W piątkowym spotkaniu Houston Rockets z Toronto Raptors doszło do niecodziennej sytuacji, w której lider „Rakiet”, Kevin Porter Jr., popisał się nie tylko trafieniami do kosza przeciwnika, ale także do własnego.
W spotkaniu Houston z Toronto miało nie być większych emocji. Drużyna z Kanady w ostatnim czasie jest w świetnej formie – wygrała już osiem spotkań z rzędu i zajmuje szóste miejsce w konferencji. Fred VanVleet natomiast dostał się nawet do meczu gwiazd (pierwszy raz w karierze). Houston Rockets to natomiast drużyna, która od czasu zakończenia współpracy z Jamesem Hardenem, jest w przebudowie i znajduje się na samym dole tabeli Konferencji Zachodniej.
Niespodzianki nie było – na dziesięć minut przed końcem czwartej kwarty goście z Kanady prowadzili dziewiętnastoma punktami. W takich momentach zwykle zaczyna się gra „na luzie”. Ten luz chyba jednak za bardzo udzielił Kevinowi Porterowi Jr. (który w tym spotkaniu zagrał bardzo dobrze i zdobył 30 punktów). Amerykanin na sekundę przed końcem pod własną tablicą odbił piłkę mocno o ziemię, a ta nieoczekiwanie wpadła do kosza. Sędziowie nie uznali jednak tego trafienia (dlaczego – nie wiemy) i mecz zakończył się wynikiem 139:120.
W takiej sytuacji poszkodowany może czuć się Malachi Flynn, ponieważ zgodnie z zasadami, jeśli piłka wpadnie do kosza po zagraniu zawodnika drużyny przeciwnej punkty są zapisywane zawodnikowi, który znajduje się najbliżej kosza. W tym wypadku był nim 23-letni rozgrywający Raptors.
Aut.: Julian Cieślak-Sokołowski