W poprzednim sezonie byli jedną z największych rewelacji Premier League, dzięki czemu w tym trwającym po raz pierwszy w historii zagrają w europejskich pucharach. Po objęciu sterów przez Roberto De Zerbiego potrafili pokonać po 3:0 Liverpool czy Arsenal oraz 4:1 Chelsea. Obecne rozgrywki również zaczęli bardzo dobrze. Po dwóch kolejkach mieli komplet punktów i byli na szczycie tabeli. Jednak trzeci ligowy mecz pokazał, gdzie leżą największe problemy Brighton. Porażka 1:3 z West Hamem mogła przypomnieć kibicom Mew przegrane 1:5 z Evertonem czy 1:3 z Nottingham w minionej kampanii.
Optyczna przewaga Brighton
We wszystkich tych trzech spotkaniach ekipa De Zerbiego miała gigantyczną optyczną przewagę. Przeciwko West Hamowi i Evertonowi Mewy były przy piłce przez 78% czasu gry, z kolei w spotkaniu z Nottingham – 75%. We wszystkich tych spotkaniach akcja toczyła się w dużej mierze w tercji ofensywnej Brighton (kolejno 48, 46 i 33%). Mimo to, Mewy nie potrafiły zamienić tej przewagi na gole. Oczywiście dużą rolę odegrała tutaj też nieskuteczność. Według modelu xG (goli oczekiwanych) w tych trzech meczach podopieczni De Zerbiego wykreowali sytuacje warte około 7 xG. W rzeczywistości trafili do siatki tylko trzy razy. Co więcej, w meczu z Evertonem, w którym ponieśli najwyższą porażkę za kadecji De Zerbiego, to Brighton zanotował wyższy wskaźnik xG.
Niemniej jednak, wszystkie te zespoły miały mniej więcej ten sam plan. Oddać Brighton piłkę, ustawić się w niskim pressingu i czekać na kontry. Zarówno West Ham, Everton, jak i Nottingham nie dały się Mewom „zaprosić” do pressingu i wciągnąć na ich połowę. W sobotnim spotkaniu Młoty podejmowały próbę odbioru średnio co 28,3 podania, co jest piątym najwyższym wynikiem w tym sezonie (im wyższy wynik, tym mniej intensywny pressing). Podobnie wyglądało to w pozostałych wspomnianych porażkach. Wskaźnik PPDA Nottingham w tamtym spotkaniu wyniósł 20,35, natomiast Evertonu – 17,05.
Problemy z nisko ustawioną defensywą
We wszsytkich tych meczach Brighton zostało zmuszone do cierpliwego konstruowania ataku pozycyjnego na połowie rywala i próby sforsowania nisko ustawionej defensywy. Widać było, że nie jest to gra, w której ekipa z The Amex czuje się najbardziej komfortowo. W meczu z West Hamem skrzydłowi byli notorycznie podwajani, przez co Kaoru Mitoma nie mógł skorzystać ze swoich ponadprzeciętnych umiejętności dryblingu. Z powodu zagęszczenia środka, bliskiego ustawienia obu formacji i dobrej organizacji w defensywie West Hamu, Brighton ciężko było stworzyć sytuację poprzez grę kombinacyjną. Zmuszeni oni byli do częstych dośrodkowań, z których niewiele wynikało.
Zresztą wspomniane wcześniej spotkania z Nottingham, Evertonem i ostatnie z West Hamem to nie jedyne, kiedy Brighton miało problemy będąc drużyną przeważającą. Wystarczy tutaj przywołać początek pobytu De Zerbiego na The Amex. Brighton nie wygrało żadnego z pięciu pierwszych spotkań, w trzech z nich nie strzelając gola. Mewy trafiały do siatki jedynie w meczach z Liverpoolem (trzykrotnie) oraz Manchesterem City. Z kolei z zespołami, które celowo oddały im inicjatywę (Tottenham, Brentford i Nottingham) nie zdobyli ani jednego gola. Oczywiście model xG wskazuje, że w tych trzech meczach zawiodła przede wszystkim skuteczność. Ekipa De Zerbiego „powinna” zdobyć około pięciu goli, jednak wykorzystywanie sytuacji to od dłuższego czasu jeden z problemów Brighton.
Brak kontroli nad meczem
Dziwić może fakt, że tak ofensywnie usposobiona ekipa, jaką jest Brighton Roberto De Zerbiego ma problemy w ataku pozycyjnym. W końcu od przyjścia Włocha na The Amex Mewy mają drugie najwyższe xG na mecz w całej lidze i są w czołówce wszystkich ofensywnych statystyk. Niemniej jednak, głównym sposobem w taktyce Włocha na stwarzanie sytuacji jest wciąganie rywala na własną połowę i wykorzystywanie przestrzeni za linią obrony rywala. Mewy w błyskawicznym tempie kilkoma podaniami potrafią wyjść spod pressingu i przenieść akcje pod pole karne przeciwnika. W taki sposób strzelili oni większość goli w dwóch pierwszych meczach tego sezonu z Luton i Wolves (oba po 4:1), które znacznie chętniej podchodziły wyżej niż w sobotę West Ham.
Z tego też wynika fakt, że piłkarze Brighton tak dobrze radzą sobie w meczach z zespołami o większym potencjale. Rywale z wyższej półki znacznie chętniej zakładają wysoki pressing, co przeważnie jest wodą na młyn dla ekipy De Zerbiego. Oczywiście, to nie tak, że Brighton nie potrafi kreować sytuacji, gdy rywal jest niżej ustawiony. Przecież nawet w sobotnim meczu z West Hamem stworzyli sobie kilka groźnych sytuacji. Gdyby zagrali perfekcyjnie w defensywie wygraliby ten mecz 1:0. Głównym problemem wcale nie było to, co Brighton robiło mając piłkę, a to, kiedy ją traciło.
West Ham – podobnie jak chociażby Everton czy Nottingham w poprzednim sezonie – doskonale wiedział, co robić, kiedy odzyska piłkę. Młoty od razu po odbiorze posyłały długie podania na lewe skrzydło, gdzie Brighton zostawiało mnóstwo wolnej przestrzeni. Adam Webster kompletnie nie radził sobie w pojedynkach fizycznych z Michailem Antonio, a boczni obrońcy nie nadążali z odbudowaniem ustawienia. Mimo tego, że Brighton miało aż 78% posiadania piłki, to przez większość czasu nie miało kontroli nad przebiegiem meczu. Dobrze oddaje to statystyka goli oczekiwanych, według której zespół Davida Moyesa wykreował sobie sytacje warte aż 2,95 xG.
Brighton musi być bardziej pragmatyczne
Brighton to nie jedyny zespół, który często męczy się przeciwko nisko ustawionej defensywie rywala. Nawet najlepsze obecnie drużyny w Premier League, jak Manchester City czy Arsenal, mają z tym problem. Główną różnicą jest właśnie to, że znacznie lepiej zabezpieczają się one przed kontrami. Zresztą sam Pep Guardiola ma na tym punkcie obsesję. Hiszpan często mówi o zwalnianiu i przyspieszaniu akcji w odpowiednim momencie. Jeśli atakujesz przez cały mecz, to prędzej czy później, coś wreszcie powinno wpaść. Kluczem jest to, aby nic nie stracić, kiedy przeciwnik praktycznie nie ma piłki przy nodze.
Dlatego kolejnym krokiem w rozwoju zespołu przez De Zerbiego musi być poprawa gry w defensywie. Odkąd Włoch objął Brighton niebywale podniosły się wszystkie statystyki ofensywne. Niemniej jednak, w porównaniu do kadencji Grahama Pottera wzrosła średnia traconych goli zarówno tych rzeczywistych, jak i oczekiwanych. Nie ma wątpliwości, że De Zerbi wykonuje na The Amex świetną robotę. Jeżeli chodzi o grę w ofensywie Mewy to jeden z najlepszych zespołów w lidze. Niemniej jednak, jeżeli Brighton ma zrobić kolejny krok w przód i stać się czołowym zespołem w Premier League, to musi popracować nad organizacją po stracie piłki i dodać do swojej gry nutkę pragmatyzmu. Wtedy nawet ten jeden gol może wystarczyć do zwycięstwa.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej