Stawka rywalizacji Lechii Gdańsk z Miedzią Legnica z oczywistych względów była ogromna. Co prawda, do końca sezonu ligowego zostało jeszcze wiele kolejek, ale porażka przeciwko bezpośredniemu rywalowi w walce o utrzymanie mogła okazać się momentem zwrotnym dla losów całego sezonu. Piłkarze Grzegorza Mokrego tracili przed tą kolejką 3 punkty do Lechii — więc musieli szukać zwycięstwa. Marcin Kaczmarek mógł w ostatnich dniach wyczytać w mediach, że jego posada jest poważnie zagrożona. I chociaż strony starają się robić dobrą minę do złej gry, Lechia również musiała szukać wygranej.
Pierwszą połowę moglibyśmy opisać w kilku słowach
Miedź próbowała wysokiego pressingu, ale niewiele z niego wynikało. Lechia szukała szybkiego wyjścia z piłką, ale brakowało ostatniego podania. W tej części tekstu jest już więcej zdań, niż akcji przed przerwą (i nie jest to ironia). Gdańszczanie prezentowali się dramatycznie słabo w ofensywie, nie potrafiąc w żaden sposób wykreować zagrożenia pod bramką Miedzi. Jednocześnie, zawodnicy z Legnicy dawali gospodarzom zbyt wiele swobody. To miało zemścić się w drugiej połowie.
Oto bowiem chwilę po zmianie stron, wrzutkę Rafała Pietrzaka uderzeniem głową wykończył Łukasz Zwoliński. Przy tej akcji nie popisał się Szymon Matuszek, który w przerwie zmienił Leventa Güldana. Dlaczego trener Miedzi zdecydował się na taką roszadę? No cóż, okazała się ona kluczowa dla wyniku meczu, a może i całej batalii o utrzymanie. Do tego momentu to był typowy „niczyi” pojedynek, w którym fatalne krycie doświadczonego Polaka pozwoliło Lechii wyjść na prowadzenie. Miedź potrzebowała czasu i dopiero po godzinie gry spróbowała się odgryźć. Podanie Matuszka zmarnował Narsingh, jednak arbiter i tak odgwizdał spalonego.
Durmus? Palce lizać!
Miedź Legnica od 60 minuty szukała wyrównania, głównie po niezbyt udanych uderzeniach z dystansu. Próby gości były jednak niemrawe, a Lechia pokazała, że dobrze czuje się, grając z kontry. Jarosław Kubicki kapitalnie wypatrzył Ilkaya Durmusa, a Turek mimo asysty dwóch defensorów Miedzi zdołał precyzyjnym uderzeniem pokonać Stefanosa Kapino.
Przepiękna bramka, pokazująca, że Lechia jednak w piłkę grać potrafi. Najbardziej zdeterminowany w gronie gospodarzy był Łukasz Zwoliński, który w końcówce podwyższył wynik, pewnie egzekwując rzut karny. Goście „pękli”, a gospodarze poczuli swoją siłę, w doliczonym czasie gry kreując kolejne sytuacje bramkowe. Jedną z nich sfinalizował Flavio Paixao. Pogrom! Po słabej pierwszej połowie, w drugiej piłkarze Lechii przeszli do ataku i pokazali, że „chce im się chcieć”. Nie ma sensu przesadnie zachwycać się dzisiejszym zwycięstwem. Cel został jednak wykonany, a posada Marcina Kaczmarka naszym zdaniem obroniona. Trudno nie odnieść wrażenia, że pewna presja, ciężar spowodowany ostatnimi fatalnymi wynikami dziś odszedł w niepamięć. Lechia przebudziła się i ma realne szanse na utrzymanie. Z taką grą jak w drugiej połowie, to powinno się udać.
Miedź? Przegrali mecz o utrzymanie. Zaprezentowali się źle. Z całym szacunkiem, ale tutaj naprawdę zaczyna brakować jakichkolwiek punktów zaczepienia, by wierzyć, że Legnica w kolejnym sezonie będzie grać w Ekstraklasie.