Borussia Dortmund nie przegrała jeszcze spotkania w obecnym sezonie Bundesligi, a pokonując Werder Brema, przynajmniej chwilowo patrzyłaby na resztę ligi z pozycji lidera. Dopisywanie trzech punktów BVB przed pierwszy gwizdkiem byłoby jednak sporym nieporozumieniem. Piłkarze Edina Terzicia mają skłonność do utrudniania sobie życia, a goście z Bremy za wszelką cenę potrzebowali 3 punktów. Szansę w pierwszym składzie dostał także Dawid Kownacki, co dodawało pikanterii widowisku. Polak musiał przecież udowodnić, że zasługuje na więcej niż jedynie rolę zmiennika u Ole Wernera.
Dużo się działo, ale mało konkretnie
Początkowo, spotkanie zapowiadało się arcyciekawie. Z obu stron widzieliśmy próby wysokiego pressingu i podkręcania tempa gry. Borussia Dortmund próbowała zdominować Werder, ich rywale po niezłym wejściu w mecz, szukali swoich szans po stałych fragmentach i szybkich kontrach. W obu brakowało jednak dokładności. Dawid Kownacki raz przegrał pojedynek biegowy, w drugim zdołał wymusić kartkę dla przeciwnika. Jego obecność na boisku była jednak niezwykle anonimowa, co więcej — Polak gasł w oczach z każdą minutą tak jakby kondycyjnie nie by gotowy na grę więcej niż godziny. To nie był dobry mecz w jego wykonaniu i z przykrością musimy zgodzić się w tym miejscu z redaktorem Tomaszem Urbanem. Kownacki miał szansę pokazać, że zasługuje na pierwszy skład, tymczasem był jednym z najsłabszych piłkarzy na murawie.
Borussia wydawała się lepszym z zespołów, ale nie potrafiła zachować zimnej krwi, gdy już pojawiały się sytuacje bramkowe
Dodatkowo fatalnie uderzała stałe fragmenty. Niby gospodarze mieli sporą przewagę, ale niewiele z niej wynikało. Wymiana podań była o jedno tempo zbyt wolna, by rozmontować szczelnie broniącą defensywę Werderu. Widzieliśmy sporo uderzeń, którym niewiele brakowało, by wpadły do siatki, jednak na pierwszego gola czekać musieliśmy aż do 67. minuty. Kapitalnie inteligentnym podaniem popisał się wówczas Emre Can, a obrońcy Werderu Brema zgubili krycie Juliana Brandta. Borussia miała to, czego chciała. Trener Ole Werner mógł z kolei jedynie zmienić napastnika, wpuszczając na murawę Justina Nijnmaha w miejsce Dawida Kownackiego. Na odrabianie strat było już za póź… nie, Werder po prostu był na to zbyt słaby.
W końcówce, na boisku zrobiło się jeszcze więcej miejsca, bowiem przestrzenie między formacjami stały się komicznie duże. Borussia mogła i powinna dobić rywala. Werder grał bowiem źle i mógł dziś zostać rozgromiony. Wydaje się, że mimo kolejnego ligowego zwycięstwa, sympatycy BVB po ostatnim gwizdku będą mieć mieszane odczucia. Długimi momentami mecz wyglądał jak starcie czołowego zespołu Bundesligi z rywalem grającym poziom rozgrywkowy niżej. Wynik jednak tego nie oddaje, bowiem Borussia, dochodząc do możliwości dośrodkowań, czy też mając sporo wolnego miejsca, marnowała dogodne szanse na „skrzywdzenie” rywala. Absolutnie nie zdziwimy się jednak, jeśli trenerskie krzesło Ole Wernera w najbliższych dniach rozgrzeje się do czerwoności…