Newcastle 2023/24, czyli z Ligą Mistrzów o wiele trudniej

W sezonie 2022/23 Newcatle zrobiło prawdziwą furorę zajmując 4. miejsce w lidze i awansując do Ligi Mistrzów. Wydawało się, że zespół Eddiego Howe’a może na stałe zadomowić się w czołówce ligi i dzięki wsparciu finansowemu właścicieli stopniowo iść w górę. Obecne rozgrywki, choć ponownie trzeba je uznać za udane, przypomniały, że po przeskoczeniu kilku schodów na raz trudno utrzymać się na tym samym poziomie. Analizujemy sezon Newcastle.

Gra lepsza niż wyniki

Dla Newcastle ogromnym wyzwaniem w tym sezonie była gra w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Już po losowaniu wiedzieli, że łatwo nie będzie, ponieważ trafili na PSG, Milan oraz Borussię, tworząc tym samym grupę śmierci. Zanim klub po 21-letniej przerwie ponownie usłyszał hymn najbardziej elitarnych rozgrywek w Europie trochę skomplikował sobie sytuację w lidze, zdobywając tylko 3 punkty w pierwszych czterech meczach, natomiast porażki z Manchesterem City, Liverpoolem i Brighton nie były sygnałem, aby bić na alarm. W następnych tygodniach zespół Eddiego Howe’ wyszedł na prostą, a zwycięstwo 4:1 z PSG na St. James’ Park, gdzie mistrzowie Francji zostali zdemolowani intensywnością i wysokim pressingiem Srok było wydarzeniem, które zapisze się w historii klubu. Newcastle jednak zaprzepaściło szansę na wyjście z grupy LM zdobywając tylko punkt w rewanżowych starciach i ostatecznie zajmując ostatnie miejsce, co oznaczało brak europejskich pucharów na wiosnę.

REKLAMA

W lidze Newcastle cały czas trzymało się w okolicach miejsc pucharowych nadrabiając kiepski początek sezonu. Pod koniec września pokonali aż 8:0 Sheffield na wyjeździe, było także domowe wysokie zwycięstwo z Crystal Palace (4:0) oraz bardzo ważna wygrana, również przed własną publicznością, z Arsenalem (1:0) pokazująca siłę zespołu Eddiego Howe’a. Imponujące było także wyeliminowanie Manchesteru City oraz Manchesteru United z Carabao Cup. Na Old Trafford Eddie Howe wystawił rezerwowy skład, a jego zespół strzelił trzy gole, zachował czyste konto i bez problemu awansował do kolejnej rundy.

Patrząc na jesień Newcastle tylko przez pryzmat wyników nie było jednak tak dobrze

Fakty są takie, że w fazie grupowej Ligi Mistrzów zajęli ostatnie miejsce, a grudniowy maraton w Premier League rozpoczynali z 7. miejsca w tabeli, co w kontekście oczekiwań przed sezonem było rezultatem nieco poniżej normy. Analizując jednak grę Newcastle można było odnieść wrażenie, że ten zespół zasługuje na więcej. Do końca listopada byli trzecią najlepszą drużyną pod względem współczynnika goli oczekiwanych (xG) i na takim samym miejscu znajdowali się, jeśli chodzi o xGC (współczynnik goli oczekiwanych straconych). Tabela na bazie oczekiwanych punktów (xPts) sugerowała, że powinni być wiceliderem za Manchesterem City. Mimo rozgrywania dwóch meczów w tygodniu Newcastle cały czas trzymało wysoki poziom.

Za to należą się pochwały Eddiemu Howe’owi tym bardziej, że miał do dyspozycji niemal taką samą kadrę, jak w poprzednim sezonie. Nowy pomocnik, Sandro Tonali pod koniec października został zawieszony na 10 miesięcy za naruszenie zasad dotyczących udziału w zakładach bukmacherskich. Harvey Barnes, skrzydłowy sprowadzony z Leicester, zanim zdążył zaadaptować się w nowej drużynie już wypadł przez kontuzję stopy. Letnie transfery Tino Livramento oraz Lewisa Halla były natomiast przeprowadzane z myślą o przyszłości, a niekoniecznie teraźniejszości, choć ten pierwszy odcisnął na drużynie pozytywne piętno w listopadzie i grudniu. „Nową” postacią był Anthony Gordon, który sprowadzony został już poprzedniej zimy, ale dopiero w tym sezonie zaczął prezentować pełnię swoich możliwości.

Przewidywana zadyszka

Jedynym bardzo słabym meczem Newcastle do grudnia było wyjazdowe starcie z Bournemouth, które przegrali 0:2. To był zwiastun tego, jaką ekipę Eddiego Howe’a będziemy oglądać w następnych miesiącach na obcych stadionach. Zadyszka Newcastle przy grze w Lidze Mistrzów była przewidywana, ale jednak nieco wcześniej niż rzeczywiście nastąpiła. Kiedy Premier League podkręciła tempo Sroki coraz częściej wyglądały na zespół, który potrzebuje przerwy jak tlenu. Od początku grudnia do 2-tygodniowej przerwy w połowie stycznia Newcastle przegrało wszystkie cztery wyjazdowe mecze tracąc aż 12 goli. Cztery gole strzelił im Tottenham, trzy Everton, bez punktów wyjechali z Luton, a Liverpool na Anfield wykreował przeciwko Newcastle najwyższy współczynnik goli oczekiwanych (xG) w jednym spotkaniu nie tylko tego sezonu Premier League, ale także od czasu, gdy notowana jest ta statystyka – aż 7,27!

Newcastle przez długi czas nie mogło się odkręcić. Na własnym stadionie nie potrafili ograć m.in. Nottingham Forest (1:3), Luton (4:4) oraz Bournemouth (2:2), a na wyjazdach – mimo pokonania Aston Villi (3:1) oraz Forest (3:2) tuż po przerwie zimowej – nadal szło im słabo. Zespół zatracił atut, który charakteryzował ich od początku poprzedniego sezonu, czyli szczelną defensywę. Od początku grudnia do końca marca stracili 37 goli w 16 meczach (to o cztery bramki więcej niż w całym poprzednim sezonie Premier League!). W tym okresie częściej piłkę z siatki wyciągali tylko bramkarze Sheffield oraz Luton, a we współczynniku oczekiwanych goli traconych (xGC) gorszy był jedynie zespół Roba Edwardsa. 20 punktów w tym fragmencie sezonu to dopiero 12. wynik w Premier League.

Pułapka stylu gry

Newcastle skomplikowało sobie sprawę ponownego awansu do europejskich pucharów, ale dlaczego tak się stało? Odpowiedź na to pytanie wymaga cofnięcia się w czasie jeszcze do poprzedniego sezonu. Newcastle tak znakomity wynik zawdzięczało przede wszystkim świetnej organizacji gry bez piłki. Poprzez wysoki pressing przejmowali kontrolę nad meczem i kreowali sobie okazje, a mając prowadzenie potrafili zamknąć mecz cofając się do średniego lub niskiego bloku nie pozwalając rywalom na stwarzanie sytuacji. Kluczem do tego wszystkiego była intensywność. Grając zazwyczaj jeden mecz w tygodniu piłkarze Srok byli w stanie biegać więcej i szybciej od rywali, wygrywać starcia fizyczne oraz zbierać drugie piłki.

Nie zmieniając sposobu gry po awansie do Ligi Mistrzów, gdzie zespołowi doszły kolejne mecze z przeciwnikami, przeciwko którym wymagana jest jeszcze wyższa intensywność Newcastle wpadło w pułapkę. Liczba kontuzji na przełomie listopada i grudnia nie była dziełem przypadku, a naturalną reakcją organizmu piłkarzy na zwiększony wysiłek. Nawet jeśli nie wykruszali się w okresie, gdy natężenie meczów było największe to działo się to później. Graczy podstawowego składu, którzy cały sezon przetrwali bez większych kontuzji możemy policzyć na palcach jednej ręki – Fabian Schar, Bruno Guimaraes, Sean Longstaff i Anthony Gordon.

Najtrudniejszym momentem sezonu dla Newcastle pod względem problemów zdrowotnych był przełom listopada i grudnia

Skład Eddiemu Howe’owi wybierał się sam, a trener nawet nie robił zmian, ponieważ na ławce musieli siedzieć juniorzy. W dwa tygodnie Newcastle rozegrało 5 meczów niemal tą samą jedenastką, ponieważ jedyną wymuszoną roszadą była wymiana bramkarzy. Co więcej, większość piłkarzy musiała rozgrywać pełne 90 minut:

  • 25 listopada, domowy mecz z Chelsea – 5 zmian, pierwsza w 81. minucie.
  • 28 listopada, wyjazdowy mecz z PSG – żadnej zmiany.
  • 2 grudnia, spotkanie u siebie z Man United – jedna zmiana wymuszona kontuzją bramkarza, druga w 90+7. minucie.
  • 7 grudnia, wyjazdowe starcie z Evertonem – dwie zmiany, obie w 90. minucie.
  • 10 grudnia, mecz na Tottenham Hotspur Stadium – Eddie Howe miał w końcu większe pole manewru. Dokonał pięciu zmian, zaczął w 64. minucie.
REKLAMA

Nic dziwnego, że takie eksploatowanie piłkarzy z przymusu odbiło się później na wynikach zespołu.

Kryzys minął

Krytykowaliśmy defensywę Newcastle, ale trzeba także odnotować, że ich ofensywa spisywała się świetnie. W całym sezonie tylko pierwsza trójka strzeliła więcej goli, a licząc od lutego lepsze są jedynie oba zespoły walczące do ostatniej kolejki o tytuł – Manchester City i Arsenal. To dzięki ofensywie Sroki były w stanie pokonać kryzys i pod koniec sezonu z powrotem włączyć się do walki o miejsce gwarantujące grę w Europie. Ostatecznie udało się zająć siódmą lokatę, która nie dała jednak nawet Ligi Konferencji, ponieważ Manchester United, który zakończył sezon na 8. lokacie wygrał Puchar Anglii, co dało im awans do Ligi Europy.

W ofensywie Newcastle wyróżniły się przede wszystkim dwie postacie, bez których prawdopodobnie klub nie walczyłby do ostatniej kolejki o awans do europejskich pucharów – Anthony Gordon i Alexander Isak. Anglik był jednym z pięciu piłkarzy, którzy zakończyli sezon z dwucyfrową liczbą goli i asyst (miał 11 bramek i 10 ostatnich podań), najczęściej w całej Premier League brał także bezpośredni udział przy trafieniach przeciwko zespołom big six i przez cały sezon był bardzo regularny. Szwed został natomiast trzecim najlepszym strzelcem ligi (21 bramek), mimo że opuścił kilka meczów z powodu urazów. Od marca Isak strzelił 11 goli w 12 meczach i dołożył jedną asystę.

Styl gry Newcastle stał się problemem?

11-punktowy regres w porównaniu do poprzedniego sezonu oraz brak awansu do europejskich pucharów w klubie, który ma ambicje ciągle iść do przodu i zmienić układ na górze tabeli Premier League może być postrzegany jako rozczarowanie, natomiast my odbieramy to bardziej jako symbol jak trudno dla dopiero przebijających się na szczyt zespołów połączyć ligę z rozgrywkami europejskimi, a już zwłaszcza z Champions League. Newcastle zebrało mnóstwo cennego doświadczenia, które powinno zaprocentować w przyszłości. Przede wszystkim w klubie powinni zdać sobie sprawę, że trzeba trochę bardziej rozłożyć proporcje pomiędzy intensywnością, a futbolem opartym w większej mierze na technice, aby lepiej radzić sobie z natężeniem spotkań.

Tego typu problemy było widać przede wszystkim w starciach z niżej notowanymi rywalami, którzy byli w stanie przeciwstawić się intensywności Newcastle (która – jeszcze raz powtarzamy – w tym sezonie nie była na tak wysokim poziomie jak w poprzednim). W takich meczach Newcastle powinno przejąć posiadanie piłki, zmusić rywali do biegania i w ten sposób przejąć kontrolę nad meczem. Podopiecznym Eddiego Howe’a rzadko się to jednak udawało. Albo mieli problem z utrzymaniem się przy piłce, albo z zatrzymywaniem kontrataków, gdy rywal nastawił się na obronę niską. Po tym sezonie trener Srok najprawdopodobniej dobrze wie, gdzie musi się jego zespół jeszcze rozwinąć, a działacze – w miarę możliwości, na które pozwoli im finansowe Fair Play – powinni dać Howe’owi narzędzia, dzięki którym Newcastle w następnym sezonie wróci do gry w europejskich pucharach, a może nawet do Ligi Mistrzów.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,726FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ