W swoim ostatnim meczu w 2023 roku Real Madryt na Estadio Mendizorrota mierzył się z Deportivo Alaves. Królewscy mimo przetrzebienia kadry przez kontuzje celowali w zdobycie kompletu punktów. Tym bardziej że z powodu remisu Girony z Realem Betis oznaczałoby to objęcie fotela lidera.
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda
Z przebiegu pierwszej połowy trudno było jednak wysnuć wniosek, że Los Blancos mają perspektywę awansu na pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Real co prawda był stroną dominującą, ale grał w zwolnionym tempie. Królewscy w swoich akcjach nie wrzucali wyższego biegu, przez co trudno było im zaskoczyć obronę Alaves. Deportivo skupiało się niemal całym zespołem na obronie, z rzadka tylko decydując się na wyjście z kontratakiem. Te i tak nie przynosiły większego zagrożenia pod bramką Kepy. Przez większość czasu oglądaliśmy więc spokojne wymienianie podań przez zawodników Realu Madryt, co jednak nie przekładało się na zdobywanie terenu. Dla postronnego kibica niezwiązanego emocjonalnie z żadnym z tych zespołów było to wręcz usypiające spotkanie.
Nacho wpędził Real w spore problemy
Na początku drugiej połowy zmieniło się tyle, że dominacja Realu w posiadaniu piłki była mniejsza. Alaves było aktywniejsze, przez co dłuższymi chwilami walka o futbolówkę toczyła się w okolicy środka boiska. Sytuacja znacząco zmieniła się w 54. minucie, mocno na niekorzyść Realu Madryt. Nacho faulował Samu Omorodiona, a sędzia po weryfikacji ukarał Hiszpana czerwoną kartką. Nie dość, że Królewscy musieli radzić sobie od tego momentu w dziesiątkę, to dodatkowo Carlo Ancelotti nie miał na ławce nominalnego środkowego obrońcy do uzupełnienia bloku defensywnego. Włoski szkoleniowiec zdecydował się więc na zdjęcie z boiska Luki Modricia i wprowadzenie Aureliena Tchouameniego, który zajął pozycję na środku obrony.
Na szczęście dla Realu Deportivo nie umiało wykorzystać przewagi liczebnej i zepchnąć Królewskich do defensywy. Momentami wręcz nie było widać tego, że jedna z drużyn gra o jednego zawodnika mniej. Gospodarze wydawali się być zadowoleni z wyniku remisowego i bali się zaryzykować w ofensywie, żeby przypadkiem nie odkryć się za bardzo w tyłach i narazić na kontratak. O ile w obronie Real nie odczuwał mocno osłabienia, tak już w ofensywie rzucała się w oczy mała liczba opcji. Królewscy jednak nie odpuszczali i cały czas szukali okazji na wygranie tego meczu. W końcówce mieli kilka stałych fragmentów gry i po jednym z nich udało im się dopiąć swego. Po rzucie rożnym w doliczonym czasie gry do siatki uderzeniem głową trafił nie najwyższy Lucas Vazquez. Real Madryt mimo dużych problemów dopisuje sobie trzy punkty i w nowy rok wejdzie jako lider LaLiga.