Trzy najbardziej niestabilne rzeczy na świecie: pokój na Bałkanach, krzesło bez jednej nogi i Pogoń Szczecin w Ekstraklasie. Portowcy nie są w stanie od dłuższego czasu znaleźć rytmu. Ostatnie 8 meczów ligowych szczecinian to istny przekładaniec — porażka, zwycięstwo, znowu przegrana, a potem kolejna wygrana. Pomimo tego mają kontakt z czołówką — przed meczem z Puszczą zajmowali 6. miejsce w tabeli, z identycznym dorobkiem punktowym, co Legia. Wszystko wskazywało na to, że seria „zwycięstwo-porażka-zwycięstwo” utrzyma się jeszcze przez jedną kolejkę. Puszcza Niepołomice to obecnie najgorsza ekipa Ekstraklasy — w środę wyprzedził ją Śląsk Wrocław. Żubry mają na koncie passę 4 przegranych spotkań — nie udało jej się przerwać w Radomiu. Podopieczni Tomasza Tułacza pilnie potrzebowali punktów, a ich zdobycie z silnym na papierze rywalem korzystnie wpłynęłoby na morale w szatni.
Nudno, nieciekawie, aż tu nagle… gol!
Tak jak przewidywano, to Pogoń jako pierwsza wyszła z inicjatywą w tym starciu. Jednakże Puszcza radziła sobie bardzo dobrze w obronie i skutecznie tłumiła ofensywne zapędy szczecinian. W przeciągu 10 minut Portowcy oddali tylko 1 strzał. Zrobił to w 3. minucie Efthymis Koulouris, jednak trudno tu mówić o dobrej próbie. Znacznie lepszą miał kilka minut później. Grek, po dośrodkowaniu Kamila Grosickiego, mógł strzelić przepiękną bramkę strzałem ze „skorpiona”, lecz nieznacznie chybił. Pogoń zdecydowanie przeważała na boisku, ale miała pewne problemy z przekuciem tego na gole. Puszcza miała swoje przebłyski i również próbowała poderwać do ataku, lecz robiła to dość nieśmiało.
Większym wyzwaniem od otwarcia wyniku przez Pogoń było znalezienie wystarczająco ciekawych akcji, które można by było zawrzeć w tym tekście. Tu nie działo się praktycznie nic. Niby to zespół z Pomorza Zachodniego był bliżej bramki, jednak przewaga optyczna to jedno, a bramkowa drugie. Niektórzy kibice, zwłaszcza ci zmęczeni po pracy, zapewne ucięli sobie drzemkę w trakcie tego momentu. Wszystko zmieniło się w 36. minucie. Wahan Biczachczjan dostarczył piłkę w pole karne, w którą nie trafił Grosicki. Na szczęście obok niego był Koulouris, który bez dłuższego namysłu oddał strzał. Najpierw Kewina Komara wyręczył jeden z obrońców Puszczy, lecz na dobitkę nie było już rady. Syrena, która rozbrzmiała przy Twardowskiego z pewnością rozbudziła zanudzonych fanów Pogoni. Tuż przed przerwą prowadzenie szczecinian mogło ulec podwyższeniu, gdyby tylko Fredrik Ulvestad czyściej trafił w piłkę. Najważniejsze dla nich jest to, że wreszcie udało się przełożyć przewagę na wynik.
Puszcza strachu napędziła i na bramkę zasłużyła
Puszcza nie traciła wiary w zmianę wyniku na swoją korzyść. Podczas serii rzutów rożnych i dośrodkowań napędziła sporo strachu Pogoni, o mało co nie doprowadzając do remisu. Punkt kulminacyjny miał miejsce w 49. minucie. Z mniej niż 5 metrów główkował Dawid Abramowicz — w takich sytuacjach gol wydaje się być formalnością. Nic bardziej mylnego. Choć było sporo przypadku w tej akcji, to Kacper Łukasiak zatrzymał piłkę głową, stojąc na linii końcowej. Pewnie się tego nie spodziewał, ale 21-latek został w tym momencie bohaterem Pogoni. Dla Puszczy to był impuls, który natchnął ją do jeszcze bardziej wytężonej pracy. 6 minut później ekipa z Małopolski miała kolejną groźną akcję, lecz tym razem świetnie interweniował Valentin Cojocaru. Gola i tak by nie było — kilku graczy Puszczy było na wyraźnym spalonym.
Może i to drużyna ze strefy spadkowej, ale Puszczę w pierwszym kwadransie drugiej połowy oglądało się naprawdę dobrze. Podopiecznym Tomasza Tułacza nie można odmówić polotu, werwy i zaangażowania. Rozkręcili się na tyle, że Pogoń drżała o utrzymanie prowadzenia. Sporo dały zmiany przeprowadzone w przerwie, które również przyczyniły się do ożywienia gry niepołomiczan. Ciężka praca i waleczność przyniosły owoce. W 71. minucie Abramowicz daleko posłał piłkę w pole karne, do główki pokazał się Michalis Kosidis i Grek doprowadził do wyrównania.
A jednak Pogoń!
Dzięki bramce Kosidisa to spotkanie otworzyło się i nabrało rumieńców. Remis w końcu nikogo tu nie zadowalał — zarówno Pogoń, jak i Puszcza miały chrapkę na komplet punktów. Portowcy wyraźnie się przebudzili po straconym golu i wzięli się do roboty. Nie mieli za dużo czasu, a podział punktów z ostatnią drużyną Ekstraklasy z pewnością byłby wynikiem rozczarowującym. I do tego próbowali nie dopuścić, a czy skutecznie, to by się okazało za kilka minut. W 82. minucie Grosicki zagrał w kierunku Linusa Wahlqvista, a reprezentant Szwecji umieścił piłkę w siatce. Ta akcja mogła być nawet na wagę zwycięstwa.
Uderzenie szwedzkiego obrońcy okazało się być game changerem, jeśli chodzi o wynik spotkania. Ten mecz wcale nie należał do najłatwiejszych dla ekipy z Pomorza Zachodniego. Pierwszą połowę Pogoń zdominowała całkowicie, jednak nie szły z tym w parze liczne konkrety. Puszcza natomiast sprawiała wrażenie bardziej zaangażowanej na boisku, zwłaszcza w ciągu pierwszych 25 minut drugiej połowy. Nie liczy się jednak styl, tylko umiejętność wykorzystywania okazji, w czym Pogoń okazała się być dziś lepsza. Pogoń przynajmniej do niedzieli zajmować będzie 5. miejsce w tabeli PKO BP Ekstraklasy. Puszcza z kolei pozostała na jej ostatniej pozycji.