Subiektywne podsumowanie sezonu Premier League

Znamy już wszystkie rozstrzygnięcia Premier League. Zamiast klasycznego podsumowania kolejki zapraszam Was na subiektywne podsumowanie sezonu, w którym krótko opiszę każdy klub – czym mnie zaskoczył, a czym rozczarował, jaką widzę przed nim przyszłość, co można poprawić itp. Nie przedłużajmy – zaczynajmy. A rozpoczniemy od końca.

REKLAMA

20. Norwich

Zespół, który nie wniósł do ligi kompletnie nic. Ciężko wskazać jakąkolwiek cechę, z której zapamiętalibyśmy tegoroczne Norwich. Choć kończą z większą liczbą punktów niż w sezonie 2019/20 to moim zdaniem większego kolorytu nadali lidze dwa lata temu. Wówczas światu przedstawili się Emiliano Buendia, Todd Cantwell, czy Teemu Pukki. W minionym sezonie poziom trzymał tylko Fin. Zresztą, wystarczy spojrzeć na listę strzelców Norwich. Josh Sargent, który w 38-kolejkowych rozgrywkach strzelił 2 gole (co ciekawe – oba w jednym meczu z Watfordem) jest drugim najlepszym strzelcem zespołu. Pukki ma 11 goli, Sargent – 2, reszta po jednym. W taki sposób nie da się utrzymać w elicie.

To podejście Norwich do Premier League było nieco inne niż w 2019 roku. Tym razem poczynili dość spore kroki w skompletowaniu kadry, która mogłaby powalczyć o utrzymanie. Sprzedano wprawdzie Buendię, ale klub wydał aż 64 mln euro sprowadzając m.in. Rashicę, Tzolisa, Sargenta, Gibsona, Giannoulisa i Gunna oraz wypożyczając Normanna, czy młodych i utalentowanych Brandona Williamsa oraz Billy’ego Gilmoura. W trakcie sezonu ponadto zwolnili Daniela Farke, który na Carrow Road pracował ponad 4 lata. To jednak nie były udane ruchy. Ani nowe transfery, ani nowy szkoleniowiec Dean Smith nie potrafili zapobiec spadku z ligi.

19. Watford

Zacznę od statystyki, która moim zdaniem najlepiej opisuje nie tylko ten sezon Szerszeni, ale generalnie cały ten klub. W Premier League wystąpiło łącznie 30 zawodników pod wodzą trzech różnych trenerów. Na Vicarige Road nie znają takie pojęcia, jak stabilizacja. Sezon zaczęli z Xisco Munozem, ale zwolnili go, kiedy zespół zajmował 15. lokatę. W jego miejsce przyszedł Claudio Ranieri, który wyciągnął nieco więcej z ofensywy, ale kompletnie rozregulował defensywę. Zatrudnienie Roya Hodgsona było ruchem bardzo desperackim i choć były momenty, że można było wierzyć w utrzymanie to finalnie efekt nowej miotły szybko przestał działać.

Podobnie, jak w przypadku Norwich – Watford również nie wniósł niczego pozytywnego do ligi. Ich defensywa często była obiektem drwin. 3 czyste konta w całym sezonie mówią same za siebie (to tyle samo ile mieli trenerów).

18. Burnley

Jedni się smucą, inni cieszą, ale Burnley nikomu nie jest obojętne. Przez ostatnie lata wpisali się w klimat Premier League jako archaiczna drużyna (choć często te opinie były przesadzone) i ich pobyt w angielskiej elicie zawsze będziemy wspominać z pewną nostalgią (jeśli szybko nie wrócą). Dla The Clarets spadek nie powinien oznaczać katastrofy, choć właściciele, aby się przed nim bronić zwolnili legendę klubu, Seana Dyche’a. Zastąpił go Mike Jackson, który wydawało się, że podejmuje się mission impossible. Anglik miał jednak znakomite wejście (efekt nowej miotły?), ale w końcówce sezonu Burnley zaprzepaściło przewagę.

Burnley przede wszystkim nie potrafiło strzelać bramek. Chris Wood lekko się zaciął i zimą został oddany do Newcastle za 30 mln euro. Sprowadzony w jego miejsce Wout Weghorst zawiódł, podobnie jak reszta napastników w zespole (Rodriguez, Vydra, Barnes). Chwilowo świetny okres miał Maxwell Cornet, ale na przestrzeni całego sezonu na niewiele się to zdało. Defensywa? Tu pojawiał się przede wszystkim problem z kontuzjami – czy to Bena Mee, czy Jamesa Tarkowskiego. Krótko mówiąc – Burnley spadło, bo miało słabą kadrę.

17. Leeds

Największa różnica pomiędzy Leeds w poprzednim, a obecnym sezonie to dostępność zawodników. Rok temu Bielsa dokonywał bardzo małej liczby zmian z meczu na mecz, a w tym – musiał kombinować, bo co chwilę ktoś wypadał. Argentyńczyk zupełnie nie poradził sobie z tym zadaniem. Uważam, że gdyby Marcelo Bielsa nie został zwolniony to Pawie przyszły sezon rozpoczynałyby w Championship. Metody Argentyńczyka w pewnym momencie przestały działać, pojawiły się plagi urazów, a wiemy, że Bielsa nie jest typem trenera, który dobrze zarządza kryzysem. Jesse Marsch przyszedł w samą porę. Amerykanin przede wszystkim poukładał defensywę, bo ta w schyłkowej erze Marcelo Bielsy miała jeden z najgorszych okresów w całej historii Premier League spośród wszystkich zespołów. Marsch ze średnią 1,25 pkt/mecz wycisnął z tego zespołu tyle, ile powinien.

Przede wszystkim Leeds zmieniło nastawienie, ale po zwolnieniu Bielsy, który trenuje zespoły w radykalny sposób i wymaga radykalnego stylu gry to było oczywiste. Pawie nie pressują już na całym boisku, tylko czekają na dobre momenty do doskoku. Nie kryją indywidualnie tylko strefą. Stosują prostsze środki. Można było się zastanawiać, jak piłkarze odnajdą się w takiej nowej sytuacji, ale poradzili sobie przyzwoicie. I zrobili to z bardzo kiepską kadrą.

16. Everton

The Toffees utrzymali się w Premier League, ale ten sezon to jedna wielka katastrofa. Zaczęło się dobrze. Rafa Benitez potrafił poustawiać zespół tak, aby grał prostą i skuteczną piłkę, ale kiedy przyszły kontuzje i gorsze wyniki – nie udało się tego pozbierać. Od październikowej przerwy na reprezentację do 6 kwietnia zdobyli 11 pkt w 22 meczach. Porażka z Burnley, bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie (właśnie 6 kwietnia) to był moment zwrotny dla The Toffees.

REKLAMA

Wówczas wszyscy w klubie zdali sobie sprawę z tego, że Everton nie jest zbyt wielką marką, żeby spaść i trzeba ratować byt w elicie, jak tylko się da. Frank Lampard odszedł od zapowiadanego utrzymywania się przy piłce, a nastawił zespół na głęboką defensywę, walkę, determinację i odpowiedzialność taktyczną. Zespół przestał popełniać głupie błędy, a wzrost formy Richarlisona pozwolił wyjść ponad kreskę. The Toffees wywalczyli to utrzymanie nie tyle umiejętnościami czysto piłkarskimi, co determinacją, charakterem i zaangażowaniem. Drugi tak fatalny sezon nie może się powtórzyć.

15. Southampton

Southampton znowu mnie nabrało. Kiedy myślę, że Hasenhuttl już nie wyciśnie więcej z tego zespołu – oni zaczynają grać, jak drużyna z europejskich pucharów. Kiedy zaś uważam, że w końcu przyszła stabilizacja formy i Southampton na stałe będzie gościć w górnej połowie tabeli – przychodzi nagły regres i na boisku wyglądają, jak spadkowicz. W efekcie z tych dwóch twarzy Świętych zawsze wychodzi miejsce bezpieczne, ale w dolnej połowie tabeli.

W obecnym sezonie od Boxing Day do końca lutego byli fantastyczni. Regularnie zabierali punkty czołówce i bez problemu ogrywali słabszych potrafiąc znakomicie kontrolować spotkanie. Natomiast od marca wygląda to fatalnie. Wygrali tylko jeden mecz i to bardzo szczęśliwie (z Arsenalem), a ich defensywa znów zamieniła się w koszmar. Naprawdę ciężko mi jednoznacznie ocenić Southampton i wskazać, z czego wynikają tak duże amplitudy formy. Są tam dobrzy piłkarze (Ward-Prowse, Romeu, Walker-Peters), w tym sezonie szerszej publiczności pokazali się Broja, Salisu i Livramento, ale kroku w przód cały czas nie mogą zrobić.

14. Aston Villa

Dla wielu osób tak niskie miejsce Aston Villi to duże rozczarowanie, aczkolwiek można było się spodziewać, że po odejściu Jacka Grealisha ofensywa będzie potrzebowała czasu na odpowiednie zafunkcjonowanie. W poprzednim sezonie Grealish był dla zespołu nieoceniony i podczas jego kontuzji było widać, jak drastycznie spada jakość gry Aston Villi. Letnie transfery w większości nie wypaliły (albo potrzebowały czasu na wkomponowanie się w zespół) i w efekcie Dean Smith szybko stracił pracę.

Zastąpił go Steven Gerrard. Ciężko mi zero-jedynkowo ocenić pracę Anglika. Zaczął naprawdę dobrze i szybko poukładał defensywę, ale z czasem zaczęło kiełkować we mnie przekonanie, że z takim składem można osiągać coś więcej. Gerrard punktuje ze średnią, przy której zespół mógłby myśleć o górnej połowie tabeli na koniec sezonu i jak na pierwszy rok pracy to całkiem niezły wynik. Jestem ciekawy przyszłych rozgrywek, bo na Villa Park jest kilka nazwisk na europejskie granie.

13. Brentford

Takich beniaminków lubimy. Brentford rozgościło się w Premier League, jakby grało tu już co najmniej kilka lat. Niemniej jednak, nie cały sezon był tak fantastyczny i spokojny. Od październikowej przerwy na reprezentacje do końca lutego Brentford zdobyło zaledwie 12 punktów w 20 meczach i wydawało się, że jeśli zespół Thomasa Franka się nie podniesie to czeka ich zażarta walka o utrzymanie. W samą porę zjawił się jednak Chrisitan Eriksen. Od jego wejścia do składu Brentford zaczęło wygrywać, a trenerowi dało to elastyczność taktyczną. Dotychczas ustawiał zespół w systemie 3-5-2, a po przyjściu Eriksena coraz częściej zespół przechodził na ustawienie 4-3-3.

Duńczyk też sporo dawał, jeśli chodzi o dośrodkowania ze stałych fragmentów gry, w których zespół czuje się bardzo dobrze. Zastanawiam się, jak ewentualne odejście Eriksena wpłynie na Brentford. Czy znowu będziemy oglądać zespół z okresu listopad – luty, czyli zupełnie bezzębną wersję Brentford, czy Thomas Frank znajdzie sposób, jak bez Eriksena zapewnić serwis Toneyowi i reszcie linii ataku.

12. Crystal Palace

Crystal Palace to jeden z zespołów, które najbardziej zaskoczyły mnie w tym sezonie. Robiąc research o Patricku Vieirze spodziewałem się trochę jałowej gry jego zespołu, ale nowy szkoleniowiec szybko przekonał do siebie niedowiarków. Poprawił styl gry zespołu, odmłodził zespół i nie musiał przy tym niespokojnie myśleć o utrzymaniu, jak przewidywała spora część fanów Premier League. Crystal Palace na przestrzeni całego sezonu był zespołem bardzo równym. Może czasem brakowało ognia w ataku, ale generalnie pierwszy rok nowego otwarcia należy uznać za bardzo udany.

Dobrze też widzieć, że Crystal Palace zmierza w kierunku stylu gry opartego na posiadaniu piłki i wizja trenera jest spójna z wizją zarządu. Vieira latem dostał narzędzia, dzięki którym może ten cel realizować. Na środek obrony przyszli Andersen i Guehi, a do środka pomocy wypożyczony został Gallagher. W zespole bardziej nastawionym ofensywnie odżył też Wildried Zaha. Przy takim sposobie gry Vieira nie zapominał też o defensywie. Oba mecze z Manchesterem City, czy spotkanie z Arsenalem było wykładem, jak grać w obronie.

11. Newcastle

Newcastle zaliczyło najbardziej spektakularną przemianę w trakcie sezonu. Z zespołu, który tracił gole na potęgę i miał drugą najgorszą defensywę ligi Howe zrobił drużynę świetnie zorganizowaną taktycznie, której bardzo trudno strzelić bramkę. Przed jego przyjściem Sroki traciły średnio 2,18 gola na mecz. Za kadencji Anglika średnia ta spadła do 1,41. Oczywiście, jako przyczynę przede wszystkim będzie się wskazywało przejęcie klubu przez saudyjskich szejków i podyktowane tym zimowe transfery, ale nie sposób nie docenić wpływu trenera na tą statystykę. Newcastle na boisku wreszcie zaczęło wyglądać, jak kolektyw.

Przy okazji Newcastle trzeba poruszyć temat przyszłości klubu. Ich forma w 2022 roku (4. miejsce w Premier League; średnio równe 2 pkt/mecz) wskazuje, że powinni w następnym sezonie powalczyć o europejskie puchary i taki też pewnie będzie cel klubu. Aby go zrealizować właściciele pewnie znów sięgną głębiej do kieszeni. Tylko w jakich zawodników zainwestują? Czy podobnie, jak w zimie w piłkarzy ogranych na poziomie Premier League, czy graczy z wyższym sufitem, jak Bruno Guimaraes?

10. Wolverhampton

Wilki bardzo długo były w grze o europejskie puchary, był nawet moment, w którym wymienialiśmy ich jako czarnego konia wyścigu o pierwszą czwórkę, ale końcówka sezonu w ich wykonaniu była fatalna. Wolves to przykład, że ciężko oszukać modele matematyczne o przedrostku „expected”. Zespół Bruno Lage’a przez długi czas punktował o wiele lepiej niż „powinien”, ale wreszcie to szczęście się skończyło. Miejsce w górnej połowie tabeli to i tak sukces, a jego głównym architektem jest bramkarz Jose Sa, który śmiało mógłby być rozważany wśród najlepszych letnich transferów.

Bruno Lage przychodził do Wolves z łatką trenera bardzo ofensywnego. Na Molineux proponuje na razie jednak piłkę bardzo zachowawczą i pragmatyczną. Wolves strzela średnio zaledwie 1 gola na mecz. Przy ocenie pracy Lage’a trzeba jednak pamiętać, że dysponuje on prawie tym samym zespołem, co jego poprzednik. Być może jeśli dostanie zawodników, których sam sobie zażyczy to ofensywa się odblokuje.

9. Brighton

Sukces Brighton i Grahama Pottera to jedna z historii, który po tym sezonie Premier League cieszy mnie najbardziej. Anglik pracuje już na The Amex trzeci rok i pomimo radykalnej zmiany stylu gry zespołu – wyniki wcale znacząco się nie poprawiały. W gorszych momentach często można było natrafić na opinię, że rewolucja, którą chce przeprowadzić z Mewami jest zbyt trudna i prędzej skończy się spadkiem niż sukcesem. Zarząd jednak cały czas ufał Potterowi i to się opłaciło. Brighton ma za sobą najlepszy sezon w historii Premier League pod względem liczby punktów i miejsca w tabeli.

Duża w tym zasługa końcówki sezonu, w której trener dokonał kilku korekt taktycznych i zmian personalnych, które pozwoliły Brighton grać jeszcze bardziej efektowną i efektywną piłkę. Trossard i March nie są typowymi wahadłowymi, a często schodzą do środka i korytarze, które tworzą wykorzystują dwaj skrajni środkowi obrońcy, których preferowaną pozycją jest jednak bok obrony – Veltman i Cucurella. Przypomniał też o sobie Welbeck, który wywalczył miejsce w ataku.

8. Leicester

Moim zdaniem Rodgers nie poradził sobie z najważniejszym zadaniem, czyli stworzeniem z Leicester zespołu elastycznego taktycznie, który będzie potrafił grać w różnych ustawieniach. Po eksplozji formy Iheanacho w tamtym sezonie ciężko było znaleźć system, w którym odnaleźliby się on, Vardy, Barnes i Maddison. Brendan Rodgers był więc zmuszony do żonglowania pomiędzy ustawieniami, ale to stało się nie zaletą, a wadą Leicester. Można było odnieść wrażenie, że na poszczególne mecze szkoleniowiec nie trafia z wyborami taktycznymi i personalnymi.

Trzeba też wspomnieć o obronie, która w tym sezonie kompletnie się posypała. Liczne kontuzje, spadek formy Schmeichela w pierwszej połowie sezonu, nieudany transfer Vestergaarda i fatalne bronienie stałych fragmentów gry. Ofensywa robiła co mogła. Wielu zawodników w trakcie sezonu miało moment, w którym to oni wybijali się na pierwszy plan i ciągnęli grę Leicester (Tielemans, Maddison, Barnes, Vardy, Dewsbury-Hall, nawet Lookman), ale to nie wystarczyło, aby zakwalifikować się do europejskich pucharów.

7. West Ham

Mimo, że w poprzednim sezonie West Ham bardziej mi imponował to myślę, że powtórzenie kwalifikacji do europejskich pucharów było trudniejsze. Niezwykła zasługa w tym trzech postaci – Jarroda Bowena, Declana Rice’a i menedżera Davida Moyesa. Bowen to bez wątpienia najlepszy zawodnik sezonu z klubów poza big six (no, może Rice mógłby z nim konkurować) i na początku 2022 roku jego gole, asysty i ogólnie gra były nieocenione dla West Hamu, który wówczas złapał zadyszkę. David Moyes natomiast w kilku meczach swoimi decyzjami i drobnymi zmianami taktycznymi potrafił zaskoczyć rywala.

West Ham wygląda na zespół, który cementuje sobie miejsce tuż za plecami big six. Kolejnym krokiem w rozwoju zespołu moim zdaniem powinno być sprowadzenie środkowego obrońcy, który dobrze wyprowadza piłkę oraz ofensywnego pomocnika z nosem do zdobywania goli (jak Jesse Lingard w poprzednim sezonie). Czasem mam wrażenie, że ta ofensywa jest jednak trochę zbyt schematyczna. A warto byłoby zabezpieczyć się przed odejściem Rice’a lub Bowena.

6. Manchester United

Mogą rywalizować z Evertonem o miano największego rozczarowania sezonu. Po transferach Cristiano Ronaldo, Varane’a i Sancho Manchester United miał włączyć się nawet do walki o mistrzostwo Anglii, a kończy sezon na 6. miejscu z bilansem bramkowym równym 0. Na Old Trafford w tym sezonie nie zagrało nic. Drużyna budowana przez Solskjaera się rozleciała m.in. przez spadek formy kluczowych sezon wcześniej piłkarzy (Bruno, Rashford, Shaw) i sam Norweg został zwolniony. Tymczasowym trenerem został Ralf Rangnick, ale i on nie potrafił poskładać klocków w jedną, spójną budowlę.

Manchester United przez cały sezon wyglądał na zespół, który nie ma pojęcia, jak chce grać. Wszystkie elementy do siebie nie pasowały. W efekcie defensywa Czerwonych Diabłów stała się memem. Jeśli ten klub chce wyjść na prostą to nowe otwarcie z Erikiem ten Hagiem u sterów musi być przeprowadzone naprawdę z głową, z wystrzeganiem się błędów z przeszłości.

5. Arsenal

W trakcie pierwszej przerwy reprezentacyjnej, kiedy Arsenal zamykał tabelę z bilansem bramkowym 0:9 chyba nikt nie spodziewał się, że do końca sezonu zespół zachowa matematyczne szanse na TOP 4. Można winić Kanonierów, że wypuścili z rąk grę w Lidze Mistrzów, ale całościowo ten sezon trzeba uznać za udany. Mikel Arteta dysponuje najmłodszym składem w lidze, a o sile zespołu w większości stanowią piłkarze, którzy mogliby grać w zespole U23. Ponadto wreszcie w meczach Arsenalu widać określony styl gry, rękę trenera.

Kanonierzy to zespół, w którym różnica pomiędzy jakością pierwszego, a drugiego garnituru jest chyba największa. Każda kontuzja podstawowego piłkarza była dla Artety trudna do załatania, a ich nagromadzenie w końcówce sezonu to jeden z czynników, który sprawił, że Arsenal musi zadowolić się udziałem w Lidze Europy. Przed działaczami na Emirates ważne okienko transferowe – aby łączyć grę w Europie z rozgrywkami ligowymi potrzebna jest szersza kadra.

4. Tottenham

Dla fanów Tottenhamu to musiał być prawdziwy rollercoaster. Od liderowania w tabeli w trakcie pierwszej przerwy na reprezentacje (mimo nie najlepszej gry), przez zwolnienie Nuno Espirito Santo i ogromne wahania formy za kadencji Conte (po raz pierwszy dwa mecze z rzędu w 2022 roku Koguty wygrały w połowie marca) do ofensywnej machiny rozjeżdżającej kolejnych rywali i zapewnienia sobie TOP 4. Na piedestale tego sukcesu stoi jeden piłkarz – Son przez cały sezon utrzymywał wysoką dyspozycję, a po przyjściu Conte przemienił się w maszynkę do zdobywania goli. Harry Kane miał fatalną pierwszą połowę sezonu, ale finalnie też znacznie się przyczynił do awansu do TOP 4.

W systemie Conte nie wszystko jednak opiera się na tej dwójce. Ważne role odgrywają choćby wahadłowi, znakomitym transferem okazał się Kulusevski, a defensywa została poukładana. Mimo wszystko Tottenhamowi nadal zdarzają się mecze, w których nie wychodzi im nic i nie potrafią zagrozić bramce przeciwnika. Zadanie dla Conte, aby w następnym sezonie zostało to wyeliminowane.

3. Chelsea

Tu zrobię wyjątek, ponieważ sezon Chelsea analizowałem już wcześniej w tym tekście. Także odsyłam do linku.

Krótko mówiąc – założenia przed sezonem były inne, ale można znaleźć sporo okoliczności łagodzących i usprawiedliwiających trenera. Kontuzje kluczowych w jego taktyce wahadłowych, kruche zdrowie Kante i Kovacicia, czy nie najlepiej skonstruowana kadra. Mimo wszystko, w tabeli od 15. kolejki zajmują 6. miejsce ze stratą 5 punktami straty do 4. miejsca. Trochę słabo.

2. Liverpool

Już wiemy, że Liverpool nie zdobędzie poczwórnej korony w tym sezonie. W lidze przegrali o punkt z Obywatelami i mogą czuć niedosyt, że to już drugie rozgrywki Premier League, w których zdobywają 90+ punktów i mimo to muszą zadowolić się srebrnym medalem. Czego zabrakło, żeby zgarnąć tytuł? Można odpowiedzieć bardzo prosto – szczęścia. Przy tak długim sezonie jedno „oczko” zawsze można sprowadzić do tego czynnika. Niemniej jednak, myślę, że gdyby Thiago był częściej dostępny w pierwszej połowie sezonu to feta mistrzowska odbyłaby się w Liverpoolu. Kiedy Hiszpan zaczynał od 1. minuty Liverpool stracił punkty tylko z Man City i Tottenhamem (oba remisy). Pozostałe piętnaście wygrali. Stracili tylko 6 bramek.

Oceniając ten sezon Liverpoolu warto też cofnąć się do przedsezonowych przewidywań. Chyba nikt nie zakładał, że podopieczni Jurgena Kloppa się tak podniosą i znów – po jednym sezonie posuchy – będą jednym z najlepszych zespołów na świecie. Na wyższy poziom wskoczył wspomniany Thiago, ale też Naby Keita, a spektakularne wejście do zespołu ma Luis Diaz, przez co znalazła się też nowa rola dla Sadio Mane – środek ataku. Niezależnie od wyniku w finale LM to jest bardzo udany sezon Liverpoolu.

1. Manchester City

Mistrzostwo Anglii uratowało Guardiolę przed pierwszym sezonem bez trofeum w roli trenera Man City od rozgrywek 2016/17, czyli pierwszego roku pracy Pepa na Etihad. Nawet jeśli mistrzostwa by nie zdobyli to i tak ciężko powiedzieć o zespole, który zdobył ponad 90 punktów w Premier League, że rozegrał słaby sezon. To czwarty tytuł dla The Citizens w ostatnich pięciu latach. Stabilizacja, ciągłość i harmonia. Manchester City od kilku sezonów stale utrzymuje się na szczycie. Można oczywiście podnosić temat Ligi Mistrzów, ale czy odpadnięcie z Realem Madryt w półfinale jest jakąś wielką hańbą? No raczej nie.

Czy było coś wyjątkowego w tym mistrzostwie Anglii oprócz spektakularnie emocjonującej końcówki? Można odnieść wrażenie, że zespół Pepa ciągle ewoluuje. Kiedy z problemami zdrowotnymi zmagał się De Bruyne, który był najlepszym piłkarzem The Citizens w drugiej części sezonu – grę ciągnął Bernardo Silva. Sztab Pepa Guardioli także do perfekcji opracował stałe fragmenty gry. Manchester City szczególnie imponował mi od listopada do grudnia. To była tydzień w tydzień kompletna dominacja przeciwnika. Sposób gry, który zmniejszał szansę zwycięstwa rywali do minimum.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,596FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ