Odra Opole bezbramkowo zremisowała z Górnikiem Łęczna w 30. kolejce Betclic 1 Ligi. Jakie były atuty i słabe strony obu drużyn i czy któraś z nich była bliżej zwycięstwa? Odpowiedź w naszych wnioskach po tym spotkaniu.
1. Odra słabsza piłkarsko, ale sprytniejsza
Różnica w tabeli między obiema ekipami była też widoczna w postaci dysproporcji między ich jakością piłkarską. To Górnik czuł się lepiej z piłką przy nodze, notował mniej niepotrzebnych strat i lepiej korzystał z posiadania. Zawsze jednak czegoś brakowało, by optyczną wyższość zamienić na gole. Z kolei Odra może i była pozbawiona polotu w ofensywie, ale za to dzielnie broniła dostępu do własnej bramki. Było to jednak coś więcej niż tylko liczenie na remis. Gospodarze potrafili bowiem cierpliwie czekać, by od czasu do czasu poszukać swoich szans w ataku.
Najlepszą okolicznością ku temu były rzuty rożne i dalekie auty, które były wykonywane bardzo różnorodnie. Pierwszy z nich miał miejsce po około 15 minutach. Przed kopnięciem piłki opolanie zaczęli masowo przemieszczać się w kierunku bliższego słupka, dzięki czemu rozproszyli obrońców i wyciągnęli ich ze światła bramki. Wykorzystał to wykonawca stałego fragmentu, który ku zaskoczeniu Górnika posłał piłkę po ziemi tuż przy linii bramkowej. Nikt nie był w stanie jej przeciąć i wszystko skończyło się trafieniem. Nie zostało ono jednak uznany, bo piłka wcześniej znalazła się na minimalnym aucie bramkowym.
Druga szansa po kornerze miała miejsce już kilka minut później, gdy drużyna w granatowo-czerwonych strojach zdecydowała się na zupełnie inny wariant rozegrania. Tym razem piłka została podniesiona na dużą wysokość i dokręcała się w kierunku bramki Branislava Pindrocha. Ten musiał interweniować, ale znowu Odra była naprawdę blisko upragnionego otwarcia wyniku.
Później spryt przydał się jeszcze jeden raz, gdy dzięki mądremu zastawieniu się gospodarzom udało się wywalczyć rzut karny. Na ich nieszczęście do akcji wkroczył VAR, po którego interwencji „jedenastka” została anulowana z uwagi na wcześniejszego spalonego.
Rzut karny dla Odry został anulowany w wyniku wcześniejszego, minimalnego spalonego #ODRGKŁ pic.twitter.com/23XK2IITy8
— 1LigaRoom (@1Liga_Room) April 27, 2025
Odra notowała sporo strat, miewała problemy w obronie i brakowało jej pomysłu lub kunsztu piłkarskiego. Kiedy jednak udawało się uniknąć tych problemów, bywało bardzo groźnie, co nie raz mogło skończyć się euforią kibiców zgromadzonych na Itaka Arenie.
2. Orlik nie był prawdziwym boiskowym drapieżnikiem
Wcale nie było tak, że Górnik pokazał się z najlepszej możliwej strony. Owszem, ich ataki pozycyjne były przyjemniejsze dla oka, ale nie przekładało się to na żadne konkrety, które w futbolu są znacznie ważniejsze od stylu. Szczególny żal można było mieć do Kamila Orlika, który był bardzo aktywny pod bramką przeciwników. Ta czynna postawa była jednak pozytywna jedynie do czasu, gdy ograniczała się do ruchu bez piłki i wychodzenia na pozycje. Niemal za każdym razem, kiedy do Orlika wreszcie trafiała futbolówka, ten nie potrafił zrobić z nią nic pożytecznego. A to podawał do nikogo, a to czekał na odbiór przeciwników. Można żartobliwie powiedzieć, że od Orlika do prawdziwego lisa pola karnego jest jeszcze długa droga, co w tym starciu było aż nadto widoczne.
3. Druga połowa aktem pacyfizmu
W pierwszych 45 minutach nikomu nie udało się znaleźć drogi do bramki. Mecz był wyrównany, ale jednocześnie stał na dość wysokim poziomie i zdecydowanie nie był nudny. Niestety nie było to kontynuowane w drugiej odsłonie rywalizacji, która była mocno rozczarowująca. Długimi fragmentami wyglądało to tak, jakby obie drużyny z jakiegoś dziwnego powodu nawet nie chciały strzelać. Brak sił, zadowolenie z remisu, a może… pacyfizm i pokojowe nastawienie? Trudno znaleźć wyjaśnienie, ale jedno jest pewne: zarówno Odra, jak i Górnik schodziły z murawy z jednym punktem i był to sprawiedliwy wynik.
4. Górnik nie potrafił wykorzystać nawet gry w przewadze
Dla losów meczu decydująca mogła okazać się końcówka. W 80. minucie Szymon Szkliński został wyrzucony z boiska po otrzymaniu drugiej żółtej kartki. Mogło to cieszyć piłkarzy gości, którzy od tego momentu grali w przewadze liczebnej. Na wykorzystanie tego atutu mieli co prawda tylko 10 minut i czas doliczony, ale i tak można było spodziewać się intensyfikacji ich ataków. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a Odra bez żadnych problemów wyczekała na ostatni gwizdek sędziego.