Zespół New York Red Bull podejmował u siebie ekipę Chicago Fire. Spotkanie to było bardzo wyrównane. Kiedy jedna drużyna zdobywała gola, to niedługo potem druga wyrównywała. Jednak w momencie, w którym klub z Illinois objął prowadzenie w 89 minucie wydawało się, że byki nie zdążą odpowiedzieć. Jednak Patryk Klimala nie pozwolił, aby jego klub opuścił pojedynek bez punktu.
Wejście z finałem w ostatnim akcie
Polak nie wyszedł w tym spotkaniu w pierwszym składzie. Zastąpił w 54 minucie Toma Barlowa. Napastnik zasadniczo nie wyróżniał się znacząco przez okres pobytu na murawie. Zasadniczo jego celny strzał zakończony golem był tak naprawdę jedynym strzałem jaki oddał na bramkę Gabriela Sloniny. Ale trzeba mu oddać to, że w najważniejszym momencie wiedział, gdzie się znaleźć.
Klimala na ten moment notuje w miarę niezły sezon. W 11 grach strzelił 4 gole i zanotował 3 asysty. Jednak nie można nie zauważyć, że jego pozycja w Nowym Jorku spadła. Tak jak kampanię MLS zaczynał od wejść w pierwszej jedenastce, to już w ostatnich sześciu spotkaniach tylko raz był desygnowany do otwarcia meczu od początku. I nawet wtedy został zmieniony po pierwszej połowie.
Walka o pierwszoplanową rolę
Na razie Polak będzie musiał przywyknąć do bycia jokerem, bowiem trenerowi pewnie pasuje, że będzie tą kartą w talii. Przede wszystkim aby coś zmienić musi trafiać do siatki bardziej regularnie. Na razie w swoich występach ma super wyskoki co jakiś czas, a potem się wycisza. Kiedy po wejściach zacznie strzelać systematycznie, to na pewno nie umknie to uwadze szkoleniowca. A Klimali pozwoli odzyskać notowania.
Sam amerykański Red Bull zajmuje po 12 spotkaniach miejsce gwarantujące udział w mistrzowskich play-offach. Przed klubem jeszcze długa droga do rzeczywistego zapewnienia sobie dalszej gry. Jeszcze jest za wcześnie na wyrokowanie jak podopieczni Gerharda Strubera zakończą rundę zasadniczą. Zwłaszcza, że różnice punktowe między zespołami są niewielkie i dużo jeszcze może się zmienić.