Preseason w NBA ruszył pełną parą. Oczywiście z tym aneksem, że wiemy jaki stosunek do tych rozgrywek mają kluby w Ameryce.
Na dobry początek (Lakers — Brooklyn)
Już tydzień temu dostaliśmy świetnie zapowiadający się mecz otwarcia w postaci rywalizacji Los Angeles Lakers — Brooklyn Nets. Na pierwszy rzut oka przyspieszony mecz o mistrzostwo, przynajmniej według przedsezonowych prognoz. W praktyce jednak czołowe postacie obu drużyn nie wybiegły na parkiet. Nieobecni byli między innymi tacy gracze jak LeBron James, Kevin Durant czy James Harden. Mimo to, 16 tysięcy osób na hali (wg FlashScore’a) oglądało wówczas wysoką wygraną ekipy z Brooklynu, która skończyła mecz z prawie 30 punktową przewagą.
Pora się odegrać (Brooklyn — Bucks)
Z kolei minionej nocy przyszło im stawić czoła swojemu koszmarowi z poprzedniej fazy play-off, czyli Milwaukee Bucks. Co ciekawe, Nets wystawiło niezmienny skład w porównaniu do tego co zobaczyliśmy w przegranym przez nich i ostatecznie decydującym „game 7” z zeszłego sezonu. Bucks nie miało takiego komfortu i najprawdopodobniej to będzie ich wymówka. Nets z Durantem, Hardenem czy Griffinem w składzie mimo wszystko mieli niemały problem, bowiem rywalizacja była naprawdę zacięta. Z jednej strony KD dobrze sobie radził, z drugiej Bucks musiał zastąpić jakoś Giannisa. I to tak leciało.
Brooklyn przegrał co prawda tylko jedną kwartę, ale w żadnej z pozostałych nie odskoczyli zbytnio. Stąd zaledwie czteropunktowa przewaga nie powinna dziwić. Raczej najmniejszy wymiar kary w przypadku takiego zestawienia zawodników.
Czas pokaże, jak Nets będą sobie radzić w nadchodzącym sezonie w NBA. Póki co fakty są takie, że w przedsezonowe rozgrywki weszli dobrze. Jedyny minus jest taki, że dalej kontuzjowany pozostaje Kyrie Irving. Ale to już chyba smutna tradycja.
Na koniec łapcię jedną z fajniejszych akcji w wykonaniu rookie z Brooklynu, czyli Camerona Thomasa. Faul w ataku czy twarda gra i przestawienie obrońcy jak dziecka?