Taktyczny rzut oka, czyli 5 wniosków po meczu Manchester City – Arsenal

Niekwestionowany hit tego weekendu, czyli mecz Manchesteru City z Arsenalem trochę zawiódł. Nie będziemy się oszukiwać. Kibice, którzy liczyli na popisowe akcje i mnóstwo goli z pewnością czują pustkę. Ale można było się tego spodziewać, że żadna z drużyn nie będzie chciała tego spotkania przegrać. To był cel nadrzędny, ponieważ porażka mogła eliminować z wyścigu o mistrzostwo. Zespoły podzieliły się punktami, lecz z wydarzeń na boisku można wyciągnąć parę wniosków i taktycznych smaczków.  

W opisie pomeczowym, zamieszczonym na naszej stronie porównaliśmy starcie Pepa Guardioli z Mikelem Artetą do pojedynku dwóch szachistów. I niewątpliwie lepiej określić się tego nie da. Szczególnie, gdy wspomniani panowie to byli współpracownicy, więc są pod wieloma względami do siebie podobni. Widać jak na dłoni, że hiszpańscy szkoleniowcy są ekspertami w zakresie taktyki i ustawienia swojego zespołu. Mecz na Etihad był tego idealnym przykładem. Co dało się zauważyć, prócz braku bramek? Zdecydowaną i skuteczną grę Arsenalu w fazach obronnych oraz niemożność Manchesteru City w kreowaniu swoich sytuacji. 

REKLAMA

1. Uraz Aké’a wymusił zmianę planu gry

Pierwsze co rzucało się w oczy już od pierwszego gwizdka, to rozstawienie Obywateli na boisku. Pomimo, że wyjściowo miało być to coś na wzór 4-1-4-1, to szybko przekonaliśmy się, że trzecim stoperem obok Rubena Diasa oraz Nathana Aké’a będzie Mateo Kovacić. Chorwat miał za zadanie wprowadzać piłkę do gry i być pierwszym zawodnikiem odpowiedzialnym za budowanie akcji od tyłu. Nie wychodziło mu to najlepiej, gdyż były zawodnik Chelsea często prowokował zagrożenie pod swoją bramką tracąc piłkę w łatwy sposób bądź niecelnie zagrywając ją w kierunku swoich partnerów. 

Szeroko rozstawieni Joško Gvardiol i Manuel Akanji rozciągali formację obronną Arsenalu podchodząc ekstremalnie wysoko, grając praktycznie jak skrzydłowi. Plan był naprawdę dobry i obaj boczni obrońcy tworzyli przewagę na swoich stronach. O wiele lepiej ze swojego zadania wywiązał się grający na lewej flance Chorwat, będący aktywnym i skutecznym na całej długości boiska. Szwajcar miał utrudnione zadanie na prawej stronie (o tym zaraz), a dodatkowo w 27. minucie został przesunięty do środka obrony po wymuszonej zmianie Aké’a. Rico Lewis, który zajął miejsce na prawym wahadle zamiast szukać szerokości, schodził do środka jako druga „6” tworząc przewagę w tej części boiska. Od tamtej pory Manchester przeszedł na granie przez środek boiska, rzadziej korzystając ze swoich skrzydeł. 

źródło: X Manchesteru City

2. Jesus przydał się w defensywie

Tutaj widać było, że Arteta miał przygotowaną odpowiedź na ofensywną grę Manchesteru. Wiedząc, że Kevin De Bruyne często schodzi do prawej strony i tworzy tam przewagę, hiszpański szkoleniowiec ustawił na lewym skrzydle Gabriela Jesusa. Nie da się odmówić Jesusowi, że wywiązywał się ze swoich zadań perfekcyjnie. Bardzo często schodził głęboko na swoją połowę, aby pomagać Jakubowi Kiwiorowi. Brazylijczyk, pomimo że dostał dużo wytycznych dotyczących defensywy, był też bardzo aktywny z przodu.

Polak nie miał łatwego zadania, gdyż oprócz De Bruyne i grającego szeroko Akanjiego, na prawej flance grał wszędobylski i ruchliwy Bernardo Silva. To właśnie z Portugalczykiem nasz obrońca miał na początku trochę kłopotów, lecz dzięki pomocy Jesusa, z minuty na minutę Kiwior wyglądał coraz lepiej, a lewa strona „Kanonierów” była szczelna. Jak zresztą cała obrona. 

źródło: X Opta Analyst

3. Arsenal bronił całą drużyną

Kolejny przykład na to, że drużyna z Londynu przeszła transformację względem poprzedniego sezonu. Poprawili grę w defensywie, są bardzo dobrzy w bronieniu dostępu do własnej bramki. W meczu z Manchesterem City po raz kolejny udowodnili, jak bardzo kompaktowo potrafią grać. Analizę całego procesu możecie przeczytać tutaj. Piłkarze Pepa Guardioli nie za bardzo wiedzieli, jak rozpracować swoich przeciwników. Brakowało im czegoś, co przełamie ich niemoc ofensywną. Lewa strona była zamknięta przez duet Kiwior – Jesus. Na prawej ze swoich zadań wywiązywał się Ben White. William Saliba wraz z Gabrielem Magalhãesem odcięli od grania Erlinga Haalanda. Środek pola był uszczelniony jak tylko się dało.

Dopiero w drugiej połowie, gdy Kanonierzy podeszli wysokim pressingiem zrobiło się więcej miejsca, ale to było spowodowane także zmęczeniem piłkarzy. Arteta zadziałał błyskawicznie, wpuszczając Thomasa Parteya oraz Takehiro Tomiyasu za Jorginho oraz Kiwiora. Zmiana ta nie była podyktowana złą grą, tylko eksploatacją Kuby. Pamiętajmy, że Polak miał w nogach dwa spotkania barażowe, w których rozegrał kolejno 90 i 120 minut. Gospodarze przycisnęli w samej końcówce, na moment zamykając nawet przyjezdnych w ich własnym polu karnym. Było to spowodowane głównie zmianami, których dokonał Guardiola. Nie udało się jednak pokonać monolitu, jakim była defensywa Arsenalu.

źródło: X Opta Analyst

4. Guardiola zauważył, gdzie leży problem

Przejdźmy do 61. minuty, która znów zmieniła obraz gry na boisku. Szkoleniowiec Obywateli postanowił wpuścić na boisko Jeremy’ego Doku oraz Jacka Grealisha. Decyzja ta była prosta do przewidzenia. W poczynaniach drużyny z Etihad brakowało ikry. Nie widać było błysku geniuszu, swoistej przebojowości. Bezbarwny mecz zaliczył De Bruyne, Haaland był schowany do kieszeni przez stoperów. Nie było widać także Phila Fodena. Jedynym zawodnikiem, który próbował się wybić ponad przeciętność był Bernardo Silva, ale ostatecznie także zgasł. Guardiola postanowił więc zerwać ze schematami i poukładaną grą. Posłał do gry dwóch zawodników, którzy wyróżniają się właśnie swoją nieszablonowością. Potrafią nieraz zrobić coś zaskakującego. Może angielski skrzydłowy nie był jakąś ogromną wartością dodaną, to młody Belg wniósł potrzebne ożywienie. Doku próbował, szarpał, dryblował, lecz i jego potencjał ofensywny został szybko przyblokowany przez zasieki obronne Arsenalu. 

źródło: X Manchesteru City

5. Taylor zapomniał kartek z szatni

Ostatni wniosek był prosty do wysnucia. Mianowicie, sędzia Anthony Taylor robił w tym meczu wszystko, żeby tylko nie pokazywać kartek. Nie wiem, czy nie chciał zbyt szybko napominać piłkarzy i ryzykować wykluczeniem któregoś z nich ze spotkania. Czy po prostu jest zwolennikiem starej, wyspiarskiej szkoły mówiącej o twardym futbolu. Niemniej jednak, pokazanie w tym meczu tylko dwóch kartek, i to jeszcze za niesportowe zachowanie, to lekkie przegięcie. Sami piłkarze Arsenalu popełnili aż 20 przewinień (w całym meczu było ich łącznie 29), a były sytuacje, gdzie trzeba było szybciej utemperować zapędy niektórych zawodników. Haaland czy De Bruyne zwracali arbitrowi wielokrotnie uwagę już w pierwszej połowie, jednak ten zdawał się olewać ich apele.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,726FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ