Ofensywa Arsenalu zaczyna dojeżdzać. 5 wniosków po 17. kolejce Premier League

Na boiskach Premier League z głośników wybrzmiewają już świąteczne przeboje, co oznacza, że zbliża się ulubiony czas kibiców tej ligi. W 17. kolejce Premier League ponownie zmienił się lider, a w naszym podsumowaniu szerzej opisujemy: formę Dejana Kulusevskiego, poszukiwanie stabilizacji przez Guardiolę, defensywę Evertonu, ofensywę Arsenalu i mentalność Manchesteru United.

Dejan Kulusevski wyrasta na lidera Tottenhamu

Mecz z Nottingham Forest na City Ground był dla Tottenhamu potencjalną pułapką. W tego rodzaju spotkaniach, gdzie rywal broni głęboko brak kontuzjowanego Jamesa Maddisona, który zapewnia element nieprzewidywalności swoją wizją gry jest potencjalnie widoczny najbardziej. Tak też było przez długi czas. Koguty bardzo rzadko grały przez środek, a skrzydłowi regularnie byli podwajani. Ange Postecoglou czekał na moment przewagi indywidualnej, który wreszcie zrobił Dejan Kulusevski popisując się fantastycznym dośrodkowaniem na głowę Richarlisona. W dalszej części meczu to także Szwed był wiodącą postacią Tottenhamu. W drugiej połowie strzelił bramkę na 2:0 i regularnie napędzał ataki wygrywając pojedynki.

REKLAMA

Pod nieobecność Maddisona to właśnie reprezentant Szwecji wyrasta na lidera Kogutów. Ange Postecoglou najpierw przesunął go na „10-tkę”, gdzie potrafił w jakimś stopniu zastąpić kreatywność byłego piłkarza Leicester w ostatniej tercji boiska. Przed tygodniem z Newcastle, po powrocie Sarra z kontuzji, nadal grał jako ofensywny pomocnik, tyle że został przesunięty bliżej lewej strony. Tak zaczął też mecz z Nottingham, ale po kontuzji Brennana Johnsona wrócił na swoją typową pozycję, czyli prawe skrzydło. 23-latek grał tam, gdzie był potrzebny i w każdym spotkaniu był jednym z czołowych piłkarzy. Po kontuzji Maddisona wyrasta on na lidera ofensywy Tottenhamu.

Nottingham 0:2 Tottenham

Pep Guardiola próbuje wrócić do podstaw

Manchester City po raz kolejny stracił punkty – tym razem u siebie z Crystal Palace (2:2) mimo ogromnej przewagi i prowadzenia 2:0. Mimo że po kolejnym meczu bez zwycięstwa na zespół spadnie sporo krytyki to naszym zdaniem w ostatnich dwóch spotkaniach – z Luton oraz Palace – Obywatele dali sygnały, że zmierzają jednak w dobrym kierunku. Pep Guardiola odszedł od systemu, w którym jeden ze środkowych obrońców wchodził w drugą linię w fazie posiadania piłki, a w ostatnich dwóch spotkaniach wystawiał obok Rodriego piłkarzy, którzy są naturalnymi środkowymi pomocnikami – z Luton Kovacicia, a z Palace Rico Lewisa. Manchester City w obu grach – choć trzeba wziąć pod uwagę, że rywale byli mniej wymagający niż zwykle – zdominowali rywala, dobrze kontrolowali mecz i nie pozwalali na kontrataki.

Obecna zmiana podejścia Guardioli może przypominać sezon 2020/21, kiedy to Obywatele również kiepsko weszli w sezon i w okolicach grudnia trener powiedział słynne słowa o powrocie do podstaw, po czym weszli na zwycięską ścieżkę i odjechali konkurencji. Po ostatnich meczach możemy wnioskować, że Pep wyszedł z podobnego założenia. W tym sezonie mieli średnie najniższe posiadanie piłki oraz procentowy wskaźnik field tielt (liczba kontaktów z piłką w tercji ataku w porównaniu do rywali) za kadencji Guardiola, a teraz sprawiali wrażenie zespołu, który za wszelką cenę chcę przejąć kontrolę nad meczem. Zdominować rywala i zamknąć ich na własnej połowie. Z Crystal Palace działało to dobrze, ale niefrasobliwość w defensywie dała o sobie znać i stąd strata punktów.

Manchester City 2:2 Crystal Palace

Sean Dyche stworzył z Evertonu monolit defensywny

Kara 10 ujemnych punktów została przez Everton bardzo szybko odrobiona. Po porażce z Manchesterem United (0:3) The Toffees wygrali cztery mecze z rzędu nie tracąc ani jednej bramki. Przed własną publiką pokonali Chelsea oraz Newcastle, a na wyjazdach Nottingham i – w tej kolejce – Burnley. W poprzednim sezonie, gdy Dyche przejął zespół z miejsca poprawił liczbę kreowanych sytuacji, ale The Toffees nadal tracili sporo bramek. Po tym trenerze mogliśmy się jednak spodziewać, że wkrótce stworzy monolit z defensywy i tak też się stało. W ostatnich 8 meczach stracili tylko 6 goli – żaden zespół nie może pochwalić się lepszym wynikiem. W statystykach aż tak dobrze nie jest, ponieważ 4 zespoły mają korzystniejszy współczynnik oczekiwanych goli straconych (xGC), ale tak czy inaczej Everton broni świetnie.

Everton potrafi bronić w różnych fazach gry. Sobotni mecz z Burnley, w którym brakowało podstawowego środkowego obrońcy (Branthwaite’a), lewego obrońcy (Mykolenko) oraz defensywnego pomocnika (Gueye) był tego dobrym przykładem. Sean Dyche zmienił ustawienie na trójkę stoperów i wahadłowych i zaczął mecz od pressingu na połowie rywali, dzięki czemu przejął kontrolę i zdobył dwie bramki w pierwszej połowie. Po przerwie przeszli na bardziej pragmatyczne podejście cofając się do średniego/niskiego bloku, ale Burnley nie wykreowało wielu sytuacji.

Ofensywa Arsenalu wreszcie zaczyna dojeżdżać także w Premier League

Jeszcze lepiej od Evertonu w defensywie spisuje się Arsenal, który po tej kolejce wrócił na fotel lidera. Wczoraj zostali pierwszym zespołem w tym sezonie Premier League, który zachował czyste konto przeciwko Brighton oraz pierwszym od lutego. Kanonierzy zneutralizowali Brighton znakomitym wysokim pressingiem i dominacją. O tym, że zespół Mikela Artety świetnie broni wiemy jednak od początku rozgrywek, natomiast w ostatnich tygodniach coraz bardziej obiecująco wygląda natomiast ofensywa. Arsenal może nie strzela wielkiej liczby bramek, ale ich ofensywne liczby poszły znacząco do góry. Zerknijmy przez właśnie ten przymat na ostatnie spotkania:

REKLAMA
  • z Wolves – 19 strzałów, 6 celnych, 3,30 xG (wskaźnik goli oczekiwanych)
  • z Luton – 23 strzały, 9 celnych, 2,59 xG
  • z Aston Villą – 12 strzałów, 5 celnych, 1,72 xG
  • z Brighton – 26 strzałów, 9 celnych, 2,77 xG

Kluczowa wydaje się modyfikacja roli Martina Odegaarda, który zaczął grać nieco głębiej, natomiast Kai Havertz jest ustawiony bliżej napastnika. Gra Arsenalu jest w końcu bardziej płynna i są bardziej nieprzewidywalni w ataku pozycyjnym. W tym okresie wyższy współczynnik xG ma tylko Newcastle. Wcześniej problemy w kreowaniu sytuacji przeciwko głęboko cofniętym rywalom były największym argumentem na niekorzyść zespołu Mikela Artety w kontekście walki o mistrzostwo Anglii. Choć patrząc na suche wyniki nie dojdziemy do takiego wniosku to w ostatnich spotkaniach ofensywa w końcu lepiej funkcjonuje, a defensywa nadal trzyma poziom.

Arsenal 2:0 Brighton

Manchester United zaczął grać z mentalnością małego klubu

Czerwone Diabły przyjechały na Anfield bronić się blisko własnego pola karnego przez całe 90 minut. Liverpool oddał w tym meczu aż 34 strzały, ale… nie strzelił żadnej bramki i zespół Erika ten Haga został pierwszym, który w tym sezonie Premier League wywiózł z Anfield chociaż punkt. Największe zasługi trzeba oddać Raphaelowi Varane’owi, z którym Erik ten Hag się przeprosił, a Francuz grając blisko własnej bramki i często cofając się w pole karne był ostoją defensywy Manchesteru United. Varane oraz Dalot nie przegrali w tym meczu żadnego pojedynku (na ziemii i w powietrzu), świetnie w tym aspekcie wypadł także Scott McTominay. Choć Liverpool miał dużą przewagę to Man United dopuściło ich tylko do jednej „big chance” (dużej okazji).

O ile w defensywie było dobrze, tak po drugiej stronie piłkarze Erika ten Haga w ogóle rzadko się pojawiali. Pod koniec spotkania Man United wyprowadziło kilka kontrataków, ale całościowo byli podobnie bezradni, jak w ostatnim spotkaniu Ligi Mistrzów z Bayernem. Czerwone Diabły do starcia z Liverpoolem podeszły niczym zespół walczący o utrzymanie broniąc się bardzo głęboko i nie mając większego planu na to, co zrobić z piłką. Pewnie 9 na 10 tak rozegranych meczów skończyłoby się porażką, natomiast bardziej defensywna gra, nisko ustawiona linia obrony i próby kontrataków wydają się być sposobem lepiej pasującym do charakterystyki piłkarzy Manchesteru United. Problem w tym, że z wieloma rywalami taka gra nie będzie możliwa.

Liverpool 0:0 Manchester United

Co jeszcze wydarzyło się w 17. kolejce Premier League?

  • Do tragicznych scen doszło na Vitality Stadium. Obrońca Luton, Tom Lockyer stracił przytomność i mecz Bournemouth – Luton został przerwany w 60. minucie przy wyniku 1:1.
  • Stratę punktów Liverpoolu wykorzystała Aston Villa, która wygrała na wyjeździe z Sheffield (2:1) i ma obecnie tylko jedno „oczko” straty do lidera. A w następnej kolejce Arsenal i Liverpool zagrają ze sobą.
  • Świetna seria Fulham została przerwana, ale nie ma się czemu dziwić, jeśli miałeś wyjazd na St. James’ Park i od 22. minuty grałeś w osłabieniu. Newcastle pokonało The Cottagers 3:0.
  • Chelsea wygrała z Sheffield (2:0), a kluczowym piłkarzem zespołu Mauricio Pochettino znów był Cole Palmer, który zaliczył gola i asystę.
  • Mimo porażki 0:5 z Fulham przed tygodniem West Ham ciągle utrzymuje się w grze o puchary. W tej kolejce pokonali 3:0 Wolves przed własną publicznością, a Łukasz Fabiański utrzymał miejsce w bramce, mimo że Areola wyleczył już kontuzję.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,711FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ