Portugalia potrzebowała karnych do awansu! Ronaldo może odetchnąć z ulgą

Reprezentacja Portugalii wywalczyła awans do ćwierćfinału Euro 2024. I to w zasadzie jedyna istotna informacja na temat tego spotkania, bowiem pozbawione było ono pięknych akcji czy wielkich emocji. Jedynie Cristiano Ronaldo odbył swoją własną drogę krzyżową, podczas której niewiele zabrakło aby jego branie ciężaru wyłącznie na siebie skończyło się dla Portugalczyków tragicznie.

Sportowa złość Cristiano Ronaldo

Byliśmy już dziś świadkami bardzo monotonnego spotkania Francji z Belgią, którego królem znowu został „samobój”. Fani piłki z pewnością czekali na większą dawkę emocji w meczu Portugalii, spektaklu znacznie bardziej zbliżonego do meczu Hiszpanii z Gruzją. Niestety, zamiast tego otrzymaliśmy coś pomiędzy meczem Anglia – Słowacja, a wspomnianym starciem Francuzów z Belgami. Bezpieczna gra ze strony obu zespołów i mało zagrożenia w obu polach karnych w otoczce dominacji Portugalii w posiadaniu.

REKLAMA

Do najciekawszych momentów pierwszej połowy należały m.in. rajdy Rafaela Leao na lewym skrzydle, który najwyraźniej zaczerpnął od Nico Williamsa nie tylko fryzurę ale i formę. Skrzydłowy Milanu wyglądał znacznie lepiej niż w meczach fazy grupowej, a jego groźne poczynania skończyły się m.in. dwiema żółtymi kartkami dla Słoweńców.

Jednak z oczywistych względów kamera najczęściej skupiona była na Cristiano Ronaldo, który dawał dzisiaj pokaz typowej dla siebie sportowej złości. Przy każdej akcji, kiedy napastnikowi Seleção das Quinas brakowało centymetrów do sięgnięcia futbolówki, bądź jego strzały mijały się z celem, 39-latek dawał wyraźny upust swojej frustracji. Momentami można było odnieść wrażenie, że CR7 wręcz za bardzo chce, co blokuje nie tylko jego ale i cały zespół. Najpierw oddawał naprawdę niezły strzał tuż nad bramką, po to aby chwilę później potężnie przestrzelić z pozycji, która do strzału nie była zupełnie optymalna. Śmiem wątpić, że jest to podejście w pełni odpowiednie na mecz 1/8 finału Euro.

Portugalia swoim największym wrogiem

Słowenia w porównaniu do Słowacji nie potrafiła wyjść z równie groźnymi kontrami. Dwójka słoweńskich napastników – Sesko i Sporar nie potrafiła skutecznie utrzymać się przy piłce. A jeśli któryś z nich zdołał zabrać się gdzieś z futbolówką, to w tercji ataku brakowało kolegów do wyboru. Biorąc pod uwagę klasę rywala i dalszy przebieg meczu, postawienie priorytetu na bezpieczeństwo w defensywie przez trenera Matjaza Keka wydawało się jednak jak najbardziej zrozumiałe i opłacalne. Portugalia zaczęła bowiem mocniej oblegać szesnastkę Oblaka, natomiast przebicie się przez słoweński mur było dla Nawigatorów zadaniem ciężkim do wykonania.

Już w ramach pierwszego meczu Portugalii na Euro przeciwko Czechom porównaliśmy aktualny zespół Roberto Martineza do starej wersji reprezentacji Hiszpanii. Było widać dominację, kontrolę nad meczem, ale zarazem bicie głową w mur i brak pomysłu na rozmontowanie obrony Słowenii. W akcjach ofensywnych Portugalczykom często brakowało odpowiedniej liczby zawodników w polu karnym. Poza tym mając na uwadze fakt dwóch słoweńskich obrońców grających z kartkami od okolic 30. minuty, aż prosiło się o spotęgowanie ataków lewą flanką. Tymczasem w 76. minucie dobrze grający dziś Leao został zmieniony przez znacznie mniej przebojowego Conceicao, co absolutnie nie pomogło w realizacji takiego prostego planu. Nieco dziwną decyzją Martineza było też ściągnięcie Vitinhii – żywego sreberka reprezentacji Portugalii. Zamiast niego wszedł niewiele wnoszący Diogo Jota.

Te nietrafione decyzje, przerost ambicji Ronaldo oraz szczelna obrona Słoweńców zadecydowała o przedłużeniu meczu o dogrywkę.

Portugalia odetchnęła z ulgą

W dogrywce w końcu na coś przydał się Diogo Jota. Piłkarz Liverpoolu pokusił się o wejście między kilku przeciwników w polu karnym i to przyniosło wywalczenie rzutu karnego. Lepszej sytuacji niż ta ze 105. minuty Cristiano Ronaldo na zdobycie upragnionego gola mieć już nie mógł. A i tak jej nie wykorzystał. Tak mili państwo, specjalista od jedenastek zmarnował tę dogodną okazję i rozpłakał się po tym na całego. Niestety, sam zgotował sobie ten los.

Słoweńcy również mieli kapitalną okazję, aby zamknąć ten mecz jeszcze przed rzutami karnymi. Błąd w przyjęciu popełnił Pepe, Benjamin Sesko pobiegł sam na sam z Costą, ale nie wytrzymał presji i przegrał ten pojedynek, marnując znakomitą sytuację. Wynik meczu miał rozstrzygnąć się w serii rzutów karnych.

Tam bezkonkurencyjni okazali się Portugalczycy. Wygrali 3:0 w karnych, co zdarza się bardzo rzadko. Słoweńcy po prostu nie udźwignęli już tego elementu, ale i tak należy im się wielki szacunek za walkę do samego końca.

Portugalia 0:0 Słowenia (3:0 w karnych)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,112FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ