Szaleństwo nie pomogło. Nottingham kandydatem do spadku

Latem, po awansie do Premier League, sprowadzili 23 nowych piłkarzy. Łącznie na transfery przeznaczyli ponad 160 mln euro. Mimo, że są beniaminkiem, to więcej od nich wydały jedynie Chelsea, Manchester United, West Ham i Tottenham. Mimo to, jak dotąd w żadnym stopniu nie przekłada się to na wyniki. Po 11 rozegranych spotkaniach Nottingham ma na koncie zaledwie sześć punktów i znajduje się na dwudziestym miejscu w tabeli. Ostatni ligowy mecz wygrali w połowie sierpnia – ponad dwa miesiące temu, a w ostatnich ośmiu meczach zgarnęli tylko dwa punkty. Na ten moment Forest niewątpliwie są głównym kandydatem do pożegnania się z elitą.

Nottingham musiało działać na rynku

Na początek jednak, żeby nie krytykować bezpodstawnie polityki Nottingham, trzeba zauważyć, że zmuszeni oni byli do dokonania wielu transferów. Z podstawowej jedenastki, która wyszła na finał play-offów z Huddersfield (1:0) odeszło aż pięciu zawodników. Końca dobiegły wypożyczenia Djeda Spence’a, Jamesa Garnera, Philipa Zinckernagela i Keinana Davisa. Ponadto do Lens sprzedany został podstawowy bramkarz Brice Samba. Oprócz nich w klubie nie ma już także m.in. Maxa Lowe’a, Lewisa Grabbana, Tobiasa Figueiredo, Joe Lolleya, Ethana Horvatha czy Alexa Mightena. Z 19 najczęściej grających zawodników w poprzednim sezonie, aż 11 nie ma już w kadrze Nottingham.

REKLAMA

Niemniej jednak, przy tak dużej liczbie nowych zawodników, zawsze pojawia się wątpliwość, jak szybko zdołają się oni odnaleźć w nowym klubie i zgrać ze sobą na boisku. Steve Cooper na początku tego sezonu nie ma łatwego zadania. Owszem, dostał sporo nowych transferów, ale stworzenie z nich drużyny w tak krótkim czasie nie jest łatwym zadaniem. Ponadto wielu z nich przychodziło albo w trakcie trwania okresu przygotowawczego, albo – co gorsza – w trakcie sezonu.

Nowi zawodnicy potrzebują czasu

Zresztą o tym, że sprowadzenie całego wagonu nowych piłkarzy nie gwarantuje utrzymania przekonało się już wcześniej kilku beniaminków. Najlepszym tego przykładem jest Fulham z sezonu 2018/19. W lecie wydali oni na transfery grubo ponad 100 mln euro. Zakontraktowali wówczas kilka naprawdę ciekawych nazwisk, jak Jean Michael Seri, Andre Frank Zambo Anguissa, Andre Schurlle, Luciano Vietto czy Sergio Rico. Jednak na boisku wyglądało to znacznie gorzej niż na papierze. Większość nowych nabytków okazała się transferowymi niewypałami. W efekcie The Cottagers w trakcie sezonu dwukrotnie zmieniali trenera, jednak ani Slavisa Jokanović, ani Claudio Ranieri, ani Scott Parker nie potrafili stworzyć tam porządnej drużyny. Fulham w całej kampanii zdobyło tylko 26 punktów i po roku wróciło do Championship.

Obecna sytuacja Nottingham w dużym stopniu przypomina to, co działo się właśnie na Craven Cottage cztery lata temu. Forest w lecie także sięgnęli po kilka uznanych nazwisk. Z Atalanty przyszedł Remo Freuler, który dochodził z nią do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Renan Lodi z Atletico sięgał po mistrzostwo Hiszpanii. Jesse Lingard i Dean Henderson trafiali na City Ground z Manchesteru United, a Serge Aurier ma za sobą występy w PSG, Tottenhamie czy Villarealu, z którym w poprzednim sezonie – choć był rezerwowym – dotarł do półfinału Champions League. Co gorsza, jak na razie podobieństwa na tym się nie kończą. Nottingham – tak jak Fulham przed czterema laty – zmierza w kierunku Championship. Steve Cooper nie znalazł jeszcze optymalnego zestawienia składu i nie wykrzesał potencjału ze wszystkich nowych transferów.

Szukanie rozwiązań

Oczywiście zrobienie tego w tak krótkim czasie graniczyłoby zwyczajnie z cudem. Cooper wciąż szuka rozwiązań, a początek sezonu dla jego zespołu wydaje się być poligonem doświadczalnym. Trener Nottingham w pierwszych 11 spotkaniach w podstawowej jedenastce wystawiał już 22 zawodników. Ponadto próbował ustawiać zespół w wielu różnych formacjach. Forest zaczynali sezon grając trójką środkowych obrońców i wahadłowych, jednak od czterech kolejek zmienili ustawienie na klasyczną czwórkę z tyłu. Co więcej, 42-latek stosował już taktykę z dwoma napastnikami, jednym lub też bez klasycznej „dziewiątki” (ostatni mecz z Brighton).

Szkoleniowiec Forest niemal w każdym meczu zmienia ustawienie i personalia, co negatywnie odbija się na stabilizacji podstawowej jedenastki. W grze Nottingham nie ma automatyzmów ani wypracowanych schematów, co w walce o pozostanie w elicie często okazuje się być bezcenne. Defensywa popełnia mnóstwo prostych błędów, często brakuje asekuracji, a w ataku wiele zależy od pojedynczych zrywów i indywidualnych błysków poszczególnych piłkarzy. Z jednej strony można mieć pretensje do Coopera, że jego eksperymenty nie za bardzo się sprawdzają. Aczkolwiek z drugiej ciężko winić go o to, skoro dostał całą kadrę nowych piłkarzy. Znaczna część z nich sprowadzana była już po starcie sezonu, a każdego z nich trzeba przecież sprawdzić w warunkach meczowych.

Efekty zmiany formacji Nottingham

Jak dotąd Steve Cooper ma sporo niewiadomych, jednak w ostatnich meczach oglądamy zupełnie inne Nottingham niż na początku sezonu. W pierwszych ośmiu meczach Forest straciło aż 21 goli. Już na mecz przeciwko Leicester trener Tricky Trees zdecydował się zmienić ustawienie na czwórkę obrońców i pomimo porażki 0:4 nie porzucił tego pomysłu w następnych spotkaniach. W poprzednich trzech starciach ekipa Coopera straciła tylko dwa gole. Poprawę gry w defensywie sugerują również statystyki. W pierwszych ośmiu spotkaniach Forest współczynnik xGC (oczekiwanych goli traconych) na mecz wynosił 1,9. Natomiast w ostatnich trzech spadł do 1,33. Oczywiście to tylko trzy mecze i przeciwnicy nie byli zbyt wymagający (Aston Villa, Wolves, Brighton), to jednak kibice Forest mogą wyciągnąć pozytywy.

Z drugiej strony po zmianie formacji Notingham wygląda o wiele gorzej w ataku. Dobitnym tego przykładem był wtorkowy mecz z Brighton, w którym w pierwszej połowie ekipa z City Ground nie oddała żadnego strzału oraz nie zanotowała ani jednego kontaktu z piłką w polu karnym rywala. W całym meczu Forest miało zaledwie 30% posiadania piłki, oddało trzy uderzenia, w tym żadnego celnego. W ostatnich trzech meczach zdobyli tylko jedną bramkę, a ich średnie xG na mecz wynosi 0,55. Dla porównania w pierwszych ośmiu starciach, mimo że zdobyli tylko sześć goli, to średnia ta była prawie dwukrotnie wyższa (1,08).

Być może poprawa gry w defensywie jest pierwszym krokiem w kierunku utrzymania. W końcu nie przez przypadek mówi się, że drużynę buduje się od obrony. Niemniej jednak, na początku obecnego sezonu Tricky Trees to jedna z najgorzej grających drużyn w Premier League i na dziś główny kandydat do spadku. Historia Nottingham po raz kolejny pokazuje, że aby osiągnąć sukces nie wystarczy wydawać pieniędzy. Trzeba mieć plan i robić to mądrze.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,914FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ