Kluby, którym nie dane bywa zachowanie ligowego bytu praktycznie zawsze spadają z ligi z mniej lub bardziej skromnym dorobkiem punktowym. Jednak niesamowitą niecodziennością jest, kiedy zespół kończy kampanię na ogromnym minusie. Tak właśnie swoją przygodę z rumuńską ekstraklasą zakończyła ekipa Gaz Metan Medias, która ma na koniec sezonu ujemne 38 punktów.
Mission Impossible
Już przed startem rozgrywek los Lupii Negri był teoretycznie przesądzony. Zarząd ligi zadecydował, że rundę zasadniczą drużyna z Mediasu zacznie z odjętymi 22 punktami. Wszystko przez problemy finansowe i ogólną niewypłacalność. W Rumunii po skończeniu głównej rundy zespoły są dzielone na część mistrzowską (składającą się z 6 drużyn) oraz spadkową (pozostała stawka). Nie trudno się domyślić do jakiej trafili biało-czarni.
Z uwagi na nie poprawiającą się sytuację ligowy zarząd postanowił ukarać jeszcze bardziej Gaz Metan. Drugą rundę zmagań musiał rozpocząć z minus 42 punktami. Gazistii przyszło zatem grać już tylko o warzywka, bowiem wycofania na zaplecze nie dało się uniknąć. Jednak co ciekawe nie są jedynymi, którym przyszło polecieć bez choćby neutralnego zera na koncie. Academica Clinceni również otrzymała karę i ostatecznie skończyła sezon z minus 11 punktami.
Nie upada ktoś wielki
Gaz Metan nie ma gabloty przepchanej trofeami. Największym sukcesem w historii klubu jest zajęcie siódmego miejsca w sezonie 2010-2011, które pozwoliło drużynie z Siedmiogrodu wziąć udział w eliminacjach do Ligi Europy. W nich przeszła finlandzkie KuPS oraz niemieckie Mainz i była o krok od kwalifikacji do głównego turnieju. Niestety na ostatniej prostej uległa Austrii Wiedeń.
Alb-negri potrafili w przeszłości także wygrywać całe rozgrywki, aczkolwiek nie najwyższym szczeblu. Są dwukrotnymi mistrzami 2 ligi oraz trzykrotnymi czempionami 3 ligi. Zasadniczo zatem nie można napisać, że wykruszył się filar rumuńskiego futbolu. Jednakże szkoda, że przez błędy w zarządzaniu taka mniejsza firma musi walczyć o przetrwanie.