Manchester City potrafi grać bardziej bezpośrednio. 5 wniosków po 23. kolejce Premier League

Po 23. kolejce Premier League najciekawiej robi się w walce o awans do Ligi Mistrzów. Tematy, które podejmujemy po minionym weekendzie to: nieprawdopodobne Bournemouth, bardziej wertykalny Manchester City, pozycja Tottenhamu w rankingu sił Premier League, początki wysokiego pressingu West Hamu Grahama Pottera oraz kultura cierpienia Manchesteru United. Zapraszamy do lektury.

Andoni Iraola wpoił zasady swojej filozofii wszystkim piłkarzom Bournemouth

Tydzień temu zakończyli serię 9 zwycięstw z rzędu Newcastle United, wygrywając na St. James Park 4:1. W ten weekend na Vitality Stadium przyjechało Nottingham Forest, które wygrało 8 z 9 ostatnich meczów, a jedyną stratą punktów było starcie z liderem tabeli. Wisienki zapakowały przeciwnikom 5 goli i zbliżyły się do pierwszej czwórki na punkt. To był dwunasty kolejny mecz bez porażki dla zespołu Andoniego Iraoli. Ostatnie wyniki są tym bardziej imponujące, że drużyna zmaga się z wieloma kontuzjami, ale dla hiszpańskiego szkoleniowca nie ma problemów, a są rozwiązania. Dwóch napastników jest kontuzjowanych? No to ustawię na szpicy Dango Ouattarę, który z Nottingham strzelił hat-tricka. Nie ma nominalnego prawego obrońcy? Niech wskoczy tam Lewis Cook, nominalny pomocnik.

REKLAMA

Bournemouth jest osłabione kontuzjami kilku ważnych zawodników, ale Andoni Iraola zdołał już zaszczepić swoją filozofię chyba w każdym zawodniku. Sposób gry Bournemouth oparty na intensywności, wysokim pressingu i bezpośredniej grze jest realizowany bez względu na zestawienie personalne. Gra bez piłki wymaga nie tylko biegania, ale także szybkiego myślenia oraz realizowania założeń taktycznych, co nawet piłkarze niegrający regularnie wykonują bardzo dobrze. Ostatnie tygodnie są najlepszym świadectwem celującej pracy, jaką Iraola wykonuje w procesie treningowym.

Pep Guardiola zwrócił się w kierunku gry bardziej wertykalnej

W środku tygodnia Manchester City przegrał z PSG (2:4), a na Parc des Princes jedynym zespołem, który wyglądał jak drużyna prowadzona przez Guardiolę byli przeciwnicy Obywateli. W meczu z Chelsea The Citizens też nie grali jak typowy zespół Pepa, natomiast w sobotni wieczór ich sposób gry nie wynikał z bezradności, a przygotowania innego planu. Manchester City zaczął bardzo źle. Znowu nie potrafił dłużej utrzymać się przy piłce, przejąć kontroli nad meczem i zepchnąć rywala do niskiej obrony. Grając przez środek często tracił futbolówkę i dawał Chelsea okazje do kontrataków.

Zespół Pepa Guardioli potrafił się jednak dostosować do sposobu bronienia Chelsea. Pomocnicy (Bernardo, Kovacic, Gundogan) schodzili bardzo głęboko po piłkę, aby unikać strat na własnej połowie. The Blues często ustawiali się w średnim bloku i nie nakładali presji na gracza z futbolówką przy nodze, więc Obywatele zaczęli rzucać podania za linię obrony i licznie atakować wolną przestrzeń, co robili Haaland, Marmoush, Nunes i Gvardiol. Wertykalną grę Manchester City stosował także, gdy rywale – goniąc już wynik – ruszyli do wysokiego pressingu i krycia jeden na jednego. Podopieczni Guardioli starali się stworzyć miejsce Haalandowi, aby zagrywać na niego dalekie podania. Norweg bez problemu radził sobie z Colwillem oraz Chalobahem i strzelił nawet bramkę bezpośrednio po podaniu Edersona. Czyżby Guardiola poszedł na kompromis zrywając z cierpliwym utrzymywaniem się przy piłce?

Manchester City 3:1 Chelsea

Tottenham jest w ostatnich tygodniach jednym z najgorszych zespołów w Premier League

Od grudnia w 11 meczach ligowych Tottenham zdobył 5 punktów. Gorszy dorobek ma tylko Southampton. Również jedynie Święci zanotowali więcej porażek i stracili więcej bramek. Na bazie wyników oraz tabeli Koguty są od kilku tygodni jednym z najgorszych zespołów w Premier League. Patrząc na boisko – również jest bardzo źle i można tą tezę podtrzymać. Ange Postecoglou ma ogromne problemy z zestawieniem optymalnej jedenastki, ponieważ w zespole od dłuższego czasu panuje plaga kontuzji, natomiast nie powinna być to wymówka usprawiedliwiająca aż tak słabe wyniki Tottenhamu.

Australijczykowi bardzo często zarzuca się brak elastyczności, niechęć do zmiany i brak planu B. Paradoksalnie w ostatnich tygodniach jego zespół – w pewnych elementach prawdopodobnie celowo, w innych nie – zaczął grać jednak trochę inaczej. Częściej oglądamy drużynę Postecoglou w defensywie na własnej połowie. Nie zawsze chcą dominować, przejmować kontrolę i odbierać piłkę jak najwyżej tylko się da. Boczni obrońcy zdecydowanie rzadziej schodzą do środka. To już nie jest tak ryzykowny sposób gry, do jakiego przyzwyczaili nas od początku poprzedniego sezonu, ale gra wygląda jeszcze gorzej. Koguty kreują mniej sytuacji, ich szybkie ataki są o wiele mniej efektywne. Ofensywą nie są już w stanie nadrabiać braków w defensywie. Próbując lekko odejść od założeń swojej filozofii – zrobiło się jeszcze gorzej.

Tottenham 1:2 Leicester

Graham Potter chce nauczyć West Ham wysokiego pressingu

West Ham chce stać się zespołem wysokiego pressingu już od maja zeszłego roku, gdy pożegnano Davida Moyesa i podpisano umowę z Julenem Lopeteguim. Hiszpan nie potrafił jednak zmienić przyzwyczajeń zespołu, więc kolejną szansę otrzymał już inny trener, Graham Potter. Anglik również chce realizować ten proces i spotkanie 23. kolejki Premier League z Aston Villą był w tym kontekście… zarówno pozytywnym, jak i negatywnym sygnałem.

REKLAMA

West Ham wielokrotnie potrafił odebrać futbolówkę na połowie rywala przeciwko jednemu z najlepiej rozgrywających od własnej bramki zespołu w Premier League. To pozytywny sygnał, natomiast pressing Młotów zaczął odpowiednio funkcjonować dopiero wtedy, gdy środkowy obrońca rywali, Tyrone Mings musiał opuścić boisko przez kontuzję, a w jego miejsce – z powodu braku innych stoperów – przeszedł nominalny lewy obrońca, Lucas Digne. Negatywnym sygnałem były natomiast momenty (przede wszystkim na początku meczu), gdy przeciwnicy mijali linię pomocy West Hamu i przyspieszali grę przez środek. Wówczas środkowi pomocnicy nie nadążali za akcją. Graham Potter otrzymał kadrę, która na kluczowych pozycjach przy chęci gry wysokim pressingiem (środkowa strefa oraz linia obrony) jest po prostu za wolna. Widzieliśmy to za kadencji Julena Lopeteguiego i prawdopodobnie zobaczymy też w erze Anglika.

Manchester United tworzy kulturę cierpienia

Manchester United wygrał z Fulham (1:0), choć statystycznie w ofensywie wypadł fatalnie. Oddał 4 strzały, w tym 1 celny i 1 z pola karnego. Zanotował 8 kontaktów z piłką. Wykreował współczynnik goli oczekiwanych (xG) na poziomie 0,25, z czego 0,22 stanowiły uderzenia po stałych fragmentach gry. Gola zdobyli po uderzeniu zza pola karnego, któremu do siatki pomógł wpaść rykoszet od rywala. Jeśli Ruben Amorim ma robić wyniki w perspektywie krótkoterminowej, to musi bazować na defensywie (ponieważ ofensywa jest za słaba). A jego Manchester United najlepiej broni w niskim bloku, blisko własnego pola karnego.

W ten sposób Manchester United tworzy wokół siebie aurę zespołu, która nie pasuje do przeszłości klubu. Poczucie, że zwycięstwa muszą być okupione cierpieniem. Że przewagę wypracują nie poprzez umiejętności czy realizację planu taktycznego, a bazując na ambicji, charakterze i woli walki. Oglądając piłkarzy w akcji można odnieść wrażenie, iż oni sami mają tego świadomość. Świętują każdą udaną interwencję. W wypowiedziach pomeczowych kreują przekaz, jakby na każdy mecz mieli wychodzić jak na wojnę. Bazują na emocjach, a nie chłodnym wyrachowaniu. Im więcej takich meczów, tym fani bardziej będą identyfikować się z zespołem, natomiast do ambicji trzeba dodać jeszcze jakość, aby Manchester United wrócił na należne miejsce.

Co jeszcze wydarzyło się w 23. kolejce Premier League?

  • Liverpool umocnił się na pozycji lidera wygrywając na Anfield z Ipswich (4:1). Kolejny bardzo dobry mecz zagrał Cody Gakpo, który strzelił dwa gole i zanotował asystę.
  • Arsenal otrzymał czwartą czerwoną kartkę w tym sezonie, ale tym razem udało im się zdobyć 3 punkty (1:0 z Wolves). Jedyną bramkę strzelił Calafiori, a padła ona już, gdy oba zespoły grały w dziesiątkę.
  • Brighton nie przestaje być Robin Hoodem Premier League. Zespół Fabiana Hurzelera po zwycięstwie z Manchesterem United oddał komplet punktów walczącemu o utrzymanie Evertonowi (0:1).
  • Brentford wygrało swój drugi wyjazdowy mecz w tym sezonie Premier League, odnosząc zwycięstwo na Selhurst Park (2:1) i przerywając serię sześciu meczów bez porażki Crystal Palace.
  • Newcastle wykonało swoje zadanie i po porażce z Bournemouth wróciło na zwycięski szlak. Na St. Mary’s Stadium ograli czerwoną latarnię ligi, Southampton (3:1).

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,719FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ