczekajmy i wyciągnijmy wnioski

Na dwunastą rocznicę słynnej porażki 0-6 z Hiszpanią, reprezentacja Polski przegrała z Belgią aż 1-6. Wtedy, na 2 lata przed Euro 2020, teraz zaledwie kilka miesięcy przed Mundialem. Niepokojący sygnał, zimny prysznic i zatrzymanie pędzącego pociągu z oczekiwaniami na turniej w Katarze. Ta przegrana to tylko tyle i aż tyle. Nawet architekt Czerwonych Diabłów we wczorajszym spotkaniu – Kevin De Bruyne, nie uważa Ligi Narodów jako nic więcej niż mecz towarzyski. Idealne środowisko do testowania ustawień, zmian ról piłkarzy czy nieszablonowe pomysły. Jednak, to nie powód do usprawiedliwień. Gdyby taki rezultat zaliczył Paulo Sousa lub Jerzy Brzęczek, kibice i dziennikarze już żądaliby ich zwolnienia.

Mierzyć siły na zamiary

Podopieczni Roberto Martineza, który pracuje na tym stanowisku już ponad 6 lat, to jedna z najsilniejszych reprezentacji na świecie. Od długiego czasu jeden pomysł na grę, piłkarze znający się doskonale, grający przez cały ten okres w podobny sposób. Rzucenie im rękawicy, bez kontuzjowanych Modera i Bielika, musiało być wyzwaniem. Zwłaszcza, gdy pomocy rywali biega De Bruyne.

REKLAMA

Siła Czerwonych Diabłów tkwi nie tylko w pomocniku Manchesteru City, jednak wkład jaki Kevin ma w grę swojej drużyny i tak jest ogromny. I o ile napastników lub skrzydłowych można próbować wyłączyć przez krycie czy podwajanie, to nie jego. Nasza linia pomocy nie potrafiła sobie z nim poradzić. W pierwszej połowie mimo tego, dawaliśmy radę wyjść z niego obronną ręką, a gra reprezentacji mogła się podobać. Dużo gorzej wyglądało to po wyjściu z szatni, bo po bramce Lewandowskiego nie potrafiliśmy wykorzystywać pięty achillesowej Belgów, czyli gry w obronie. Między 30′ a 80-tą minutą, nie oddaliśmy ani jednego strzału na bramkę Mignoleta. Zwyczajnie zabrakło nam sił, by grać całe spotkanie tak intensywnie, jak przez pierwsze dwa kwadranse.

Pokazało nam to miejsce w szeregu oraz to, że z takim potencjałem kadrowym, nie możemy grać nieszablonowo przeciwko najmocniejszym reprezentacjom globu. Receptę na punktowanie z silniejszymi od siebie na szczęście już mamy. Wygraliśmy nią z Niemcami za Nawałki, zremisowaliśmy z Hiszpanią na Euro, a Czesław Michniewicz potrafił ją wdrożyć na ME u21, kiedy nasza młodzieżówka potrafiła ograć rówieśników z Belgii i Włoch. I nie zrozumcie mnie źle – reprezentacja Polski ma potencjał, by grać ofensywny futbol oparty na posiadaniu piłki. Ale by to działało na odpowiednim poziomie potrzeba czasu, którego do Mundialu nie zostało tak dużo. Jeśli Robert Lewandowski i spółka mają ambicje by w każdym meczu grać ładną piłkę, muszą je schować na chwilę do kieszeni. Potencjał możemy pokazywać z rywalami na naszym poziomie.

Dziury do załatania

Od początku 2021 roku zachowaliśmy tylko 4 czyste konta, wliczając w to mecze z San Marino i Andorą. Jednak odważę się stwierdzić, że problem nie leżał tylko w Paulo Sousie, bo dokładnie widać go również teraz. Brak lewego obrońcy na europejskim poziomie ciągnie się za nami odkąd pamiętam, ale teraz stoperzy też zostawiają wiele do życzenia. Belgowie brutalnie ukazali słabość duetu Glik – Bednarek, który w dodatku nie był odpowiednio zabezpieczany. Grzegorz Krychowiak najlepsze lata ma już za sobą. Ciężko przewidzieć, czy jego następny mecz będzie dobry czy fatalny. Łatwiej byłoby chyba zakręcić ruletką. Musimy uszczelnić defensywę, a nie jest to tak proste, gdy z kontuzjami wypadli Salamon, Bielik i Moder. Oczywistych rozwiązań brak, ale opcją mogłoby okazać się przejście na grę trójką obrońców.

Glik i Bednarek mają problem grając wyżej, bo nie nadążają za szybkimi napastnikami. Gra 1 na 1 też nie jest ich mocną stroną, co najlepiej pokazał Trossard przy trzeciej bramce. Potrzeba im wsparcia, jakim mógłby być Salamon, Bereszyński lub Bielik. Zresztą, taki był chyba zamysł Michniewicza, bo trzema obrońcami wybiegliśmy na mecz ze Szkocją – pierwszy po zmianie selekcjonera. Wtedy wszystko popsuła kontuzja stopera Lecha, ale do tego pomysłu można wrócić. Ba! Mogłoby to rozwiązać dwa nasze problemy za jednym zamachem.

Wahadła

Mowa oczywiście o obsadzie lewej strony defensywy. W systemie z wahadłowymi, tę pozycję może okupować Nicola Zalewski. I o ile Tymoteusz Puchacz z Belgią wcale nie zawiódł najbardziej, a gdy był na boisku wyglądaliśmy dużo lepiej niż po jego zmianie, to wcześniej wyczerpał już chyba zaufanie. Niecelne dośrodkowania, przeciętny w defensywie. Czasy, gdy samo robienie wiatru było w cenie, już za nami. W porównaniu do Puszki, Zalewski mógłby nam dać dużo więcej i trzeba byłoby być ślepcem, by zignorować formę jaką Nicola prezentuje w Romie. Problemem poprzednich selekcjonerów próbujących przejść na trójkę z tyłu był fakt, że to wahadłowi są kluczowi w tym systemie. Nawałka stawiał na Rybusa i Bereszyńskiego, Sousa na Euro próbował Jóźwiaka, Rybusa i Puchacza. W skali Europy – przeciętni piłkarze, w dodatku upychani na nienaturalnych pozycjach.

Czesław Michniewicz stoi przed szansą, by zmiana formacji w końcu zakończyła się happy endem dla reprezentacji. Z Cashem i Zalewskim, możemy podbijać świat. Co ważne, wciąż są bardzo młodzi i mogą stanowić filar kadry przez kolejne lata. Rozmowa o tym, że kadra ma we krwi grę na czterech obrońców, a polski system nigdy nie produkował wahadłowych? Można ją wyrzucić do kosza. W końcu Matty i Nicola, to efekty angielskiego i włoskiego szkolenia. A co zrobi nasz selekcjoner? Zobaczymy wkrótce. W przeciągu tygodnia czeka na starcie z Holandią i rewanż z Belgami. Obyśmy wyciągnęli wnioski, bo gorzej niż wczoraj już nie będzie.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,722FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ