20 meczów – tyle dzieli nas od zakończenia sezonu Premier League. Mistrza oraz spadkowiczów wyłoniliśmy już w poprzednich kolejkach, natomiast ciągle dzieje się sporo w walce o Ligę Mistrzów oraz miejsce w Lidze Konferencji. Kreatywność Manchesteru City, pragmatyzm Aston Villi, zmiana ustawienie Newcastle, Liverpool bez Trenta oraz średni poziom Premier League, Oto tematy, które omawiamy po 36. kolejce Premier League.
Manchester City potrzebuje więcej kreatywności
Rzutem na taśmę Southampton przebiło dorobek punktowy Derby County z sezonu 2007/08. Chyba nikt nie przypuszczał, że dopiszą sobie jedno „oczko” z mistrzem Anglii z poprzednich rozgrywek, Manchesterem City. Zespół Simona Ruska oddał tylko 2 strzały w porównaniu do 26 przez rywali, ale Obywatele nie stworzyli żadnej „dużej okazji” (big chance). Podopieczni Pepa Guardioli po marcowej przerwie reprezentacyjnej zaczęli notować bardzo dobre wyniki, wygrali pięć ostatnich spotkań, ale ich wzrost formy zawdzięczają przede wszystkim temu, iż przestali tracić gole. Rywalizacja z Southampton nie była pierwszym spotkaniem, gdy The Citizens zagrali w ofensywie co najwyżej przeciętnie.
Southampton 0 : 0 Man City
— markstats bot (@markstatsbot) May 10, 2025
▪ xG: 0.1 – 1.46
▪ xThreat: 0.47 – 2.92
▪ Possession: 28.3% – 71.7%
▪ Field Tilt: 5.9% – 94.1%
▪ Def Action Height: 25.6 – 69.7
Donations https://t.co/nlgfzDqYhs pic.twitter.com/LHgPVvBplN
Głównym kreatorem w starciu z Southampton był Kevin De Bruyne. Belg zanotował najwięcej kluczowych podań (4) oraz zakończył spotkanie z najwyższym współczynnikiem oczekiwanych asyst (0,81 xA), natomiast… w następnym sezonie już go nie będzie. W sobotę drugim najbardziej kreatywnym zawodnikiem był Jeremy Doku, wprowadzony na boisku od razu na drugą połowę. Niemniej jednak, Pep Guardiola w ostatnich tygodniach coraz rzadziej gra systemem z naturalnymi skrzydłowymi. Wydawało się, że hiszpański trener już znalazł sposób, aby wydobyć potencjał ze swojego zespołu, jednak przed kolejnym sezonem będzie musiał musiał pomyśleć w jaki sposób odzyskać kreatywność, z której jego drużyny zawsze słynęły.
Aston Villa pragmatyzmem chce wejść do Ligi Mistrzów
Zwycięstwo z Bournemouth na własnym stadionie (1:0) było dla Aston Villi niezbędne, aby nadal zachować szanse na awans do Ligi Mistrzów. Unai Emery w ostatnich tygodniach zdecydował się, że będzie walczyć o Champions League zmieniając oblicze zespołu na bardziej pragmatyczne. W poprzedniej kolejce szybko objęli prowadzenie przeciwko Fulham i do końca spotkania utrzymali ten wynik, dbając o to, aby mecz miał spokojne tempo. W 36. kolejce Premier League Aston Villi przyszło zmierzyć się z Bournemouth, któremu oddali piłkę, zmusili do ataku pozycyjnego, czego podopieczni Andoniego Iraoli nie lubią i po raz kolejny udało się wygrać jedną bramką i zachować czyste konto.
Po marcowej przerwie na reprezentacje tylko Manchester City stracił mniej goli oraz dopuścił rywali do sytuacji o niższym współczynniku goli oczekiwanych (xG) od Aston Villi. Choć zespół Unaia Emery’ego miał w ostatnich tygodniach mecze, w których fenomenalnie wyglądał w ofensywie (rewanż z PSG, zwycięstwo z Newcastle) to nauczyli się również wygrywać mniejszym nakładem sił. W wielu spotkaniach Aston Villa stara się narzucać tempo gry i kontrolować mecz przez posiadanie piłki, jednak w ostatnim starciu z Bournemouth pokazała, że potrafi również zneutralizować ofensywne zapędy rywala oddając im inicjatywę.
Zmiana ustawienia być może zapewni Newcastle awans do Ligi Mistrzów
Newcastle po 36. kolejce Premier League wskoczyło na 3. miejsce w tabeli po zwycięstwie z Chelsea, jednym z bezpośrednich konkurentów w walce o awans do Ligi Mistrzów (2:0). Sroki od 35. minuty grały w przewadze jednego zawodnika po czerwonej kartce dla Nicolasa Jacksona, jednak paradoksalnie większą przewagę nad Chelsea mieli, gdy na boisku przebywało po 11 zawodników obu zespołów. Gospodarze od początku rzucili się The Blues do gardła, grali wysokim pressingiem, wygrali walkę o środek pola i bardzo szybko objęli prowadzenie. Chelsea była kolejnym zespołem, który został zdominowany przez wysoki pressing Newcastle.
Eddie Howe is a GENIUS. 🪄
— Magpie Media (@MagpieMediaX) May 11, 2025
Set #NUFC up in an emergency 5-4-1 to negate the loss of Trippier and Willock, and packed the right hand side to match Chelsea’s left-flank dominant build-up play. 💡
Completely out-thought Maresca in the biggest of games. 🧠 pic.twitter.com/e1QpYoeyDh
Eddie Howe na to spotkanie zmienił ustawienie na 3-4-3. Kontuzja Joelintona i Trippiera sprawiła, że trener musiał kombinować i zdecydował się na wariant, który zdał egzamin. Howe zmieścił w wyjściowej jedenastce będących w ostatnich tygodniach w bardzo dobrej formie Harveya Barnesa i Jacoba Murphy’ego (on zagrał na prawym wahadle), a także Anthony’ego Gordona, jednego z najlepszych graczy zespołu w tym sezonie. Środek pola z Sandro Tonalim i Bruno Guimaraesem – pomocnikami wszechstronnymi – wyglądał bardzo dobrze, a przy trzech stoperach bardzo dobrze radzili sobie z dośrodkowaniami Chelsea. Dla Newcastle nie było również problemem bronienie się w niskim bloku 5-4-1, ponieważ na taki system przechodzą również grając w swoim standardowym 4-3-3. To była zmiana Eddiego Howe’a dzięki której Newcastle jest już bardzo blisko gry w następnej edycji Ligi Mistrzów.
Liverpool bez Trenta Alexandra-Arnolda może grać inaczej
Główną różnicą jaka zaszła w Liverpoolu po zmianie szkoleniowca z Jurgena Kloppa na Arne Slota jest elastyczność zespołu w sposobie gry. The Reds obecnie częściej dostosowują się do przeciwnika i tak było też w spotkaniu z Arsenalem na Anfield w minionej kolejce, w którym oba zespoły podzieliły się punktami (2:2). Podejrzewamy, że wpływ na plan meczowy Arne Slota miała też decyzja o posadzeniu na ławce Trenta Alexandra-Arnolda, którą trener tłumaczył chęcią wprowadzania do podstawowego składu Conora Bradleya, możliwego następcy 26-latka, który przed tygodniem oficjalnie poinformował, że wraz z końcem sezonu opuści Anfield.
📊In-game playing style for both the teams in Liverpool vs Arsenal.#LIVARS https://t.co/U46wMfCJiG pic.twitter.com/e0adAEY2Sc
— EPL – Analytics (@DataAnalyticEPL) May 11, 2025
Liverpool bez Trenta Alexandra-Arnolda traci na wartości w posiadaniu piłki – od budowania akcji, przez rozegranie na połowie przeciwnika do kreowania sytuacji z ataku pozycyjnego. Było to widać w meczach, które opuścił Anglik z powodu kontuzji na przestrzeni trwającego sezonu. Slot nie nastawił się więc na przejęcie inicjatywy, a był zadowolony oddając Arsenalowi piłkę i wyprowadzając kontrataki. Zmieniło się to dopiero po wejściu Trenta na boisko, a Liverpool zdominował posiadanie piłki po czerwonej kartce dla Mikela Merino. Brak TAA może dać zespołowi więcej bezpieczeństwa podczas bronienia (bowiem popełnia on błędy w defensywie), więc być może w następnym sezonie częściej będziemy oglądać Liverpool ustawiony na własnej połowie i kontrujący przeciwników.
Premier League nigdy nie była tak wymagająca jak w obecnym sezonie
W czwartek poznaliśmy finalistów wszystkich europejskich pucharów. O zwycięstwo w Lidze Europy powalczą Manchester United i Tottenham, którzy awansowali do finału znajdując się – odpowiednio – na 15. i 16. miejscu w tabeli Premier League. Bardzo możliwe, że finałowe starcie rozegrają już jako drużyny nr 16 i 17 w ligowej stawce, ponieważ po porażce Czerwonych Diabłów z West Hamem (0:2) oraz Kogutów z Crystal Palace (0:2) oba zespoły spadły o jedno miejsce w tabeli. Zespoły zajmujące więc dwa ostatnie bezpieczne miejsca szykują się właśnie do finału Ligi Europy.
Manchester United and Tottenham now sit 16th and 17th in the Premier League, with neither team winning any of their last 5️⃣ league games.
— Football on TNT Sports (@footballontnt) May 11, 2025
Waiting for that Europa League final… ⏱ pic.twitter.com/1vQepSTTmU
Oczywiście, gdyby Manchester United i Tottenham w pewnym momencie nie odpuścili ligi koncentrując się na rozgrywkach międzynarodowych, prawdopodobieństwo że obecnie byliby w takiej samej sytuacji jest bardzo niskie. Niemniej jednak, nawet biorąc pod uwagę okoliczności gry w Lidze Europy oba zespoły ogromnie rozczarowują. Odkąd w mediach przyjął się termin „big six” żaden klub nie miał tak słabego sezonu w lidze. W ostatnich latach Premier League stała się wymagająca jak nigdy wcześniej. Możemy zaznaczać, że w tym sezonie czołówka była słabsza, że mamy najgorszych beniaminków w historii Premier League, ale poziom pozostałych ekip poszedł mocno w górę. Nawet będąc klubem z europejskiej czołówki, grającym w ostatnich latach w Lidze Mistrzów, możesz nagle zanotować ogromny zjazd w tabeli.
Co jeszcze działo się w 36. kolejce Premier League?
- Nottingham Forest oddala się od awansu do Ligi Mistrzów. Zespół Nuno Espirito Santo na własnym stadionie zremisował ze zdegradowanym już Leicester (2:2). Kluczowa w walce o LM będzie najprawdopodobniej ostatnia kolejka, w której Forest zmierzy się z Chelsea, która obecnie ma punkt więcej.
- W walce o miejsce dające Ligę Konferencji (przy założeniu, że Manchester City, a nie Crystal Palace, zdobędzie Puchar Anglii) na czoło wysunęło się Brentford, które w tej kolejce pokonało Ipswich (1:0), a bramkę zdobył świetny w ostatnich tygodniach Kevin Schade.
- Tyle samo punktów co Brentford (55) ma Brighton. Mewy na Molineux pokonały Wolves (2:0).
- Sytuację skomplikowało sobie natomiast Fulham, które po porażce na własnym stadionie z Evertonem (1:3) traci już cztery „oczka” do Brentford i Brighton