Liczba kandydatów do zestawienia niespełnionych talentów Dumy Katalonii jest na tyle duża, że ta lista mogłaby liczyć kilkanaście nazwisk, a i tak pojawialiby się kolejni kandydaci. Postanowiliśmy jednak skupić się na kilku subiektywnie najlepiej zapowiadających graczach, których możliwości były zdecydowanie większe niż korzyści, jakie przynieśli Barcelonie…
Bojan Krkić, 31 lat (163 spotkania dla Barcy – 41 bramek)
Aż się nie chce wierzyć, że chłopak który swego czasu uchodził za jednego z największych prospektów na świecie, dziś jest jedynie rezerwowym w lidze japońskiej. Początki Krkicia były wręcz bajeczne. Rekord za rekordem w drużynach młodzieżowych, efektowne wejście do zespołu seniorskiego, powołanie do reprezentacji. Moment zwrotny dla jego kariery miał miejsce w roku 2008, gdy niespodziewanie odmówił wyjazdu na mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii. Był wówczas rozbity psychicznie, leczył się z depresji i uznał, że potrzebuje odpoczynku od wielkich emocji. Hiszpanie zdobyli mistrzostwo, które Bojan mógł jedynie podziwiać w telewizji. To musiało boleć. Świat nie mógł zrozumieć jak młody piłkarz może zrezygnować z takiej szansy, Krkić nie mógł zrozumieć dlaczego świat na każdym kroku stawia przed nim potężne oczekiwania. Nie czuł się dobrze z presją, zbyt szybko znalazł się w świecie, w którym nie ma miejsca na słabości.
Psychicznie nie był na to gotowy. Niedługo później nowym szkoleniowcem Barcelony został Pep Guardiola, który wyżej stawiał chociażby Pedro. Otwarcie trzeba sobie jednak przyznać, że Krkić nie dawał mu zbytnio szans na zmianę decyzji. Nawet gdy Guardiola chciał zaufać jego talentowi, to nie dawał ku temu żadnych argumentów. Barca nie chciała skreślać tak utalentowanego gracza, ale uznano, że zmiana barw klubowych to najlepsze wyjście z zaistniałej sytuacji. Bojan ruszył na podbój lig włoskiej, holenderskiej, a później także niemieckiej i angielskiej, ale nigdzie nie został gwiazdą.
W wypadku Bojana Krkicia nie udało mu się zaistnieć w słabszych zespołach, więc z roku na rok następował coraz niższy zjazd
Zjazd zakończony średnio udanymi epizodami w MLS a ostatnio lidze japońskiej. Sam przyznał, że dobijały go nieustanne porównania do Messiego, od którego miał lepsze statystki w rozgrywkach młodzieżowych. Co z tego? 31 lat to nie jest wiek, w którym kończy się kariery, ale znak, że pewnego poziomu już się nie uda przeskoczyć. Krkić pewnie sam się teraz zastanawia, jak można było tak zmarnować najlepsze lata.
Gai Assulin, 31 lat (1 spotkanie – 0 bramek)
Są tacy piłkarze, o których śmiało można powiedzieć, że zakończyli karierę, zanim ją na dobre rozpoczęli. O Assulinie głośno zrobiło się gdy zaczarował sztab trenerski Barcelony podczas castingów do zespołu juniorskiego. Mimo 12 lat wydawał się piłkarzem doskonałym, dysponującym świetną techniką i szybkością, ale co nie mniej ważne twardo stąpającym po ziemi. Od początku porównywano go do Leo Messiego, nie tylko ze względu na umiejętności, ale właśnie charakter. Pokonując kolejne szczeble w klubie, w końcu trafił pod skrzydła Pepa Guardioli, który współpracował wówczas z młodszymi rocznikami Blaugrany. Kwestią czasu wydawał się debiut w zespole seniorskim, tym bardziej że Assulin wyróżniał się na tle innych młodzieżowców.
Wydawało się, że wszystko zmierza we właściwą stronę, tym bardziej że Gai dostał swoją szansę podczas spotkania Pucharu Hiszpanii. Jak się później okazało, był to jego pierwszy i ostatni występ w seniorskim zespole Barcelony. Zdaniem samego zawodnika wszystkiemu winni byli trenerzy. W Barcy „uwziął” się na niego Luis Enrique, który wolał stawiać na innych graczy. Podczas pobytu w Manchesterze City, do którego Gai odszedł mając 19 lat, nie po drodze było mu z Roberto Mancinim. Włoch zarzucał mu, że nie przykłada się do gry w defensywie.
W całej jego biografii osobiście widzę mnóstwo nieścisłości
Z jednej strony trenerzy twierdzili, że „Izraelski Messi” ma świetny charakter do futbolu i jest bardzo inteligentnym człowiekiem. Z drugiej Assulin potrafił rzucić w stronę swojego klubowego trenera, że faworyzuje swoich synów, a nie daje grać komuś lepszemu. Totalny samobój, przecież jasne, że po takim tekście był już u Manciniego spalony. Tego typu „odważne” hasła może głosić klubowa legenda, a nie młodziak kopiący w juniorach. Lata mijały. Gai wciąż czekał na regularną grę, aż w końcu przyjął propozycję z mniejszych klubów w Hiszpanii, Izraelu i… Kazachstanie. Ostatnio figurował w czwartej lidze włoskiej.
Dlaczego nie udało mu się zrobić wielkiej kariery? Nie zgodzę się z tym, że miał mocną głowę. To brak umiejętności zrobienia kroku w tył sprawił, że nigdy nie zrobił kroku do przodu. Ogromną naiwnością była wiara, że przebije się w zespole „Obywateli”, skoro nie radził sobie w Barcelonie. A gdy w końcu trafił od mniejszych klubów, brakowało mu doświadczenia i wiary, że może jeszcze coś osiągnąć.
Giovanni dos Santos, 33 lata (28 spotkania – 3 bramki)
Ach, co to miał być za grajek! Podobnie jak Gai Assulin, związał się z Barceloną mając 12 lat, ściągając ze sobą z Meksyku swojego młodszego brata Jonathana. Kluczem do wielkiej kariery miały być Mistrzostwa Świata U-17 w 2005 roku, podczas których Meksykanie zdobyli tytuł, a Gio został najlepszym asystentem turnieju. Niedługo później szanse awansu do pierwszej drużyny Barcy dał mu Frank Rijkaard, w której porównano go do (niespodzianka!) Leo Messiego.
Co ciekawe, w tym wypadku tego typu określenie nadał sam Argentyńczyk, który w jednym z wywiadów stwierdził, że dos Santos przypomina mu stylem gry jego młodszą wersję. Meksykanin zbierał coraz więcej minut w lidze, kończąc debiutancki sezon z hat-trickiem przeciwko Realowi Murcia. Gdy wydawało się, że ma spore szanse na regularną grą w kolejnych rozgrywkach, zdecydował się odejść do Tottenhamu. Do dzisiaj tamta decyzja budzi ogromne niezrozumienie. Dlaczego opuścił klub, który chciał na niego stawiać? Dlaczego Koguty, a nie Chelsea czy Manchester City?
O ironio, Giovanni w Londynie wylądował na ławce rezerwowych z nikłymi szansami na grę
Niedługo później wysłano go na wypożyczenie do Ipswich, gdzie również głównie przesiadywał na ławkę. Spektakularny upadek kogoś, kto rok wcześniej zaliczył hat-trick dla Barcelony. Pomocną dłoń postanowił wyciągnąć wówczas Rijkaard, który objął posadę trenera Galatasaray. Pobyt w Turcji również nie należał do udanych. Dopiero sezon 2013/14 w barwach Villarealu przypomniał światu o kimś takim jak dos Santos (11 trafień i 8 asyst w La Lidze). W 2015 roku wylądował w MLS, gdzie był jedną z gwiazd Los Angeles Galaxy. Niestety, dobre chwile w USA szybko odeszły w niepamięć, a nieudany epizod w Meksyku dobił upadającą karierę. Potencjał miał spory, przejechał się na chęci podboju Premier League, a dobiła go przygoda z Galatą.
Cristian Tello, 31 lat (59 spotkania – 11 bramek)
Jako rodowity Katalończyk zaczynał karierę w Espanyolu, ale zrobiło się o nim głośno dopiero po przejściu do Barcelony. O dziwo, początkowo dosyć często dostawał szanse gry. Udało mu się nawet wpisać na listę strzelców podczas debiutu w Lidze Mistrzów w 2012 roku, w kolejnym sezonie dołożył w tych rozgrywkach kolejne trafienie, jednocześnie dostając nagrodę dla zawodnika spotkania. Wydawało się, że nic i nikt nie może stanąć na jego drodze ku poważnej karierze… Dopóki do klubu nie sprowadzono Neymara. Brazylijczyk z miejsca wygryzł Tello, który niedługo później musiał szukać swoich szans na wypożyczeniu do Porto. Tak jak często powtarzam, jeśli młody piłkarz jest wypożyczany do słabszej ligi i nie robi tam furory, to znikome są szanse, że dostanie możliwość powrotu. W przypadku Tello ta reguła potwierdziła się, gdy Cristian został wysłany na kolejne wypożyczenie, tym razem do Fiorentiny.
Czy grał tam źle? Oczywiście, że nie. Tylko że wymagania w Barcelonie znajdowały się na zupełnie innym poziomie, stąd bez cienia zastanowienia przyjęto propozycję sprzedaży do Realu Betis, gdzie Hiszpan grał jeszcze kilka tygodni temu (804 minuty w ubiegłym sezonie) – obecnie pozostaje bez klubu. W Katalonii nie miał szans na walkę o skład z Neymarem. Idąc na wypożyczenie, musiał liczyć się z tym, że już nie wróci. Odpowiedzcie sobie sami, co takiego musiałby zrobić, żeby ktoś stawiał go ponad Brazylijczykiem? 30 bramek w lidze portugalskiej? 40? Tello miał tego świadomość.
Marc Muniesa, 30 lat (4 spotkania – 0 bramek)
Młody Marc miał ledwie 15 lat gdy o jego transfer zabiegała Chelsea. Mimo takiego zainteresowania zdecydował się powalczyć o miejsce w składzie Barcelony, zbierając występy w młodzieżowych reprezentacjach Hiszpanii i ekipie Blaugrany B. W lutym 2011 roku podpisano z nim kontrakt z kwotą wykupu rzędu 30 milionów euro. Odrzucono oferty wypożyczeń z mniejszych drużyn, a następnie… bez żalu oddano za darmo do Stoke City. Niestety, Mark Hughes traktował Muniesę jako mocnego rezerwowego, który może grać jedynie gdy reszta graczy jest kontuzjowana.
Z upływem czasu szkoleniowiec coraz bardziej przekonywał się do swojego środkowego obrońcy, dzięki czemu Mark spędził w Premier League prawie 4 lata. Z upływem czasu poczuł, że staje się coraz starszy, a jego pozycja w Stoke słabnie. W 2017 roku trafił na wypożyczenie, a następnie zaliczył transfer definitywny do Girony. Dwa lata później postanowił wyemigrować do katarskiego Al-Arabi, gdzie gra do dziś. Wielkiej kariery już raczej nie zrobi, a przecież uważano go za potencjalnego następcę Puyola czy Pique. Sporo w jego karierze namieszało zerwanie więzadeł w sparingu z HSV Hamburg, po którym przegrywał rywalizację nawet z Bartrą.