Najwięksi pesymiści nie spodziewali się, że Bochum może przegrać na własnym terenie 0:3 przeciwko Fortunie Düsseldorf. Najwięksi optymiści nie spodziewali się, że ten sam zespół kilka dni później może odrobić straty w rewanżu rozgrywanym na terenie rywala.
Hofmann odpokutował samobója
Jednym z antybohaterów pierwszego pojedynku był Philipp Hofmann, który na początku meczu skierował piłkę do własnej siatki. Autor pechowego gola samobójczego po kilku dniach w doskonały sposób odpokutował swoje winy. Już w 18. minucie zdołał popisać się precyzyjną główką po rzucie wolnym — tym razem do właściwej bramki. Gospodarze w żaden sposób nie byli w stanie zareagować, tymczasem Bochum poczuło, że gra nadal się toczy a spadek do 2. Bundesligi wcale nie jest przesądzony. Przed zmianą stron bliski podwyższenia prowadzenia był Lukas Daschner, jednak na kolejne trafienie czekać musieliśmy do 66. minuty. Swojego drugiego gola zdobył wówczas Hofmann, który ponownie urwał się defensorom rywala i popisał się celną główką. Kolejna bramka wydawała się już tylko kwestią czasu.
Pewność siebie gości rosła, a zagranie ręką Matthiasa Zimmermanna kosztowało gola Kevina Stögera z rzutu karnego. Bochum sensacyjnie odrobiło straty, piłkarze Fortuny zachowywali się, jakby liczyli, że rewanż sam się rozegra. Na swoim terenie stali się tłem dla przeciwników. Dopiero w końcówce regulaminowego czasu gry spróbowali zaatakować bramkę Andreasa Luthe. Swoją drogą, najstarsi sympatycy Bochum nie pamiętają pewnie, kiedy ich ulubieńcy grali tak ofensywnie i stwarzali tak wiele sytuacji.
Dogrywka? Do zapomnienia. Obie ekipy były wyraźnie zmęczone i tak naprawdę czekały jedynie na serię rzutów karnych. Gra na przeczekanie, która nie mogła się podobać, chociaż w samej końcówce okazję bramkową na wagę Bundesligi zmarnował Jona Niemiec. W serii jedenastek swoje próby zmarnowali Andre Hoffmann oraz Erhan Masović, ale reszta zawodników potrafiła zapunktować. Decydujący karny został jednak zmarnowany przez Takashiego Uchino. Wielkie święto w Düsseldorfie zakończy się ponurą stypą…