W dziewiątym meczu Euro 2024 Belgia zmierzyła się ze Słowacją. W pierwszym spotkaniu grupy E Rumuni bez skrupułów i w widowiskowy sposób rozbili Ukraińców 3:0. To spotkanie było pierwszym bezpośrednim starciem tych dwóch zespołów w meczu o stawkę, a bez podziału – zagrali ze sobą pierwszy raz od 2013 roku. Słowaków czekało ogromne wyzwanie, bowiem to Belgowie byli zdecydowanymi faworytami tego meczu. Choć z ich złotej generacji pozostało już niewielu, to wciąż byli typowani do zwycięstwa nie tylko z naszymi południowymi sąsiadami, ale też i całej grupy E. Czerwone Diabły mają w składzie znacznie więcej rozpoznawalnych nazwisk niż Sokoli – nic więc dziwnego, że oczekiwano od nich gładkiej wygranej.
Ambitna Słowacja i bezproduktywny Lukaku
Belgowie, choć nie tak szybko, jak Albańczycy, mogli zdobyć bramkę już w pierwszych chwilach meczu. Niemal równo z gwizdkiem podopieczni Domenico Tedesco ruszyli do ofensywy i wywierali dużą presję na rywalu. Już w 3. minucie Martina Dúbravkę sprawdził Romelu Lukaku. Akcję po skrzydle świetnie napędził Jeremy Doku, a następnie zagrał piłkę do środka. Lepszy okazał się golkiper i wykazał się istotną interwencją. Słowacy szybko odpowiedzieli na tę akcję. Sokoli przecięli podanie pod bramką rywala, a następnie uderzył Juraj Kucka. Koen Casteels zdołał odbić piłkę, lecz czyhał już na nią Ivan Schranz. Napastnik Slavii Praga poprawił po swoim koledze i to Słowacja mogła cieszyć się objęciem prowadzenia.
Po golu Schranza starcie we Frankfurcie stało się bardziej wyrównane, choć z minimalnym wskazaniem na zespół z Beneluksu. Belgowie dążyli do zmiany niekorzystnego wyniku. Słowacji z kolei bramka dodała pewności siebie i również szukali drugiego gola. Skrzydła Czerwonych Diabłów nie wyglądały jeszcze na odpowiednio rozgrzane. Oni samego nie stwarzali szczególnego zagrożenia i Słowacy, nawet pomimo wkradającej się niekiedy niepewności w linii obrony, utrzymywali korzystny rezultat. Byli zdolni przerywać zrywy rywala, czy też nawet podejść pod bramkę Koena Casteelsa.
Sami Belgowie natomiast nieco spuścili z tonu, nie nacierali już tak intensywnie, jak na początku meczu. Byli także do bólu nieskuteczni. Nie skorzystali nawet z prezentu od Dúbravki, który podał im piłkę wprost pod nogi. A Słowacy? Nie próżnowali. W 40. minucie Juraj Kucka dośrodkował piłkę do Lukasa Haraslína, a dawny skrzydłowy Lechii Gdańsk huknął z woleja. Tutaj dobrą interwencją popisał się Casteels. Belgia miała doskonałą okazję do wyrównania, ale Lukaku zmarnował ją koncertowo. Piłka odbiła się od Belga jak od drewnianej kłody i Dúbravka z dużą dozą spokoju udaremnił zagrożenie.
Sensacja coraz bliżej…
Czasu na zmianę wyniku Belgia miała coraz mniej, więc z zaatakowaniem raz, a konkretnie nie można było czekać. W 57. minucie podopieczni Domenico Tedesco mieli świetną okazję na doprowadzenie do wyrównania. Leandro Trossard posłał futbolówkę do kolegów ze skrzydła i po zagraniu głową jednego z nich dopadł do niej Lukaku. Napastnik Romy uderzał z kilkunastu centymetrów. Tego nie da się zepsuć, prawda? Choć Belg do bramki trafił, to jednak źle się ustawił i sędzia zmuszony był anulować gola, ze względu na spalonego. To rozbudziło piłkarzy z Europy Zachodniej i zaczęli nacierać coraz mocniej. Chwilę później do remisu mógł doprowadzić Johan Bakayoko, lecz w krytycznym momencie piłkę z linii bramkowej wybił Dávid Hancko. Słowacy nie grali już tak dobrze, jak przed przerwą. A musieli się poprawić, jeśli chcieli pokonać faworyzowanego przeciwnika.
Belgia na deskach!
Podopieczni Francesco Calzony nieco odżyli, gdy na boisko wbiegł młody i utalentowany Tomáš Suslov. Byli świadomi tego, że jednobramkowe prowadzenie, i to z takim rywalem, jest niezwykle kruche i z niego w chwilę może przekształcić się w niekorzystny wynik. Każda sekunda przybliżała ich do tego wielkiego sukcesu, czyli wygrana z Belgią. Potrzebna była koncentracja w tyłach, ale drugi gol również by nie zaszkodził i co jakiś czas decydowali się na akcje ofensywne. Ważniejsza była wciąż gra w obronie, a tutaj Sokoli spisywali się wystarczająco dobrze. Byli w stanie skutecznie wypchnąć Belgów spod pola karnego, czy momentami nawet z własnej połowy. Czerwone Diabły musiał wreszcie wziąć się za odrabianie strat. W 86. minucie, po długim rajdzie Loisa Opendy akcję wykończył Lukaku. Tym razem strzelił gola, lecz znowu coś poszło nie tak. Jeden z Belgów przed oddaniem strzału musnął piłkę ręką. Dzięki zaawansowanej technologii w piłce udało się wykryć kontakt i Belgia ostatecznie musiała pogodzić się z porażką.
Konsekwentna gra w obronie i fatalna postawa Belgów w ofensywie – to dwie główne przyczyny sensacji, która wydarzyła się we Frankfurcie nad Menem. Słowacy nie wykreowali sobie tyle okazji, co rywale. Jednakże nadrabiali to ambicjami i ofiarną walką w defensywie. Sporo w tym jednak pomogli im sami Belgowie, z Romelu Lukaku na czele. Belg zachowywał się, jakby został wystrugany przez Dżepetto – piłka kompletnie się go nie słuchała i miał problemy z wykończeniem, mogłoby się wydawać, stuprocentowych okazji. Grę napastnika można określić mianem wręcz parodii. Szkoda tylko, że jego reprezentacja mocno utrudniła sobie drogę do 1/8 finału.