Raków Częstochowa przegrał… ale piłkarze mogą trzymać głowę wysoko

Dotychczas Raków Częstochowa w europejskich pucharach – wyłączając dwumecz w 1. rundzie z Florą Tallinn, czyli rywalem, który był wyraźnie słabszy – grał w sposób bardzo pragmatyczny, nastawiając się w głównej mierze na obronę dostępu do własnej bramki. Z Kopenhagą rolę się odwróciły. To rywal objął prowadzenie, a częstochowianie musieli odrabiać straty. Choć Rakowowi się nie udało to przebieg gry był optymistyczny.

Raków Częstochowa musiał uruchomić plan B

Do meczu 4. rundy eliminacji Ligi Mistrzów Raków Częstochowa ani przez chwilę nie znajdował się na przegranej pozycji. Z Florą i z Arisem od zdobycia pierwszej bramki zespół Dawida Szwargi ciągle utrzymywał korzystny wynik w dwumeczu. Z Qarabagem sytuacja mocno się zmieniała, ale rywal ani na moment nie był wirtualnie w następnej rundzie. Raków realizował więc swoje założenia w 100%. We wczorajszym spotkaniu plan A posypał się już jednak w 9. minucie i Dawid Szwarga w końcu musiał uruchomić plan B. W momencie, gdy Vladan Kovacevic wyciągał piłkę z siatki osobiście miałem ogrmne obawy, jak poradzi sobie Raków. Po awansie z Arisem zwracaliśmy uwagę, że Medaliki funkcjonują świetnie bez piłki, ale w jej posiadaniu mają spore braki. Można było mieć obawy, że kiedy trzeba było porzucić niską defensywę, bardziej się otworzyć, pójść na wymianę ciosów – skończy się to źle.

REKLAMA
źródło: Polsat Sport/Twitter

Częstochowianie pokazali jednak, że zmuszeni do wyjścia ze swojej strefy komfortu wcale nie czują się zagubieni. Po straconej bramce nie załamali się mentalnie, wiedzieli co mają robić i spokojnie próbowali odrabiać straty. Raków zagrał jak równy z równym z przeciwnikiem, który na papierze jest o wiele silniejszy, ma lepszych piłkarzy i większe możliwości finansowe. W posiadaniu piłki byli o wiele bardziej pomysłowi niż w poprzednich rywalizacjach na europejskim gruncie. Widzieliśmy także dobrze zorganizowany wysoki pressing, czy doskok po stracie futbolówki, a także wygrywanie starć o bezpańskie piłki w środku pola. Można tłumaczyć to tym, że Kopenhaga była zadowolona z wyniku, ale nawet w takich sytuacjach, gdy jedna drużyna na papierze jest silniejsza, często widać to w drobnych detalach, czy indywidualnych pojedynkach. W Sosnowcu taką różnicę trudno było dostrzec.

Klasyczny pucharowy mecz Rakowa

Choć Raków został postawiony wczoraj w zupełnie innej sytuacji to przebieg spotkania w gruncie rzeczy był bardzo podobny do wcześniejszych spotkań zespołu Dawida Szwargi w eliminacjach Ligi Mistrzów. Po raz kolejny ani częstochowianie, ani ich rywal nie stworzyli sobie wielu dogodnych okazji. Gospodarze oddali 8 strzałów o łącznej wartości xG (goli oczekiwanych) równej 0,74, natomiast Kopenhaga 5-krotnie uderzała na bramkę Kovacevicia, a model xG ich sytuacje wycenił zaledwie na 0,17 gola. Choć – znów – można to sprowadzić do nastawienia mistrza Danii to w perspektywie dwumeczu Kopenhaga z pewnością chciała podwyższyć prowadzenie, aby do rewanżu przystępować z jeszcze bardziej komfortowej pozycji. Osobiście miałem poważne obawy, że Raków może łatwo nadziewać się na kontrataki rywali, jednak mimo bardziej otwartej gry nic takiego się nie stało. W grze bez piłki zespół Dawida Szwargi znów spisał się na medal. Mimo, że bronił w inny sposób.

Po meczu pojawiło się sporo opinii, że Raków powinien zaryzykować już w pierwszej połowie i bardziej się otworzyć, ale pamiętajmy, zę jest jescze rewanż. Trenerzy do dwumeczów muszą podchodzić w inny sposób. Dawid Szwarga musiał mieć świadomość, że każdy kolejny stracony gol mocno oddala ich od bram Champions League, więc nie powinniśmy się dziwić, że Raków próbując przejąć inicjatywę w pierwszej kolejności dbał o to, aby nie narazić się na kontrę. Nie zostawić zbyt dużo przestrzeni rywalom po stracie piłki. Choć w Sosnowcu nie udało się doprowadzić do wyrównania to mistrz Polski ciągle ma 90 minut na zdobycie bramki. To bardzo dużo czasu.

Pojedyncze sytuacje ze stałych fragmentów gry

Pod względem ogólnego wrażenia gry, biorąc pod uwagę siłę przeciwnika, Raków wczoraj zagrał być może najlepszy mecz pucharowy w tym sezonie pokazując, że potrafi więcej niż myśleliśmy. Jeśli czegoś zespołowi Dawida Szwargi brakowało to efektywności w ostatniej tercji. Polscy kibice mogą być zadowoleni, że Medaliki potrafiły w niektórych fragmentach meczu zepchnąć Kopenhagę dość głęboko, Duńczycy mogą natomiast odbić piłeczkę wyliczając nieliczne okazje Rakowa. Właśnie to zrobił w pomeczowym wywiadzie dla Polsatu Sport Kamil Grabara. – W drugiej połowie napracowałem się może przy jednym strzale. A tak Raków nie miał żadnej klarownej sytuacji – zaznaczał polski bramkarz, który… ma rację. Wyżej przytaczaliśmy już statystyki strzałów i goli oczekiwanych Rakowa. Z gry tych sytuacji było bardzo mało. Jeśli już robiło się groźnie pod bramką mistrza Danii to za sprawą stałych fragmentów (w tym wrzutów z autu).

Raków Częstochowa na Parken pojedzie z zadaniem strzelenia co najmniej jednej bramki. Pierwszy mecz pokazał, że będzie to trudne, aczkolwiek możliwe do zrealizowania. Na tym etapie eliminacji do najbardziej elitarnych rozgrywek klubowych na świecie siłą rzeczy polski zespół ma braki jakościowe na tle rywali. Wszyscy pewnie życzylibyśmy sobie bardziej produktywnej „9-tki” pod bramką przeciwnika czy zawodników, którzy zrobią różnicę dryblingiem w bocznych sektorach boiska. W pewnych aspektach Raków dobił już jednak do sufitu i tego lata go nie przeskoczy. Dlatego za tydzień będzie musiał podejść do Kopenhagi sposobem. Aby w ogóle myśleć o awansie kluczowe mogą okazać się odpowiednio przygotowane stałe fragmenty gry.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,735FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ