Wisła się nie zatrzymuje. Przy Reymonta znów wierzą w Ekstraklasę

Wisła Kraków nie przegrała meczu ligowego od 18 sierpnia, a w ostatnim meczu ze Zniczem Pruszków strzeliła 6 bramek. Jednak często drużyna Radosława Sobolewskiego przeplata bardzo dobre mecze z tymi słabszymi. Potrzebna jest stabilizacja w szeregach „Białej Gwiazdy”, a jej początkiem miało być spotkanie z czternastą w tabeli Resovią Rzeszów. Goście w obecnej kampanii zdołali strzelić zaledwie 9 bramek w 11 meczach, co czyni ich jedną z najsłabszych ofensyw w lidze. Tego nie można było powiedzieć o gospodarzach, bo akurat na grę ofensywną sympatycy ekipy Radosława Sobolewskiego narzekać nie muszą. Faworyt tego spotkania był jeden i bez wątpienia była nim Wisła Kraków.

Widoczna różnica klas

Tak naprawdę pierwsze pięć minut tego spotkania pokazało nam, która drużyna walczy o wejście do PKO BP Ekstraklasy, a która o utrzymanie w pierwszej lidze. Gospodarze z minuty na minutę coraz bardziej atakowali, stwarzając sobie dogodne sytuacje. Bramka wisiała w powietrzu, aż wreszcie w 19. minucie płaskim strzałem zza pola karnego popisał się Bartosz Jaroch. Od samego początku podopieczni Radosława Sobolewskiego chcieli w tym spotkaniu przejąć kontrolę i co by nie mówić to jak najbardziej się to udało. To oni dyktowali warunki gry i stwarzali sobie z minuty na minutę coraz groźniejsze okazje.

REKLAMA
źródło: Polsat Sport w serwisie X

Resovia nie pozostawała bierna atakom swoich rywali. Nie przyjechała do Krakowa się tylko bronić, lecz ich ataki były mało konkretne i w kluczowych momentach brakowało w nich jakości. Wisła dosyć dobrze broniła, także rzeszowianie momentami nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Widoczne były aspiracje obu zespołów i kto w tym meczu jest faworytem. Były takie okresy, w których „hiszpańska” Wisła się bawiła, a piłkarze Resovii nie potrafili na to znaleźć rozwiązania. Aż dziwne, że gospodarze w pierwszej połowie nie wypracowali sobie lepszej przewagi. Po przerwie piłkarze Białej Gwiazdy nie mogli się rozluźnić i musieli zrobić wszystko, żeby jak najszybciej domknąć wynik spotkania. Byli zdecydowanie lepsi. Resovia wyglądała na drużynę zagubioną i nie wiedzącą, jak strzelić gola.

Dążenie do kolejnych goli

Druga połowa zaczęła się „odsieczą” Resovii, a bardziej próbą takowej. Akcje dalej się gościom nie kleiły i nie stwarzały zbyt dużego zagrożenia zawodnikom „Białej gwiazdy”. Z kolei gospodarze jak już stworzyli składną akcję, to kończyła się ona golem. Nie inaczej było kiedy to w 55. minucie prowadzenie podwyższył Angel Rodado. W 75. minucie hiszpański snajper mógł ustrzelić dublet, lecz pomylił się z jedenastu metrów i trafił w słupek. Jednak nic to nie zmieniało i gospodarze dalej grali swoje. Wisła kontrolowała przebieg spotkania i pewnie podążała po kolejne zwycięstwo. Goście nie pokazywali chęci na żadne odegranie się na swoich rywalach. Popełniali z minuty na minutę coraz więcej błędów i można było odnieść wrażenie, że jedyne, o czym marzą to o jak najszybszym zakończeniu tego meczu. Brakowało jakości i werwy w drużynie z Rzeszowa. Różnica klas widoczna gołym okiem.

Chwila nieuwagi

Tak Resovia wyglądała przez większość drugiej połowy. Jednak przyszła chwila nieuwagi gospodarzy i niewykorzystany rzut karny się zemścił. Goście odpowiedzieli kontaktowym golem i ruszyli na swoich rywali. W 81. minucie gola dla rzeszowian strzelił Kamil Mazek. Podopieczni Radosława Sobolewskiego sami sobie zapewnili nerwową końcówkę. Otworzyli się i rozluźnili zbyt szybko, co Resovia bezwzględnie wykorzystała. Dodatkowo niewykorzystane okazje lubią się mścić, czego dowodem była kontaktowa bramka gości. Kontrola, jaką Wisła miała przez całe spotkanie, w 81. minucie poszła w zapomnienie.

To jednobramkowe prowadzenie nie trwało zbyt długo. Wisła bardzo szybko się obudziła i ruszyła na swoich rywali w celu ponownej kontroli w meczu i zapewnienia sobie spokoju. Tak też się stało i cztery minuty później za sprawą Szymona Sobczaka Wisła prowadziła 3:1. Chwila nieuwagi, która niepotrzebnie wprowadziła nerwy, jednak gospodarze bardzo dobrze na nią zareagowali. Tak naprawdę najlepiej jak się dało, strzelając kolejną bramkę. W 89. minucie mieliśmy już 4:1 za sprawą Mikiego Villara. Morał z tego taki, że nie warto drażnić Wisły, bo zaatakuje ona z dwojoną siłą.

Różne cele

Zwycięstwo podopiecznym Radosława Sobolewskiego dało na ten moment trzecie miejsce w ligowej tabeli. Brak porażek i stosunkowo dość regularne zwycięstwa dają efekty. Z meczu na mecz odsuwane jest zwolnienie trenera, a w drużynie wzrasta pewność siebie i panuje coraz większy spokój. I dobrze. Wróciła normalność przy Reymonta. Cel jest tylko jeden i każdy w Krakowie dobrze wie jaki. Krok po kroku trzeba iść do celu. Od zwycięstwa do zwycięstwa. Tego potrzebował Radosław Sobolewski jak i cała Wisła po bladym początku sezonu. Z kolei Resovia ma tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową i możliwe, że po tej kolejce znajdzie się w gronie drużyn, które nie będą pewne utrzymania. Prawdę mówiąc, nie ma się czemu dziwić. Rzeszowianie wyglądają bardzo źle w każdej formacji i na ten moment nic nie wskazuje na to, aby to uległo zmianie.

Wisła Kraków — Resovia Rzeszów 4:1 (Jaroch 19′, Rodado 55′, Sobczak 85′, Miki 89′ – Mazek 81′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,719FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ