Po 3. kolejce Premier League został już tylko jeden zespół, który ma komplet punktów. Mamy też jedną drużynę, która nie strzeliła jeszcze gola, natomiast żaden zespół nie może pochwalić się już zerem po stronie straconych goli. W podsumowaniu minionej serii gier wzięliśmy na tapet 5 tematów, które opisaliśmy szerzej.
Raheem Sterling będzie wiodącą postacią ofensywy Chelsea
Przed sezonem niewielu kibiców widziało go w podstawowym składzie zespołu, ale to Raheem Sterling na początku tego sezonu ciągnie ofensywę Chelsea. Po poprzednim sezonie można było mieć uzasadnione obiekcje odnośnie do transferu 28-latka. Mauricio Pochettino przyszedł jednak z konkretnym planem na wykorzystanie atutów Raheema Sterlinga. Nowy trener ustawia Anglika na prawym skrzydle. W fazie posiadania piłki Sterling często zapewnia szerokość stojąc przy linii bocznej, ale dzięki swojej inteligencji boiskowej potrafi w odpowiednim momencie wejść w półprzestrzeń i zrobić miejsce obiegającemu obrońcy.
Ciężko znaleźć drugiego zawodnika, który byłby tak szybki i tak odważnie prowadził piłkę na rywali. W ten sposób Anglik skupia na sobie uwagę i pojawiają się opcje do zagrania. U 28-latka ciągle momentami szwankuje podjemowanie decyzji, ale i tak jest ogromną wartością dodaną dla zespołu. Co więcej, wydaje się, że jego koledzy korzystają na współpracy z nim. Z Liverpoolem dobrze wyglądały dwójkowe akcje z Jamesem. Po kontuzji Anglika Sterling potrafi też współgrać z Malo Gusto. Widać także już nić porozumienia z Nicolasem Jakcsonem. Na początku tego sezonu ofensywa kręci się wokół Raheema Sterlinga. Dwa gole i asysta w wygranym 3:0 meczu z Luton to mocny znak, że ten sezon może należeć do niego.
David Moyes to ciągle bardzo dobry trener, gdy trzeba włożyć rywalowi kij w szprychy
Jedną z kategorii, którą eksperci często typują w przedsezonowych zabawach jest pierwszy zwolniony trener. Przed startem Premier League najczęstsze nazwisko, które pojawiało się w tym kontekście był David Moyes. West Ham w poprzednim sezonie grał znacznie poniżej oczekiwań, a zwycięstwo w Lidze Konferencji wydawało się dobrym momentem, aby pożegnać Szkota w glorii i chwale. Młoty w pierwszych trzech meczach zgromadziły aż 7 punktów, a pokonanie Brighton (1:3) na The Amex w sobotę nie byłoby możliwe bez dobrze opracowanego planu taktycznego Davida Moyesa.
Wiemy, jak zespół Roberto De Zerbiego chce grać. Lubi wciągać rywala na własną połowę i wykorzsytywać przestrzeń za linią obrony. West Ham bronił się więc bardzo głęboko. Moyes zadbał też o to, aby napastnicy Brighton nie mieli miejsca między liniami. Nowy nabytek klubu, Edson Alvarez grał w roli defensywnego pomocnika/trzeciego środkowego obrońcy i gdy któryś z rywali cofał się głębiej po piłkę to podążał za nim, dzięki czemu stoperzy nie byli wyciągani ze swoich stref. Dobra defensywa to jedno (Brighton i tak stworzyło sobie sporo szans), ale kluczowy był skuteczny plan na kontrataki. West Ham wiedział co zrobić po przechwycie piłki wykorzystując warunki fizyczne Antonio i dość licznie ruszając do ataku. Wykreowane sytuacje warte ponad trzy gole oczekiwane przy 21% posiadania piłki i 199 podaniach? Czapki z głów dla Młotów.
Ange Postecoglou notuje perfekcyjne wejście do Tottenhamu
Wskazując największą pozytywną niespodziankę początku tego sezonu Premier League śmiało moglibyśmy wskazać na Tottenham. Wydawało się, że nowe otwarcie, w którym zespół ma przejść potężną metamorfozę w zmianie sposobu gry będzie wymagało sporo czasu, jednak Tottenham po trzech meczach ma 7 punktów i prezentuje atrakcyjny futbol oparty na posiadaniu piłki, płynności, dynamicznej grze i ofensywnym nastawieniu.
Ange Postecoglou zrobił to od czego powinien zacząć – odrestaurował wielu piłkarzy. Yves Bissouma po kiepskim pierwszym sezonie po transferze teraz, grając na „6-tce” przypomina piłkarza, którym był w Brighton. Bardzo dobrze w ostatnich spotkaniach wygląda Pape Matar Sarr. Senegalczyk w dwóch startach ma gola i asystę. Świetnie filozofię nowego trenera rozumie Destiny Udogie, lewy obrońca wracający z wypożyczenia do Udinese. Centralną postacią ataku jest James Maddison, który nie potrzebował ani minuty aklimatyzacji w nowym zespole, aby stać się jego liderem. Obserwując reakcje kibiców Tottenhamu w mediach społecznościowych nasuwa się jeden wnioske – Postecoglou przywrócił wiarę w ten zespół i wreszcie fani czekają na mecze z niecierpliwością.
Manchester City to Rodri, Rodri to Manchester City
The Citizens pod nieobecność Pepa Guardioli rehabilitującego się po przejściu operacji kręgosłupa mieli na Bramall Lane naprawdę ciężką przeprawę. Mimo dominacji i całkowitej kontroli nad meczem długo nie mogli znaleźć drogi do siatki, a kiedy to się udało – pozwolili rywalom na więcej i stracili bramkę. Zwycięskiego gola w 88. minucie na wagę 3 punktów strzelił jednak Rodri. Dla Hiszpana była to drugi gol w obecnym sezonie Premier League.
Hiszpan jest dla zespołu nieoceniony. O jego ogromnym wpływie na całą grę Manchesteru City mówi się od dłuższego czasu. Rodri jest kluczowym piłkarzem w rozegraniu, dba o odpowiednie tempo, zmienia ciężar gry i pracuje w destrukcji przerywając kontrataki przeciwnika. Rodri przede wszystkim odpowiada za przeniesieni piłki do tercji ofensywnej, ale w niej również zaczyna mieć coraz ważniejszą rolę. Od dłuższego czasu potrafi zagrywać podania za linię obrony w boczne sektory boiska do wbiegających kolegów, ale w ostatnim czasie dołożył także zagrożenie po uderzeniach z dystansu. Z Sheffield oddał aż 5 strzałów, a z poprzedniego sezonu wszyscy pamiętamy gole z Interem w finale Ligi Mistrzów oraz z Bayernem w ćwierćfinale tych rozgrywek.
Newcastle nadal jest mocnym kandydatem do TOP 4 Premier League
Po wysokiej wygranej w 1. kolejce Premier League z Aston Villą (5:1) Newcastle zeszło ze zwycięskiej ścieżki przegrywając przed tygodniem z Manchesterem City (0:1), a teraz z Liverpoolem (1:2). We wczorajszym spotkaniu zespół Eddiego Howe’a grał przez ponad godzinę w przewadze jednego zawodnika mając jednobramkową przewagę, a mimo to w końcówce stracił dwa gole i pozwolił rywalom zabrać z St. James’ Park komplet punktów. Newcastle za ten mecz może sobie pluć w brodę, ponieważ kontrolowali mecz, mieli sporo okazji na podwyższenie prowadzenia, a nawet początkowo, jeszcze przy równowadze liczebnej, byli zespołem lepszym od The Reds. Grali w swoim stylu: wysokim pressingiem, na niesamowitej intensywności, wygrywając większość starć w środku pola i dobrze wykorzystując momenty po odbiorze piłki.
Mimo, że Newcastle w pierwszych trzech meczach zgromadziło 3 punkty to przy tym terminarzu nie trzeba panikować, a zachować spokój. Sandro Tonali jest wartością dodaną środka pola i z Bruno Guimaraesem oraz ciągle przebijającym swoje granice Joelintonem tworzą silną drugą linię. W ofensywie wreszcie „odpalił” Anthony Gordon i Eddie Howe ma duże pole wyboru. Obrona nadal jest zgraną formacją i z reguły wystrzega się błędów. Przy grze w Lidze Mistrzów mogą pojawić się problemy, ale na razie ze Srokami wszystko jest w porządku. To nadal mocny kandydat do pierwszej czwórki.
Co jeszcze wydarzyło się w 3. kolejce Premier League?
- Pierwsze punkty w tym sezonie stracił Arsenal. W meczu z Fulham (2:2) Kanonierzy zapłacili za indywidualne błędy. Jedynym zespołem, który ma obecnie komplet punktów jest broniący tytułu Manchester City.
- Manchester United w 4. minucie przegrywał już 0:2 z Nottingham, ale ostatecznie wygrał 3:2. Dla Erika ten Haga był to 31. kolejny mecz bez porażki na Old Trafford.
- Trzeci mecz z rzędu przegrał Everton (0:1 z Wolves). Zespół Seana Dyche’a nie strzelił jeszcze ani jednego gola w tym sezonie, ale problemem nie jest liczba tworzonych okazji, a skuteczność.
- Polski akcent w naszym podsumowaniu w tej kolejce dotyczy Matty’ego Casha, który w meczu z Burnley (3:1) zagrał na prawej pomocy i strzelił dwa gole. Unai Emery ma nowego snajpera?
- Niedobrze rozpoczął się sezon dla beniaminków. Łącznie rozegrali na razie 7 meczów (spotkanie Luton z Burnley w 2. kolejce zostało przełożone) i wszystkie przegrali.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej