Tempo Premier League w ostatnich dniach jest zawrotne, a zbliża się okres świąteczny, więc będzie jeszcze więcej grania. Tych, którzy chcą być na bieżąco zapraszamy do tego podsumowania. Po 16. kolejce omawiamy: odrabiający straty Liverpool, pomoc Manchesteru United, wielkie zwycięstwa Aston Villi, wyjazdy na Luton i wyczerpane Newcastle.
Jurgen Klopp potrafi odwacać losy meczu zmianami
Liverpool w 16 meczach tego sezonu zgromadził 37 punktów. 18 z nich, czyli prawie połowa została zdobyta z pozycji przegrywającego. W sobotę w ten sposób dopisali kolejne trzy punkty wygrywając z Crystal Palace (2:1) i obejmując fotel lidera. To nie był pierwszy raz, kiedy The Reds słabo weszli w mecz, ale i tak udało im się zdobyć komplet punktów. Pomocną rękę wyciągnęli rywale, a konkretnie Jordan Ayew, który otrzymał czerwoną kartkę, natomiast zmiany Jurgena Kloppa również ożywiły poczynania The Reds. Niemiec najpierw ściągnął Endo wprowadzając Gomeza, a przesuwając na „6-tkę” Trenta. Następnie na boisku pojawili się Gakpo i Konate, a potem Elliot i Jones.
Każdy z zawodników, który wszedł z ławki wniósł coś pozytywnego, ale kluczowe wydaje się wejście Harveya Elliota. 20-latek wywalczył drugą żółtą kartkę dla Ayew, strzelił zwycięską bramkę i regularnie znajdywał sobie przestrzeń między liniami, aby szybko przenieść akcje w pole karne rywala lub jego okolice. Liverpool w ofensywie ma wiele różnych profili zawodników i Klopp potrafi z nich korzystać w odpowiedni sposób. Punkt z Man City to spora zasługa wejścia Gravenbercha, z Wolves grę ożywił Luis Diaz, a przeciwko Newcastle kluczowe okazało się wejście Darwina Nuneza.
Manchester United gra bez pomocy
Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów – powiedział kiedyś Albert Einstein. To powiedzenie przychodzi mi na myśl w kontekście tego sezonu Manchesteru United. Oczywiście, Czerwone Diabły co chwilę osiągają inne wyniki, ale długofalowy rezultat jest ten sam – sinusoida. Manchester United nie potrafi kontrolować meczów, ma ogromne kłopoty z wychodzeniem spod pressingu i jest dość łatwy do skontrowania. To zdania, które nie zestarzały się od początku sezonu.
Erik ten Hag przed sezonem zapowiedział, że chce, aby byli „najlepszym zespołem w fazach przejściowych” i wygląda to tak, jakby próbował to zrobić nie mając środka pola, który zapewni balans pomiędzy ofensywą, a defensywą. Te braki są widoczne we wszystkich elementach, które wymieniliśmy powyżej. W sobotę w meczu z Bournemouth (0:3) rywale pierwszego gola strzelili po założeniu wysokiego pressingu, a potem wyprowadzili sporo kontrataków w bardzo prosty sposób. Erik ten Hag jest winnym tego, jak wygląda struktura zespołu. Jasne, Manchester United ma słabszy personalnie środek pola od czołowych ekip Premier League, ale w takich okolicznościach trener powinien zrobić wszystko, aby to zamaskować. Ten Hag robi wręcz przeciwnie. W fazie posiadania piłki odległości między pomocnikami są bardzo duże, co utrudnia utrzymanie się przy futbolówce, a po stracie piłki zespół nie zdąży odbudować ustawienia zanim rywal wyprowadzi kontratak.
Bournemouth 3:0 Manchester United
Aston Villa wykorzystała braki Arsenalu i Manchesteru City
W środę pokonali na własnym stadionie mistrza Anglii, Manchester City. W sobotę przyjechał wicemistrz Anglii, lider tabeli i najlepiej punktująca drużyna na wyjazdach, ale Arsenal też wyjechał z niczym, a Aston Villa przedłużyła serię ligowych zwycięstw na Villa Park do piętnastu! Zbliżamy się do półmetka rozgrywek, a The Villans są na 3. miejscu i mają zaledwie 2 punkty straty do lidera. Zespół Unaia Emery’ego robi rzeczy, które się fizjologom nie śniły.
The Villans są zespołem znakomicie grającym piłką, ale w obronie mają kłopoty. Jakim sposobem z Arsenalem i Man City zachowali więc pierwsze czyste konta od 10 meczów we wszystkich rozgrywkach? Zespół Unaia Emery’ego broni w unikalnym stylu ustawiając bardzo blisko siebie formacje, co ogranicza przestrzeń między liniami. Najprostszym sposobem jest więc zagranie podania za linię obrony, ponieważ tam jest przestrzeń, a Villa często daje czas zawodnikowi z piłką znajdującym się przed ich formacją. Manchester City i Arsenal wolą budować akcje cierpliwie szukając zawodników między liniami. Obywatele kompletnie nie mieli pomysłu na defensywę Aston Villi, natomiast Arsenal szukał podań do wbiegającego na wolne pole Martinelliego. To działało bardzo dobrze, Kanonierzy w kilku sytuacjach byli o włos od zdobycia bramki, ale Mikel Arteta nagle zdjął Brazylijczyka i gra zespołu siadła. Dziś zachwycamy się The Villans, ale uważamy, że taki sposób bronienia w wielu meczach z czołówką będzie przynosił wiele problemów.
Wyjazd na Luton to nie jest spacerek dla czołówki Premier League
Manchester City przerwał serię czterech meczów bez porażki wygrywając z Luton (2:1) na Kenilworth Road. O zespole Pepa Guardioli w ostatnich dniach mogliście na naszej stronie przeczytać mnóstwo treści, więc dziś skupimy się na Luton. Zespół Roba Edwardsa po raz kolejny postawił trudne warunki czołowemu zespołowi Premier League. Liverpool na stadionie Luton zdołał wyszarpać punkt w doliczonym czasie gry. We wtorek rzutem na taśmę, w ostatniej akcji meczu, wygrał tam Arsenal. W niedzielę zaś Manchester City został trzecim zespołem, który na Kenilworth Road musiał odrabiać straty i przekonał się o trudności tego wyjazdu, ponieważ odwrócenie wyniku nie przyszło im łatwo.
Luton na własnym stadionie przeciwko czołowym zespołom nie gra jak beniaminek, który ma kilkanaście razy mniejszy budżet od rywali. Zespół Roba Edwardsa stara się zakładać wysoki pressing i odpychać rywali od własnej bramki. Grają bardzo agresywnie, a gdy rywal próbuje przenosić grę wyżej nie zostawiają miejsca zawodnikowi z piłką nieważne czy jest on w środku pola, czy na skrzydle. Taka strategia nie zawsze się sprawdza, ponieważ brakuje im jakości i siłą rzeczy rywale spychają ich bliżej własnej bramki, ale z pewnością daje większe szanse na osiągnięcie pozytywnego rezultatu niż okopanie się blisko pola karnego i liczenie na cud.
Newcastle wyczerapała się bateria
Chelsea, PSG, Manchester United, Everton i Tottenham – w pięciu meczach po przerwie reprezentacyjnej Newcastle wychodziło dokładnie takim samym wyjściowym składzie, jeśli chodzi o zawodników w polu (bramkarz został zmieniony z powodu kontuzji). Przy tak napiętym terminarzu i grze dwa razy w tygodniu od początku sezonu brak rotacji, który oczywiście spowodowany jest plagą kontuzji w zespole prędzej, czy później musiał odbić się na wynikach Newcastle. W poprzedniej kolejce Sroki przegrały z Evertonem 0:3, a wczoraj trafili na dobrze dysponowany Tottenham i skończyło się 1:4.
To był najgorszy występ Newcastle w tym sezonie. Wyglądali zupełnie przeciwnie do tego, do czego nas przyzwyczaili. Pressing był o wiele mniej efektywny, a w środku pola rywale mieli mnóstwo przestrzeni, aby napędzać swoje ataki. Organizacja i intensywność w grze bez piłki to cechy, które najbardziej charakteryzują Newcastle, a wczoraj ten aspekt leżał. Tottenham oddał w tym spotkaniu aż 12 strzałów celnych, a ich wskaźnik goli oczekiwanych (xG) zakręcił się wokół 3,5. Dotychczas zespół Eddiego Howe’a w Premier League nie dopuszczał rywali do tylu dogodnych okazji. Piłkarzom Newcastle, którzy wydawali się nie do zabiegania wyczerpała się bateria.
Co jeszcze wydarzyło się w 16. kolejce Premier League?
- Nie zatrzymuje się Fulham, które w drugim meczu z rzędu wygrało 5:0. W tej kolejce ich ofiarą został West Ham. W podsumowaniu poprzedniej kolejki pisaliśmy więcej o zespole Marco Silvy, więc zainteresowanych odsyłamy do tego tekstu.
- W znakomitej formie jest także Everton. Ostatnie trzy spotkania to trzy zwycięstwa bez straconej bramki. Wczoraj pokonali Chelsea (2:0), która pogrąża się w marazmie.
- W drugim meczu jako trener Sheffield Chris Wilder odniósł swoje pierwsze zwycięstwo pokonując osłabione kontuzjami Brentford (1:0), ale The Blades nadal zamykają tabelę.
- Brighton tylko zremisowało z Burnley (1:1) mimo dużej przewagi i zespół Roberto De Zerbiego nadal w każdym ligowym meczu tego sezonu zarówno strzelał, jak i tracił bramkę (chyba już wiecie jaki zakład postawić w ich meczu w następnej kolejce).
- Po ostatniej porażce 0:5 zagrożona była posada Steve’a Coopera. Nottingham w tej kolejce zremisowało na wyjeździe z Wolves (1:1). Czy jednak 1 zwycięstwo w 12 ostatnich meczach uratuje trenera Forest?
- Na koniec kącik autopromocji – w poprzednim podsumowaniu postawiliśmy być może kontrowersyjną dla wielu tezę, że mimo serii pięciu meczów bez zwycięstwa Totenham wcale nie gra o wiele gorzej niż wówczas, gdy był liderem tabeli. I proszę, w następnym spotkaniu efektownie pokonali Newcastle.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej