Real Madryt i Carlo Ancelotti nie mają obecnie zbyt komfortowej sytuacji jeżeli chodzi o środkowych obrońców. Z czterech zawodników nominalnie grających na tej pozycji aż dwóch dochodzi do siebie po zerwanych więzadłach. Z dwóch pozostałych jeden nie może ustabilizować swojej formy, a drugi zmuszony jest do grania niemal w każdym meczu. Mimo to klub i szkoleniowiec otwarcie mówią, że nie sprowadzą w styczniu nowego defensora. Jest to racjonalne podejście czy jednak niepotrzebne ryzykowanie na drugą część sezonu?
Ogromny pech
Éder Militão doznał zerwania więzadła krzyżowego w pierwszym meczu sezonu, kiedy trwało jeszcze letnie okienko transferowe. Wtedy podjęto decyzje o wejściu w sezon z trójką środkowych obrońców, co już wydawało się ryzykowne. Real najwidoczniej nie znalazł na rynku obrońcy, który spełniałby ich oczekiwania, tak sportowo, jak i finansowo.
Sytuacja skomplikowała się w grudniu, kiedy także David Alaba doznał zerwania więzadła krzyżowego. W jego przypadku jednak doszło też do uszkodzenia łąkotki, co oznacza dłuższą rehabilitację. Austriak na pewno nie zagra już w tym sezonie, a do tej pory nie ma bliżej określonej daty jego powrotu. Jeżeli chodzi o Brazylijczyka, tak mówi się, że jego rehabilitacja przebiega nadzwyczaj dobrze i mógłby dołączyć do zespołu już na rewanżowy mecz z RB Lipsk w Lidze Mistrzów (6 marca). Nie powinno się jednak nastawiać, że będzie w stanie w 100% pomóc drużynie w końcówce sezonu.
Ostatni bastion
W kadrze pozostało więc dwóch środkowych obrońców: Antonio Rüdiger i Nacho. Do Niemca nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Jest zawodnikiem z największą liczbą rozegranych minut w tym sezonie w Realu Madryt i pod nieobecność Militao i Alaby przejął rolę lidera defensywy. Już teraz odczuwa jednak skutki częstej gry. Gorzej sprawa wygląda w przypadku Hiszpana. Nacho latem przedłużył kontrakt z Los Blancos do czerwca 2024 roku i stał się kapitanem zespołu, jako zawodnik z najdłuższym stażem w drużynie. W poprzednich latach pełnił rolę zmiennika i niemal zawsze gwarantował pewną jakość. Mógł łatać dziury na każdej pozycji w defensywie, co wychodziło mu całkiem nieźle. Nie był wirtuozem, ale solidnie wypełniał swoje obowiązki. W tym sezonie jednak coraz częściej miewa problemy.
Ten sezon punktuje braki Nacho
Nacho z przymusu został zawodnikiem wyjściowej jedenastki, co odbiło się na prezentowanej przez niego formie. Ta jest bardzo nierówna, a do tego zdarzają mu się trudne do wytłumaczenia sytuacje. Dość wspomnieć, że zobaczył pierwszą czerwoną kartkę w swojej karierze w pierwszej drużynie Realu po bezmyślnym wejściu w Portu w doliczonym czasie gry w meczu z Gironą. Nie było to jego jedyne wykluczenie w tym sezonie, bo w grudniowym meczu z Deportivo Alaves drugi raz zobaczył czerwony kartonik. Do tego można dodać błędy, jak te prowadzące do dwóch strat bramek w meczu z Almerią, a także pech, jak niefortunny rykoszet przy golu dla Las Palmas w ostatniej kolejce.
Rola Hiszpana w zespole wzrosła, ale pojawiły się problemy z formą. Wcześniej nie oczekiwano od niego wiele, i średni poziom, jaki prezentował, wystarczał. Spełniał się w roli „żołnierza” kolejnych trenerów, a na boisku zawsze zostawiał serce. Czasu się jednak nie oszuka. Nacho ma już 34 lata co zaczęło odbijać się na jego grze. Nie byłby to żaden problem, gdyby nie kontuzje w zespole. Nacho mógłby nadal sprawdzać się jako opcja do rotacji w meczach ze słabszymi rewanżami. Na starcia w późniejszych etapach Ligi Mistrzów może jednak okazać się to za mało.
Bezpieczna polityka Realu
Los Blancos już od jakiegoś czasu prowadzą bardzo rozsądną politykę transferową. Starają się zachować balans w drużynie, tak w kwestii dostępnych zawodników, jak i przeznaczanych na nich pieniędzy. Stabilność finansowa jest równie ważna, co forma piłkarska. Real nie sprowadza nadmiarowych zawodników na pozycje, na których jest wybór pośród kilku zawodników.
Pod tym kątem jak najbardziej można zrozumieć bardzo spokojne podejście w kwestii załatania luki na środku obrony. Kiedy wszyscy zawodnicy będą zdrowi, tak w kadrze nadal będzie czterech nominalnych środkowych obrońców. Dodanie do tego kolejnego zawodnika, któremu obieca się pewną ilość minut na boisku, mogłoby zachwiać hierarchię w drużynie. Wiązałoby się też z zapewne niemałym wydatkiem finansowym, bo nowy zawodnik musiałby od razu prezentować dość wysoki poziom. W klubie widocznie też nie chcieli decydować się na wypożyczenie jakiegoś zawodnika, jak to było w przypadku Kepy i pozycji bramkarza.
Czy Real dotrwa w ten sposób do końca sezonu?
Pozostanie z dwoma zdrowymi środkowymi obrońcami na drugą część sezonu, jest jak spacer po linie. Wystarczy, że jeden z nich wypadnie na kilka spotkań, aby złożenie wyjściowej jedenastki stało się sporym bólem głowy dla Carlo Ancelottiego. W teorii jak sam Włoch mówił na tej pozycji może występować też Dani Carvajal czy Aurelien Tchouameni. Nie dość jednak, że nie jest to optymalne rozwiązanie, tak jednocześnie jest to osłabienie zespołu na innej pozycji. W niektórych meczach LaLiga mogłoby to wystarczyć, ale już w Lidze Mistrzów może przynieść więcej szkód, niż korzyści.
W teorii Real Madryt mógłby pozwolić sobie na sprowadzenie nowego środkowego obrońcy już teraz
Nacho po sezonie kończy się kontrakt, a przy obecnej formie trudno będzie obiecać mu dużo minut w kolejnej kampanii. Jeżeli ten nie zdecydowałby się przedłużać umowy, tak już teraz można by wprowadzać do zespołu nowego defensora. Nie trzeba by sprowadzać zawodnika tylko na chwilę, bo ten po sezonie pozostałby w dynamice pierwszej drużyny. Najprawdopodobniej jednak wiązałoby się to wydaniem sporej sumy pieniędzy, bo inne zespoły niechętnie oddałyby swojego zawodnika w połowie sezonu. Tym bardziej że wśród obrońców obserwowanych przez Real najczęściej wymieniało się Gonçalo Inácio ze Sportingu i António Silve z Benfiki. Obaj są ważnymi elementami swoich drużyn, z którymi walczą o mistrzostwo i pozostają w grze w Europie.
Real nie musi póki co panikować, ale brak reakcji jest równoznaczny z podejmowaniem ryzyka. Na szali pozostają wyniki w drugiej części sezonu w kluczowych rozgrywkach, czyli w LaLiga i Lidze Mistrzów. O ile w innych formacjach Ancelotti może mówić o sporej elastyczności w wyborze zawodników, tak w defensywie jest o krok od ogromnych problemów.