Miłe złego początki. Dlaczego „najlepsza połowa” skończyła się „blamażem”?

Gdyby przywołać jakiekolwiek wypowiedzi z przerwy spotkania pomiędzy Polską, a Portugalią, które padły w studiach meczowych, brzmiałyby one – w kontekście ostatecznego wyniku – absurdalnie. Ale Polacy pierwsze 45 minut grali z Portugalią, jak równy z równym i mieliśmy powody do zadowolenia. Nic nie zapowiadało tego co stało się po zmianie stron.

Najlepsza pierwsza połowa za Michała Probierza…

Nie będzie to specjalna kontrowersja, jeśli postawimy tezę, że pierwsza połowa na Estadio do Dragao była najlepszymi 45 minutami, jakie w wykonaniu reprezentacji Polski za kadencji Michała Probierza. Oczywiście, to nie tak, że zdominowaliśmy Portugalczyków. Graliśmy po prostu wyrównany mecz z rywalem z europejskiego topu, co jak na standardy naszej kadry – nie tylko za obecnego selekcjonera, ale już od bardzo długiego czasu – jest osiągnięciem ponadprzeciętnym.

REKLAMA

Reprezentacja Polski przystąpiła do tego spotkania z mądrym planem. Chcieliśmy wykorzystać wysoko ustawioną linię defensywy Portugalii zagrywając podania za plecy ich obrońców. Krzysztof Piątek i Mateusz Bogusz często szukali startów na wolne pole, podobnie robili wahadłowi lub Kacper Urbański ze środka pomocy. Jeden taki ruch wykonał nawet Kamil Piątkowski, który po zagraniu do Bereszyńskiego ruszył na wolne pole, dostał podanie zwrotne i miał okazję do dośrodkowania. Jeśli nasza kadra z czymś miała problem to ze znajdowaniem się w odpowiedniej pozycji do zagrania takiego podania. Portugalczycy bronili wysoko, agresywnie doskakiwali, więc uwolnienie się spod ich opieki w środku pola nie było łatwe. Jako zespół często korzystaliśmy z umiejętności gry kombinacyjnej na małej przestrzeni Zielińskiego i Zalewskiego, którzy potrafili wyjść spod pressingu na lewej stronie.

Michał Probierz wyciągnął wnioski z ostatniego meczu z Portugalią na Stadionie Narodowym i nie nastawił zespołu na tak pasywną grę bez piłki. Obronę zaczynaliśmy już pod polem karnym rywala, choć nasi piłkarze nie atakowali bardzo agresywnie, a bardziej z myślą, aby ewentualnie zdążyć odbudować ustawienie i przejść do przesuwania za piłką na własnej połowie. Do przerwy gospodarze tego starcia nie oddali żadnego celnego strzału.

…zamieniła się w blamaż

Gdyby reprezentacja Polski utrzymała taki poziom gry do końca meczu, nikt nie byłby rozczarowany. Michał Probierz zdecydował się jednak na dwie zmiany. Odnotujemy, że za kontuzjowanego Jana Bednarka wszedł Sebastian Walukiewcz, ale zatrzymamy się na dłużej przy drugiej roszadzie. Selekcjoner zdjął Mateusza Bogusza, a wprowadził Dominika Marczuka. Zmiana była obliczona na neutralizację przeciwnika. W pierwszej połowie najgroźniejsze ataki Portugalczyków to dośrodkowania z prawej strony na dalszy słupek, więc Michał Probierz do pomocy Piątkowskiemu i Kamińskiemu dodał jeszcze jednego zawodnika. Aby to zrobić musiał zmienić ustawienie w defensywie, więc 5-3-2 zmieniło się w 5-4-1.

Próba dostosowania się do przeciwnika wyłączyła jednak atuty, z których korzystaliśmy w pierwszej połowie. Przy jednym napastniku trudniej było nam wywierać presję na obrońcach przeciwnika, a to sprawiło, że coraz więcej czasu broniliśmy się w niskiej defensywie pozwalając gospodarzom cierpliwie budować ataki pozycyjne. Dokładnie tak, jak zrobiliśmy w październiku, gdy Portugalczycy zdominowali nas od początku do końca. Pomogliśmy Portugalii osiągnąć cel, czyli przejąć kontrolę nad meczem poprzez długie utrzymywanie się przy piłce na połowie atakowanej i szybki odbiór po stracie. Roberto Martinez widząc, że jego kadra nie może wejść na optymalne obroty wprowadził na boisko Vitinhę, który jest idealnym pomocnikiem, jeśli chcesz jak najdłużej utrzymywać futbolówkę przy nodze.

Polska wyglądała na zespół, który nie miał planu B na wypadek objęcia prowadzenia przez Portugalię

Pierwszy stracony gol był z gatunku tych, których trzeba uniknąć. Rozegranie rzutu rożnego na krótko, strata pod linią boczną i szybki kontratak napędzany przez Rafaela Leao, którego nasi kadrowicze (znowu!) nie są w stanie nawet sfaulować i gol. Selekcjoner próbował wrócić do gry zmieniając ustawienie na 4-4-2, potem znów wrócił do trójki obrońców, ale nasi piłkarze sprawiali wrażenie, jakby wyrzucili z głowy jakiekolwiek założenia taktyczne. Zaczęli grać zbyt wesoły futbol, zostawialiśmy ekipie prowadzonej przez Roberto Martineza za dużo miejsca do atakowania i zapominaliśmy, że ciągle trzeba bronić.

Szklanka do połowy pusta czy do połowy pełna?

Przy dobrej pierwszej połowie i fatalnej drugiej większość kibiców będzie widzieć po tym meczu szklankę do połowy pustą (choć „do połowy” to i tak zbyt optymistyczne określenie). Pierwsze 45 minut to jednak okres, na którym reprezentacja Polski powinna budować. Powinien on służyć jako punkt odniesienia w jaki sposób powinna (i jest w stanie) grać nasza kadra.

Michał Probierz stara się zmieścić w wyjściowej jedenastce jak najwięcej graczy uzdolnionych technicznie, potrafiących grać kombinacyjnie oraz odważnych i pozwala im wyrażać się na boisku. Nicola Zalewski wchodzi w pojedynki, próbuje dryblingów i potrafi stworzyć przewagę indywidualną. Piotr Zieliński i Kacper Urbański pokazują się do gry, chcą piłkę i potrafią nad nią panować oraz zagrywać ją do przodu. Wreszcie po trwających już od kadencji Fernando Santosa poszukiwaniach defensywnego pomocnika zawodnik grający na tej pozycji zanotował dobry występ, ponieważ Taras Romanczuk w pierwszej połowie był imponujący. Dobrze czytał grę w defensywie, był pod grą, zanim otrzymał podanie miał już w głowie opcję na rozegranie akcji. Aby rywalizować jak równy z równym przeciwko silniejszemu na papierze przeciwnikowi potrzeba jeszcze dobrej organizacji w grze bez piłki, która była w pierwszej połowie, ale zniknęła po zmianie stron.

Mimo blamażu da się w tym meczu dostrzec pozytywy. Michał Probierz ma coraz mniej znaków zapytania, a piłkarze – głównie ofensywni – rozwijają się w tej reprezentacji. Coraz łatwiej dostrzec też wizję selekcjonera jak docelowo ma grać jego zespół. Do tego wszystkiego trzeba jeszcze dodać jeden czynnik – organizację defensywną całego zespołu przez 90 minut. To fundament, od którego trenerzy najczęściej zaczynają budowę drużyny i bez tego nie staniemy się stabilną reprezentacją znajdującą się tuż za europejskim topem.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,733FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ