Po turnieju w Stuttgarcie, otrzymaliśmy „powtórkę z rozgrywki” w finale w Madrycie. Idze Świątek ponownie przyszło się zmierzyć z Aryną Sabalenką. Te same zawodniczki, ta sama nawierzchnia. Sabalenka szukała rewanżu za przegrany finał we wspomnianym Stuttgarcie, natomiast Iga chciała zdobyć swój kolejny tytuł, pierwszy w Madrycie. Również po raz kolejny pokazać Białorusince, że to ona jest liderką światowego rankingu i na ten moment nie ma sobie równych.
Trafił swój na swego
Od samego początku spotkania było widać, że stanęły naprzeciw siebie dwie najlepsze zawodniczki świata. Nie ma aktualnie lepszych i ten pojedynek po raz kolejny to pokazał. Polka jak i Białorusinka wyszły naładowane, zmotywowane i skupione. Skupienie było przede wszystkim widać przy serwisach. Tenisistki nie chciały oddać swojego podania. Jednak w końcu do tego doszło. W ósmym gemie pierwszego seta, Sabalenka przełamała Świątek, dołożyła kolejnego gema przy swoim serwisie i wygrała pierwszego seta. Zasłużenie? Niestety z perspektywy polskiego kibica tak.
Aryna zdominowała Igę swoim serwisem, licznymi „winnerami” i jednak więcej tej sportowej złości było widać u drugiej rakiety kobiecego tenisa. Gdy tylko Polka zagrała krótszą piłkę, rywalka nie pozostawała bierna i natychmiast ruszała do ataku. Przyjęła taktykę, że najlepszą obroną jest atak i nie zamierzała tej koncepcji zmieniać. Iga robiła co mogła, lecz często brakowało jej argumentów na bezwzględną grę Białorusinki.
Szabla w dłoń!
Iga ruszyła na rywalkę na początku drugiego seta. Pierwszy gem serwisowy Sabalenki? Od razu przełamanie. Było 3:0 i wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a role się odwracają. Jednak Białorusinka pokonała swoje słabości i po dość długich gemach doprowadziła do powrotnego przełamania. Było 3:3, natomiast szybko Iga znowu przełamała swoją rywalkę i to ona cieszyła się z wygranego drugiego seta.
Sabalenka słabła, zaczęła się coraz bardziej denerwować, a Świątek gorszą grą rywalki się nakręcała. Trzy setowe spotkanie stało się faktem, lecz taki tenis można oglądać godzinami. Ani jedna ani druga tenisistka nie pękały na robocie, wiedziały po co wyszły na kort i nie zamierzały odpuszczać. Tenis w najlepszym wydaniu. Cios za cios, serwis za serwis. Oglądając ten mecz było po prostu widać, że jedyną poważną rywalką, która może zagrozić Idze jest właśnie Aryna. Pokazał również klasę i siłę obu zawodniczek.
Gra na wyniszczenie
Im dłużej ten mecz trwał tym można było odnieść wrażenie, że wygra ta, która bardziej zachowa koncentrację. Niekoniecznie umiejętności dawały punkty, lecz również to co siedziało w głowach zawodniczek. Decydowały również detale, niuanse. Często piłki lądowały tuż przy linii, co mogło deprymować którąś z zawodniczek. Nie brakowało również długich wymian. Na początku seta niestety Iga przegrała swoje podanie i przegrywała 3:0. Podobna sytuacja była w drugim secie, tylko wtedy Sabalenka musiała gonić. Czy Idze też się to udało?
Tak. Polka szybko doprowadziła do wyrównania i widać było coraz słabszą grę drugiej rakiety kobiecego tenisa. Zaczęła narastać frustracja i ilość niewymuszonych błędów własnych. Jednak to trwało tylko trzy gemy. Aryna zmieniła rakietę i kolejny raz przebudziła się. Przełamała Polkę i doprowadziła do stanu, w którym to ona serwowała po zwycięstwo w całym meczu. Niestety wygrała gema, wygrała seta i wygrała cały mecz. Aryna Sabalenka wygrała z Igą Świątek finał w Madrycie. Białorusinka na przestrzeni całego spotkania była zawodniczką lepszą, grał bardziej wyrównany tenis. Rewanż udany i nie pozostaje nam nic innego jak czekać na więcej takich batalii w wykonaniu obu zawodniczek. A okazji z pewnością będzie jeszcze wiele.