PSG najlepszym przykładem ile w piłce nożnej znaczy szczęście

Możesz wydawać miliony na nowych piłkarzy, rozpracowywać grę rywali na najdrobniejsze detale, dbać o każdy detal, a na koniec o tym, kto zagra w finale Ligi Mistrzów może zadecydować centrostrzał zamieniony na gola i fakt, że przy strzale z rzutu wolnego piłkarze w murze lekko się rozstąpili, a futbolówka akurat prześlizgnęła się idealnie przez tę lukę. Wczorajszy mecz Manchesteru City – mimo, że wynik dość dobrze oddaje jego przebieg – przypomniał nam, że piłka nożna jest najbardziej losową dyscypliną sportową. Zresztą, tegoroczna przygoda PSG w fazie pucharowej Ligi Mistrzów potwierdza tą teorię doskonale.

1/8 finału z Barceloną

Na samym początku fazy pucharowej Paryżanie trafili na Barcelonę. Pomijam już czynnik formy rywala, który na najwyższe obroty wszedł tuż po pierwszym meczu, po którym w teorii było już po herbacie. Ekipa Mauricio Pochettino na Camp Nou była drużyną lepszą, ale nie w aż takim stopniu, aby zapewnić sobie trzybramkową przewagę przed rewanżem. Na Parc des Princes wyszli tylko i wyłącznie się bronić i optycznie oraz pod kątem liczby i jakości sytuacji Barcelona ich zmiażdżyła. Kto wie co by było gdyby nie fenomenalna dyspozycja tego dnia Keylora Navasa, który bronił, jak w transie, a w kluczowym momencie, tuż przed zejściem do szatni na przerwę, obronił rzut karny wykonywany przez Leo Messiego.

REKLAMA

Wiemy, jak kruchy mentalnie na arenie europejskiej jest zespół z Paryża. Pokazuje to regularnie od kilku sezonów i żaden trener na razie nie potrafił tego zmienić. Widzieliśmy, jak wczoraj posypali się psychicznie, kiedy dostali dwie bramki z kapelusza. Czy podobnie byłoby z Barceloną? Nie można wykluczyć takiego scenariusza. Pamiętajcie, jaka była wówczas sytuacja. 16 strzałów Barcelony w pierwszej połowie, kilka zmarnowanych świetnych okazji Dembele i wreszcie gol wyrównujący w 37 minucie. Kolejne trafienie, zmniejszenie straty natchnęłoby zespół Koemana do dalszego atakowania. Zmarnowany rzut karny (na którego szanse – biorąc pod uwagę historię skuteczności przy jedenastkach Messiego w trzech ostatnich sezonach – wynosiły 17%) zadziałał wręcz przeciwnie.

Ćwierćfinał z Bayernem

Oba mecze PSG z Bawarczykami były znakomitym dowodem na to, że w ciągu 90 minut nie zawsze wygrywa ten, kto ma przewagę. Nawet ogromną. W pierwszym meczu na Allianz Arenie gospodarze pobili niemal wszystkie rekordy pod kątem statystyk ofensywnych – 31 strzałów, 12 celnych i 21 z pola karnego, według bramek oczekiwanych „powinni” lekko strzelić 4 gole. Ale razili nieskutecznością, a Paryżanie wręcz przeciwnie. Tercetowi Mbappe-Neymar-Di Maria wystarczyło kilka ofensywnych wypadów, aby mieć zaliczkę przed rewanżem.

Rewanżem, w którym lepszą stroną była ekipa Mauricio Pochettino. Może nie miało tego potwierdzenia w statystykach, ale – przede wszystkim w pierwszej połowie – Paryżanie z zadziwiającą swobodą przedostawali się pod bramkę Manuela Neuera. Jednak brakowało im tego, czego zespołowi Hansiego Flicka w pierwszym meczu – skuteczności, dzięki której nie musieliby drżeć do końca o wynik. Druga sprawa – PSG trafiło akurat na okres, w którym Bayern nie mógł skorzystać z Lewandowskiego i w drugim meczu także z Leona Goretzki. A że kadra Bawarczyków jest tak skonstruowana, że pierwszoplanowi zawodnicy nie mają zmienników, którzy godnie by ich zastąpili to dla Paryżan był kolejny przywilej.

Półfinał z Manchesterem City

Tu na razie jesteśmy po jednym spotkaniu i nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte. Patrząc jednak stricte na wczorajszy mecz był on ciekawy pod tym względem, że miał w sobie coś z dwumeczu. Był spotkaniem dwóch połów. W pierwszej PSG dyktowało warunki. Szybko zdobyli bramkę i w przeciwieństwie do meczu z Bayernem nie okopali się na własnej połowie. Dążyli do strzelenia kolejnej. Środek pola został całkowicie zdominowany przez Gueye, Paredesa i Verattiego. Di Maria czarował techniką i sumiennie pracował w defensywie, a Neymar był niemal nie do zatrzymania.

W drugiej połowie obraz meczu trochę się zmienił. Mauricio Pochettino w szatni zapewne nakazał swoim podopiecznym grać bardziej pragmatycznie i dość długo się to udawało. Cały przebieg spotkania zmienił się jednak wraz z dośrodkowaniem Kevina De Bruyne, które ostatecznie zamieniło się w strzał i wylądowało w siatce. PSG już wtedy ewidentnie straciło na pewności siebie, a drugi gol – także w dużej mierze przypadkowy – tylko ich dobił. Kilka minut później Idrissa Gueye po bandyckim wejściu w nogi Gundogana wyleciał z boiska i znamienne było wprowadzenie Danilo Pereiry za Angela Di Marię w 80 minucie. Pochettino widział, że jego zespół jest podłamany, niepotrzebnie się zagotował i reagował tak, aby tylko utrzymać wynik, nie jechać na Etihad z większą stratą niż jeden gol.

Na ciekawą rzecz w studiu beIN Sports zwrócił uwagę Arsene Wenger. Były menadżer Arsenalu uważa, że upadek mentalny PSG przy wyniku 1-1 wynikał z ich obecnego sezonu w Ligue 1. Tracąc bramkę mają z tyłu głowy, że w tym sezonie ligowym przegrali już 8 meczów i nie są w stanie dźwignąć presji.

Nieprzewidywalność Ligi Mistrzów

Czynnik szczęścia jest niezwykle ważny w formacie pucharowym, w rozgrywkach typu właśnie Ligi Mistrzów, gdzie o awansie decyduje dyspozycja dnia, absencje najważniejszych piłkarzy i szczęście objawiające się w skuteczności, odbitkach, czy indywidualnych błędach. W rozgrywkach ligowych, na przestrzeni całego sezonu, zwykle się to jeszcze wyrównuje, suma szczęścia wychodzi na zero i mistrzem zostaje po prostu najlepsza, najrówniejsza i najstabilniejsza drużyna w kraju. Z Ligą Mistrzów jest trochę inaczej. Tutaj często futbol przypomina o tym, że jest najbardziej nieprzewidywalnym sportem, w którym w pojedynczym meczu szczęście gra istotną rolę. I zarazem daje odpowiedź dlaczego najpopularniejszym.

fot.: PSG

REKLAMA

Obserwuj autora na Facebooku i Twitterze

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,735FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ