Lechia odzyskała licencję na grę. Czy odzyska wiarę w utrzymanie?

Lechia Gdańsk jest jak na razie najgorszym z beniaminków w obecnym sezonie PKO BP Ekstraklasy. Niewiele wskazuje też na to, by ta sytuacja miała ulec zmianie. Zajmującej przedostatnie miejsce w ligowej tabeli Lechii niezwykle trudno byłoby bowiem przegonić GieKSę, nie mówiąc już o zaskakująco dobrym Motorze Lublin. Celem Lechistów będzie jednak nie walka z tymi ekipami, lecz utrzymanie w piłkarskiej elicie. Uniknięcie degradacji nie będzie jednak możliwe bez poprawy gry – z dotychczasową średnią 0,78 pkt na mecz na pewno nie ma na to szans. Potrzeba więc progresu sportowego, a także stabilizacji sytuacji organizacyjnej, która także nie ułatwia piłkarzom ich zadania. W tej kwestii pierwszy krok został już wykonany: Lechia ogłosiła dziś, że odzyskała licencję na grę w rozgrywkach.

Ta wiadomość nie sprawia jednak, że w Gdańsku nie ma już żadnych powodów do zmartwień. Przywrócenie licencji to jedno, a zakaz transferowy dla klubu z Trójmiasta to już zupełnie inna sprawa. Ten został podtrzymany, a wygaśnie dopiero, gdy uregulowane zostaną zaległe płatności na rzecz Ruchu Chorzów. Termin spłaty należności to 10 lutego, pozostaje więc trzymać kciuki, że tym razem wszystko pójdzie dobrze, a kolejnych opóźnień nie będzie.

REKLAMA

Lechia bez transferów, za to ze zwycięstwami w sparingach

Jakkolwiek by nie było z kwestią wyjścia na prostą pod względem finansowym, nowych zawodników na razie po prostu nie będzie. Należy jednak pamiętać, że okienko transferowe w Polsce zamknie się dopiero 24 lutego, a więc 2 tygodnie po terminie spłat. Być może zakaz transferowy zostanie cofnięty, a w lutym będziemy obserwować jakieś ruchy last minute. Na razie to tylko spekulacje, niemające wiele wspólnego z rzeczywistością. Pewne jest jednak to, że wśród wielu problemów i znaków zapytania jest też promyczek nadziei w postaci rezultatów spotkań towarzyskich. W przerwie zimowej Lechia rozegrała trzy takie rywalizacje, wszystkie podczas obozu przygotowawczego w tureckim Belek. Rywalami byli kolejno serbski OFK Beograd, ukraińska Polissia Żytomierz i czeska MFK Karwina. Są to ekipy z naprawdę wysokiej półki, grające na najwyższych poziomach rozgrywkowych w swoich państwach. Lechia wygrała z każdą z nich, a relatywnie mała ilość zmian personalnych i występowanie w najsilniejszym składzie pozwala traktować wyniki dość poważnie.

Na serio podchodzi do nich także trener zespołu, John Carver, który po rozegraniu ostatniego sparingu mówił:

Nasza drużyna stanęła na wysokości, jak w każdym z dotychczasowych spotkań. […] Kiedy wygrywasz trzy mecze podczas obozu zimowego, a do tego dołożysz zwycięstwo przed obozem, to daje nam już cztery wygrane z rzędu. To powinno dodać pewności siebie, a także pomóc chłopakom uwierzyć w to, co mogą osiągnąć, i w to, że wyjście z trudnej sytuacji jest możliwe. Wciąż mamy dużo pracy przed sobą, to pewne.

YouTube Lechii Gdańsk (film poniżej)

Wyzwanie nr 1: poradzić sobie bez Ivana Zhelizko

Wyniki meczów towarzyskich oczywiście mogą cieszyć i napawać optymizmem, ale były okupione zdrowiem jednego z Lechistów. Chodzi o Ivana Zhelizko, 23-letniego Ukraińca, który po 32 minutach meczu z Polissią Żytomierz musiał zejść z boiska z powodu urazu. Wiadomo już, że chodzi o kontuzję śródstopia, a wynikająca z niej przerwa powinna potrwać około 8 tygodni. Nie jest to niesamowicie długi czas, ale Lechia przez dobrych kilka kolejek ligowych będzie musiała radzić sobie bez swojego pomocnika. Nie będzie to takie proste. Zhelizko był bowiem filarem środkowej strefy gdańszczan, a ławka rezerwowych wcale nie daje możliwości jego bezbolesnego zastąpienia. Choć Zhelizko nie błyszczał, to jednak gwarantował solidność w środku pola, czego nie można powiedzieć na przykład o jego potencjalnym zmienniku, Sergiym Buletsie.

Lechia ma także problemy ofensywne

To jednak nie jedyne wyzwanie stojące przez zespołem ze strefy spadkowej Ekstraklasy. Kolejnym będzie na przykład odbudowanie Maksyma Khlania, który na półmetku sezonu ma na koncie tylko 2 asysty i jedną bramkę. Zupełnie inaczej było w zeszłym sezonie, kiedy błyszczał, był największą gwiazdą Lechii i miał ogromny udział w jej awansie. Tą różnicę możemy zrzucić na zderzenie z wyższym poziomem rozgrywkowym, ale moim zdaniem to nie do końca właściwe tłumaczenie.

Jego największymi atutami są szybkość i niesamowite panowanie nad piłką. Khlan nie raz pokazywał, że jego pozornie naiwne decyzje ofensywne nie są z góry zdane na niepowodzenie. Ukrainiec potrafi bowiem odnaleźć się między kilkoma przeciwnikami i nie stracić orientacji w swoim położeniu, co kilkukrotnie udowadniał w ligowych starciach. – tak pisałem o Khlaniu 11 miesięcy temu, gdy byłem wprost oczarowany jego umiejętnościami. Moje słowa straciły na aktualności właśnie przez to, że Lechii brakuje polotu i odrobiny szaleństwa, którą pokazywała w 1. lidze.

Zamiast szaleństwa… dziurawa obrona

Teraz Lechia często przepycha mecze, stara się grać pragmatycznie i zagęszcza pole gry, a boiskowa wyobraźnia jest wypierana przez (często szkodliwą) konsekwencję taktyczną. Okej, może i zdała ona egzamin w meczach ze Śląskiem, Radomiakiem czy Koroną. To, samo w sobie, nie zapewni jednak utrzymania. Po pierwsze dlatego, że do niespodziewanych zwycięstw potrzeba czegoś więcej niż tylko dobrego przygotowania. Potrzeba odwagi, pomysłu i wykorzystania swoich atutów. Tego Lechia zupełnie nie robi, choć przecież jej atuty to dominacja i prowadzenie gry, co gdańszczanie pokazywali w 1. lidze, a czego obecnie zupełnie się wyrzekli.

Jest jeszcze jedno „ale”: Lechia ma niezwykle dziurawą defensywę. Przekłada się to na największą liczbę straconych goli w stawce, a i liczba popełnianych przez obrońców błędów bywa wprost porażająca. To wszystko sprawia, że Lechia kompletnie nie potrafi punktować przeciwko silniejszym zespołom. Skład klubu z Pomorza ma potencjał, co podkreślają zarówno wartość rynkowa (10. miejsce w Ekstraklasie), jak i przebłyski jakościowej gry. Styl gry Lechii po prostu do niej nie pasuje. Jest to drużyna silna na skrzydłach i dobra technicznie, a niestety nie zawsze da się to zauważyć.

Nawet z utrzymanym zakazem transferowym Lechia jest jednak drużyną, dla której obecne 4 punkty straty do bezpiecznej strefy nie powinny oznaczać ogromnego ryzyka spadku. Tak, pierwsza część sezonu to jedna wielka porażka. Na szczęście jednak jej konsekwencje w tabeli nie są na tyle istotne, by były nie do odrobienia w rundzie wiosennej. Ba, obliczono nawet, że Lechia… ma jeszcze szansę zakwalifikować się do europejskich pucharów!

REKLAMA

Tego raczej się nie doczekamy, ale na dziś przewiduję, że Lechia jednak zdoła utrzymać się w PKO BP Ekstraklasie. A przynajmniej tego sobie i polskiej piłce życzę, gdyż to – tak jak Wisła Kraków czy Śląsk Wrocław – marka, która po prostu powinna być częścią najwyższej klasy rozgrywkowej.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,719FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ