Po końcowym gwizdku wczorajszego meczu na Anfield zacząłem zastanawiać się, czy Liverpool w tym sezonie grał jakiś łatwiejszy mecz. Od razu na myśl przyszło mi spotkanie… na Old Trafford, czyli pierwsze spotkanie przeciwko Manchesterowi United w tym sezonie, zakończone wynikiem 5:0 dla The Reds. Do grona wygranych z palcem w nosie można można doliczyć jeszcze oba mecze z Leeds, wyjazdy na stadiony Watfordu i Evertonu, czy domowy mecz z Brentford. Manchester United znalazł się w bardzo niechlubnym gronie.
Manchester United nie przygotował żadnego planu anty – Liverpool
Pamiętacie w jaki sposób Czerwone Diabły pod wodzą Solskjaera najczęściej wygrywały przeciwko najlepszym zespołom? Głęboką defensywą i wykorzystaniem szybkości przy kontratakach. W tym sezonie Man United przyjęło na Liverpool zupełnie inną strategię – chcieli atakować dość wysoko. Zarówno Solskjaer w pierwszym spotkaniu, jak i Rangnick we wczorajszym meczu nakazali swoim podopiecznym próbować odbierać piłkę już na połowie rywala. Niemniej jednak, przeciwko tak dobrze operującym piłką zawodnikom, jak Van Dijk, Matip, czy Thiago musisz mieć ten pressing świetnie zorganizowany. A do tego Manchesterowi United bardzo daleko. Liverpool nie miał żadnego kłopotu z rozgrywaniem piłki i korzystaniem z przestrzeni za linią obrony rywala. A w błyskawicznym przenoszeniu gry do dynamicznych napastników zespół Jurgena Kloppa nie ma sobie równych. Van Dijk, Trent, Robertson, Fabinho, Thiago, Henderson – w zasadzie każdy potrafi rzucić dokładne dalekie podanie na kilkadziesiąt metrów albo zainicjować akcje progresywnym podaniem.
Rangnick zupełnie nie trafił z taktyką na to spotkanie. Jego zespół grał w systemie 5-3-2, ale podczas średniego lub wysokiego pressingu przechodził w 4-4-2. Środek pola z Maticiem i Bruno Fernandesem (w 10 min, kiedy Lingard zastąpił Pogbę Portugalczyk cofnał się niżej) był zagubiony i nie potrafił pokryć dość dużej przestrzeni. Aaron Wan-Bissaka stający się w tym systemie skrzydłowym biegał bez mapy. Obserwując grę Thiago, który ze swobodą przyjmował sobie piłkę, obracał się z nią i grał podania przez linię pomocy rywala można było się zastanawiać, czy on kiedykolwiek w życiu grał łatwiejszy mecz. Oczywiście, można usprawiedliwiać złe decyzje Rangnicka brakiem dyspozycyjności wielu piłkarzy, jednak skala dominacji Liverpoolu była porażająca. Czerwone Diabły w pierwszej połowie nie oddały nawet strzału.
Siła spokoju Liverpoolu
Ralf Rangnick naprawił swoje błędy selekcji i po przerwie Manchester United nieco się obudził. Zespół przeszedł na 4-2-3-1, Jadon Sancho, który pojawił się na boisku nieco rozkręcił ofensywę, a zamiana stronami Wan-Bissaki z Dalotem trochę zneutralizowała atuty The Reds (AWB lepiej radził sobie z Salahem, choć ten ostatecznie i tak dołożył gola w końcówce). Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że było to wymachiwanie gołymi pięściami przed rycerzem w pełnym uzbrojeniu. Bo taki jest dzisiejszy obraz Liverpoolu wśród przeciwników. Jurgen Klopp stworzył potwora, który praktycznie nie ma słabych punktów. W drugiej połowie – mimo zredukowania biegu – i tak zdołali dorzucić dwa kolejne gole i doprowadzić wynik do stanu, w którym można mówić o pogromie. Najlepszym przykładem, jak Liverpool świetnie czuje swoje momenty sprzyjające jest gol na 3:0. Robertson przechwytuje piłkę gdzieś na granicy tercji obronnej, a środkowej i 9 sekund później po uderzeniu Sadio Mane piłka znajduje się już w siatce.
O ile możemy debatować nad tym, z którego sezonu Liverpool był najmocniejszy: ten obecny, ten z mistrzowskich rozgrywek, czy może nawet ten, który przegrał z Manchesterem City tytuł o 1 punkt.
Niemniej jednak, niezaprzeczalne jest, że lepszej kadry Jurgen Klopp w trakcie pobytu na Anfield jeszcze nie miał.
Szczególnie w linii ataku nagle Niemcowi zrobiło się duże pole manewru. Wczoraj na Manchester United wyszli w zestawieniu Salah – Mane – Luis Diaz i każdy z nich zdobył gola (Salah nawet dwa) i zaliczył asystę.Senegalczyk teoretycznie miał stracić na dobrym wejściu do zespołu byłego piłkarza FC Porto, ale przestawiony na środek ataku radzi sobie znakomicie. To jednak nie zamyka rywalizacji. Diogo Jota po wejściu z ławki w 20 min zdążył wyłożyć ciasteczko do Mo i zapisać się w protokole meczowym asystą. Jurgen Klopp będzie miał spory ból głowy z wyborem linii ataku na najważniejsze spotkania na finiszu tego sezonu. Ale powinien to być przyjemny ból.
Nieprzyjemny ból głowy oglądając to spotkanie mógł mieć za to Erik ten Hag. Holenderski trener dopina już ostatnie szczegóły przed podpisaniem kontraktu z Manchesterem United obowiązującym od nowego sezonu. Śledząc dziś wyczyny swoich przyszłych podopiecznych mógł tylko łapać się za głowę i zastanawiać się, jak dużo pracy przed nim. Jeśli docelowo chce ulepić drużynę na takim poziomie, jak dzisiejszy rywal Manchesteru United to klub z Old Trafford czeka bardzo długa podróż. Bo na razie od Liverpoolu dzielą ich lata świetlne. Oba bezpośrednie starcia w tym sezonie najdobitniej to pokazały.