Do czterech razy sztuka? Niestety, nie tym razem. Iga Świątek stanęła tej nocy przed szansą wielkiego rewanżu nad Jeleną Ostapenko. Łotyszka wygrała trzy kolejne pojedynki przeciwko Polce, eliminując ją w turniejach w Birmingham, Indian Wells oraz Dubaju. Zamiast przerwania negatywnej serii, otrzymaliśmy jednak jedynie jej pogłębienie…
Sam pojedynek nie rozpoczął się źle dla Igi
Obie zawodniczki najpierw wzajemnie się przełamały, ale następnie obserwowaliśmy wyrównane zawody – z jednym przełamaniem na korzyść Polki. Świątek zdawała się mieć kontrolę nad pojedynkiem. Przegrany set sprawił jednak, że Ostapenko zaczęła grać jeszcze lepiej. Na starcie drugiego nie tylko przełamała podanie Polki, ale przede wszystkim nie dawała jej wielu szans przy własnym serwisie. Świątek podjęła co prawdę walkę – dość nieoczekiwanie zdołała nawet wygrać gema przy podaniu Ostapenko i to do zera, ale finalnie sama po chwili straciła serwis, przegrywając 3:6. Po dwóch setach mieliśmy więc wynik remisowy.
Taki wynik mógł zwiastować emocje w trzeciej partii, jednak Jelena Osparenko zadbała o „zabicie” jakichkolwiek nadziei Igi Świątek. Zanim gra na dobrę się rozkręciła, Łotyszka prowadziła już 5:0. Ostapenko po spotkaniu przyznała, że Iga najwyraźniej po prostu nie lubi grać przeciwko agresywnym rywalkom, które są mocne fizyczne i swoim szybkim, siłowym tenisem nie pozwalają jej na swobodną grę. Coś w tym rzeczywiście jest. Porażka jest elementem każdego sportu i nie można zarzucać Idze, że odpuściła starcie z Jeleną. Świątek dała z siebie wszystko, a jednak im dłużej trwał mecz, tym bardziej stawał się show jednej tenisistki. Po zwycięstwie w US Open w ubiegłym roku, tym razem Polka musi zadowolić się „tylko” 4. rundą. Taki wynik oznacza także utratę pozycji liderki światowego rankingu WTA.