Koniec sezonu już coraz bliżej. Za nami kolejne rozstrzygnięcia, które jeszcze bardziej podkręcają emocje na finiszu rozgrywek. Po 32. kolejce Premier League bierzemy pod lupę zamiłowanie do czystych kont Arsenalu, wymagania Ange’a Postecoglou dla skrzydłowych, najgorszy mecz Chelsea w tym sezonie, analizujemy dlaczego Liverpool nie może w tym sezonie wygrać z Manchesterem United oraz zastanawiamy się czy Foden i De Bruyne mogą grać razem.
Kevin De Bruyne błyskawicznie odpowiedział na hat-trick Phila Fodena
We wnioskach po poprzedniej kolejce chwaliliśmy Phila Fodena za występ z Aston Villą, w którym strzelił hat-tricka sugerując, że to on jest teraz najważniejszą postacią w ofensywie Manchesteru City. Pół żartem, pół serio – Kevin De Bruyne wziął to do siebie i zrobił kluczową różnicę w spotkaniu z Crystal Palace (4:2) strzelając dwa gole oraz zaliczając jedną asystę, a Foden oglądał to z poziomu ławki rezerwowych. Belg częściej niż zwykle wychodził po futbolówkę poza blok defensywny rywala – zarówno cofając się głębiej, jak i schodząc szeroko na skrzydło – skąd mógł wykorzystać swój kapitalny zasięg podań. De Bruyne angażował się także pod bramką przeciwnika często w swoim stylu atakując półprzestrzenie.
Pep Guardiola oczywiście próbował już niejednokrotnie zmieścić na boisku Fodena i De Bruyne, ale nie znalazł jeszcze idealnego systemu, w którym wykorzysta najlepsze cechy obu zawodników, jednocześnie nie zaburzając ustawienia bez piłki. Anglik często musi grać na skrzydle i nawet, gdy schodzi do środka nie jest to idealne rozwiązanie. Po spotkaniu sam De Bruyne zabrał głos na temat tego czy może grać razem z Fodenem. – To zdecydowanie możliwe. W sezonach 16/17 i 17/18 grałem z Davidem [Silvą] i nikt nie myślał, że to możliwe. Wtedy byłem bardziej biegaczem i może teraz z Philem byłoby odwrotnie. Jeśli mogę tak grać z Julianem [jak w meczu z Palace], mogę też grać z Philem – przedstawiał swoją wizję Belg. Nie wiemy co na to Guardiola, natomiast wykorzystanie maksimum potencjału obu tych zawodników powinno być priorytetem na finiszu sezonu.
Crystal Palace 2:4 Manchester United
Defensywa Arsenalu ma twarz Gabriela Magalhaesa celebrującego zablokowany strzał w doliczonym czasie gry przy prowadzeniu 3:0
Arsenal po raz kolejny wygrał w przekonującym stylu (3:0 z Brighton) i choć strzelili trzy bramki to znowu na pierwszy plan wysuwa się defensywa. Zespół Mikela Artety w 2024 roku w obronie prezentuje się perfekcyjnie. To był piąty wyjazdowy mecz z rzędu w Premier League z zachowanym czystym kontem. W 2024 roku w lidze wyciągali piłkę z siatki 4 razy w 11 spotkaniach, a jeszcze bardziej imponująco wygląda to, gdy przypomnimy sobie, w jaki sposób Kanonierzy tracili bramki:
- Z Nottingham – strata gola przy prowadzeniu 2:0 w 89. minucie.
- z Liverpoolem – absolutnie kuriozalny samobój Saliby.
- z Newcastle – strata bramki przy prowadzeniu 4:0 w 84. minucie.
- z Brentford – Aaron Ramsdale chcąc wykopać daleko piłkę nabił Yoanne’a Wissę i napastnik rywali przypadkowo trafił do siatki.
Po długim czasie, w których Arsenal w defensywie często był pośmiewiskiem, a kolejni zawodnicy, którzy otrzymywali szansę gry stawali się symbolem nieporadności zespołu (Mustafi, Pablo Mari, Holding, David Luiz – żeby wymieniać jedynie ostatnie lata), Kanonierzy mają linię obrony, która już w tunelu budzi strach przed rywalami. Po całej drużynie widać również, jak wiele znaczy dla nich zachowanie czystego konta, gdy świętują nawet interwencje przy wysokim prowadzeniu w końcówce meczu. Jak Gabriel Magalhes, który zablokował strzał w doliczonym czasie gry meczu z Brighton i celebrował prawie tak, jakby zdobył bramkę. Właśnie taką twarz ma teraz defensywa Kanonierów.
Liverpoolowi zabrakło pragmatyzmu w meczach z Manchesterem United
Liverpool potknął się i stracił pozycję lidera. The Reds w tą niedzielę trzeci raz w tym sezonie zagrali z Manchesterem United i nie potrafili pokonać tego rywala, mimo że znowu mieli sporą przewagę na przestrzeni całego spotkania. Dlaczego Liverpool nie wygrał żadnego starcia z Czerwonymi Diabłami? Po pierwsze i najważniejsze – zawodziła skuteczność. Na Anfield nie potrafili zdobyć ani jednej bramki, a w Pucharze Anglii oraz we wczorajszym spotkaniu nie wykorzystali wielu okazji, aby zamknąć mecz. Oprócz zawodzącej skuteczności trzeba też odwołać się do filozofii gry Liverpoolu.
Zespół Jurgena Kloppa lubi grać w sposób bezpośredni, w bardzo szybkim tempie. Manchester United nie trudno jest zepchnąć do głębokiej defensywy, ale żeby ich powstrzymać nie wolno pozwolić im na kontrataki. Liverpool przez większość meczu robił to dobrze, natomiast były fragmenty, w których tracił kontrolę nad meczem i dawał się wciągnąć w grę opartą na fazach przejściowych. Nie były one długie, ale Manchesterowi United wystarczyło, aby nie schodzić z boiska pokonanym, ponieważ to zespół, który ma dużą jakość z przodu, zwłaszcza w szybkich atakach. Liverpoolowi zabrakło pragmatyzmu z piłką przy nodze, jaki potrafi pokazać Manchester City (który zazwyczaj perfekcyjnie niweluje zagrożenie ze strony Man United). Niestety, ale natury nie da się oszukać.
Manchester United 2:2 Liverpool
Ange Postecoglou znalazł skrzydłowych pod swój sposób gry
Skoro poruszyliśmy już różnicę w stylu gry pomiędzy Liverpoolem, a Manchesterem City to tutaj do tego nawiążemy. Ange’owi Potecoglou zdecydowanie bliżej do filozofii Jurgena Kloppa. Koguty chcą grać szybko, bezpośrednio, błyskawicznie wykorzystywać przestrzeń, a przy tym dominować. W ostatnich spotkaniach najlepiej widać to poprzez charakterystykę skrzydłowych, jakich preferuje trener Tottenhamu. Timo Werner i Brennan Johnson tworzą duet skrzydłowych od drugiej połowy przeciwko Luton (pierwszy mecz po przerwie reprezentacyjnej), a Dejan Kulusevski – który wydaje się mieć największe umiejętności wśród skrzydłowych (jeśli Sona liczymy jako „9-tkę) – musi pogodzić się z rolą rezerwowego.
Zadania skrzydłowych Tottenhamu w systemie Postecoglou nie są skomplikowane. Mają grać bezpośrednio, atakować przestrzeń, odważnie wchodzić w pole karne i zagrywać jak najwięcej podań w szesnastkę. Właśnie w ten sposób, po płaskich dograniach wzdłuż pola karnego pomiędzy bramkarza a linię obrony przeciwnika, Koguty w ostatnim czasie strzelają dużą część goli. Timo Werner i Brennan Johnson dobrze rozumieją taką grę i mają odpowiednie atuty, aby wypełniać te zadania. Są szybcy z piłką i bez niej, dobrze poruszają się w polu karnym i nie zwlekają z decyzją.
Tottenham 3:1 Nottingham Forest
Zwycięstwo z Man United w poprzedniej kolejce Premier League nie było meczem założycielskim dla Chelsea
Jeszcze w czwartek kibice Chelsea musieli wpaść w ekstazę, gdy ich zespół z 2:3 wyciągnął na 4:3 po golach w 100. i 101. minucie przeciwko Manchesterowi United. Widząc reakcję Mauricio Pochettino na zwycięską bramkę, radość zespołu i wypowiedzi trenera, który stwierdził, że po raz pierwszy czuje więź z fanami można było sobie pomyśleć: to jest mecz założycielski dla tej drużyny. Minęło zaledwie kilka dni, a wszystkie obiecujące przewidywania można wyrzucić do kosza. W ten weekend The Blues zremisowali na wyjeździe z ostatnim w tabeli Sheffield po absolutnie nieakceptowalnym występie, szczególnie w ofensywie.
Porozmawiajmy na faktach. Obecna średnia traconych goli na mecz wskazuje, że Sheffield jest najgorzej broniącym zespołem w Premier League. W obecnym sezonie żaden zespół przeciwko The Blades nie miał tak niskiego współczynnika xG (goli oczekiwanych), nie oddał tak mało strzałów i nie zaliczył niższej liczby kontaktów z piłką w polu karnym rywala niż Chelsea we wczorajszym spotkaniu, a jedynie Wolverhampton oddało mniej strzałów w światło bramki. Tego występu po prostu nie da się usprawiedliwić. Biorąc pod uwagę jakość przeciwnika – to był najgorszy mecz Chelsea w tym sezonie. Gdyby coś takiego zdarzyło się na początku pracy Pochettino można byłoby przymknąć oko, ale teraz takie występy tylko przybliżają Argentyńczyka do zwolnienia.
Co jeszcze wydarzyło się w 32. kolejce Premier League?
- Aston Villa tylko zremisowała z Brentford (3:3) na własnym stadionie i po zwycięstwie Tottenhamu spadła na 5. miejsce w tabeli. Z pozytywów – dwa gole strzelił Ollie Watkins i w klasyfikacji strzelców brakuje mu tylko jednej bramki do Haalanda.
- Everton wygrał w Premier League po raz pierwszy od 16 grudnia (1:0 z Burnley), gdy… również mierzył się z byłym klubem obecnego trenera The Toffees, Seane’a Dyche’a.
- 16 grudnia to również data, którą możemy przywołać w kontekście Newcastle. Wtedy to zachowali ostatnie czyste konto w Premier League, a złą passę zakończyli w ten weekend. W obu przypadkach rywalem było Fulham.
- W walce o utrzymanie nie odpuszcza Luton, które odniosło pierwsze ligowe zwycięstwo od 30 stycznia pokonując na własnym stadionie Bournemouth (2:1).
- West Ham wygrał z Wolves (2:1), a warte odnotowania jest trafienie Młotów na wagę zwycięstwa. James Ward-Prowse wkręcił piłkę do bramki bezpośrednio z rzutu rożnego!
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej