Xavi Hernandez w roli trenera Barcelony i europejskie puchary nigdy nie były dobraną parą. Największe minusy, które mogliśmy wypisywać przy nazwisku trenera Blaugrany dotyczyły właśnie spotkań w Europie. Tym razem miało być inaczej. Przed tygodniem Barcelona wygrała 3:2 na Parc des Princes, a we wczorajszym spotkaniu objęła prowadzenie. Wszystko wskazywało na to, że Xavi wreszcie będzie miał swój wielki wieczór w europejskich pucharach, ale jedna sytuacja wywróciła dwumecz do góry nogami. Miało być jak nigdy, wyszło jak zawsze.
Niepowodzenia w Europie
W sezonie 2021/22 Xavi przejmując Barcelonę pod koniec fazy grupowej Ligi Mistrzów zremisował z Benfiką i przegrał z Bayernem spadając do Ligi Europy, gdzie następnie odpadł w ćwierćfinale z Eintrachtem Frankfurt. Rok później 2022/23 Xavi ponownie zajął 3. miejsce w grupie Champons League i jego zespół spadł do Ligi Europy, a tam już w 1/16 finału odpadł z Manchesterem United. W obecnej edycji Blaugrana nie zagrała już poniżej oczekiwań. Wyszła z pierwszego miejsca w grupie z Porto, Szachtarem i Royal Antwerp. W 1/8 finału pokonali Napoli, choć dla wielu kibiców oraz ekspertów nie byli faworytem tego starcia (ale w klubie nikt nie postrzegał tego jako wielkiego osiągnięcia). Szansą na „coś wielkiego” był dwumecz z PSG.
Xavi do rywalizacji z Luisem Enrique podszedł w nietypowy dla siebie sposób. Prawdopodobnie wyciągnął wnioski z ostatnich porażek w europejskich pucharach oraz z meczów z rywalami z najwyższej półki. Barcelona zawsze chciała grać w stylu zgodnym z klubowym DNA. Nastawiali się na wysoki pressing i posiadanie piłki, natomiast filozofią Xaviego jest gra bardziej wertykalna niż kojarzy nam się z Barceloną. Przez to zespół często wciągał się w bardziej chaotyczną grę. W taki sposób odpadał z Ligi Europy z Manchesterem United w poprzednim sezonie, a jeszcze niedawno w finale Superpucharu Hiszpanii Real Madryt pokazał Barcelonie jak ważna jest intensywność i fizyczność na najwyższym poziomie. Stworzona do bardziej technicznej gry druga linia Blaugrany nie radziła sobie, gdy trzeba było biegać od jednego pola karnego do drugiego.
Przeciwko PSG Xavi przyjął jednak inną strategię
Na Parc des Princes Barcelona oddała inicjatywę gospodarzom. W całym spotkaniu mieli tylko 41% posiadania piłki, a 'field tilt’ – statystyka określająca procentowo liczbę kontaktów z piłką w tercji ataku w porównaniu do przeciwnika – wynosił 70% do 30% dla paryżan. Barcelona w tym spotkaniu wymieniła najmniej podań spośród wszystkich meczów w tym sezonie, a procent celności podań był czwarty najniższy. Liczba dalekich zagrań? Piąta najwyższa w aktualnych rozgrywkach. To już jasno obrazuje plan Xaviego na Paris Saint-Germain. Barcelona bardzo często po otwarciu gry szukała bezpośredniego podania do Roberta Lewandowskiego, aby minąć pressing rywali, natomiast bez piłki często broniła się w niskim bloku, niekiedy nawet cofając skrzydłowych i przechodząc na ustawienie 6-2-2. To do tego klubu niepodobne, ale zadziałało.
Zwrot o 180 stopni
Celowo wracamy do pierwszego meczu pomiędzy tymi zespołami, ponieważ we wczorajszym spotkaniu na Montjuic Duma Katalonii przyjęła bardzo podobną taktykę. Od początku oglądaliśmy PSG w posiadaniu piłki, próbujące przebić się przez nisko osadzoną defensywę Barcelony. Pod wodzą Xaviego trudno było sobie przypomnieć spotkanie, w którym defensywa Blaugrany była tak dobrze zorganizowana, grała z tak dużym poświęceniem i była tak skuteczna w indywidualnych pojedynkach. W 16. minucie dołożyli jeszcze gola na 1:0. Wszystko zmierzało w bardzo dobrym kierunku, aż w 29. minucie nastąpił zwrot akcji. Wystarczyło jedno niecelne podanie Araujo, przejęcie PSG w środku pola i szybkie zagranie do Barcoli, który wyprzedził Urugwajczyka i dał się sfaulować, za co Ronald Araujo otrzymał czerwoną kartkę.
Barcelona na własnej skórze przekonała się jak okrutny bywa futbol. Wystarczył jeden błąd w bardzo dobrze układającym im się dwumeczu, aby wszystko obróciło się o 180 stopni. Nagle musieli przez ponad godzinę grać w dziesiątkę, bez swojego najlepszego obrońcy. Świetnie sprawdzający się w praktyce plan Xaviego runął i Hiszpan nie był w stanie odpowiednio zareagować. Zarzuca mu się ściągnięcie z boiska Lamine’a Yamala w celu uzupełnienia luki po Araujo wprowadzając Inigo Martineza, ale to już dopisywanie narracji do końcowego rezultatu i szukanie przyczyn porażki na siłę. 44-latek z pewnością nie pomógł zespołowi otrzymując czerwoną kartkę, natomiast widząc jak w jednym momencie ostatnia szansa na pokonanie faworyzowanego rywala w Europie w roli trenera Barcelony mu uciekła z przyczyn niezależnych od niego (jego zdaniem przez błąd sędziego) można tą złość przy linii bocznej w jakiś sposób usprawiedliwić.
Xavi nie dopisał historii
Dwumecz z Paris Saint-Germain jest dla Xaviego niedopisaną historią. Obecny szkoleniowiec Barcelony znowu poległ w europejskich pucharach, natomiast tym razem okoliczności są inne. Po pierwsze – spełnił plan minimum, jakim było wygranie grupy Ligi Mistrzów oraz awans co najmniej do ćwierćfinału tych rozgrywek. Po drugie – skonstruował bardzo dobry plan, który piłkarze skutecznie realizowali przez 120 minut, do czerwonej kartki Ronalda Araujo. Wprawdzie Xavi nie potrafił odpowiednio zareagować na stratę zawodnika, ale w gruncie rzeczy jakiejkolwiek decyzji by nie podjął – prawdopodobnie i tak skończyłoby się porażką.